7 maja 2012

Pojedynek

Ło matulo! Jakie to stare! Chyba ma z osiem lat (jak zresztą wszystkie do tej pory zamieszczone ^ ^ )


 - Pojedynek - 

- Wyzywam cię na pojedynek – szepnęła mu do ucha, na przerwie
W pierwszej chwili popatrzył na nią ze zdumieniem. Jakby nie za bardzo wiedział, o co chodzi. Ten wyraz twarzy trwał tylko kilka sekund, by zaraz zmienić się w zaskoczenie. W pewnym momencie miała wrażenie, że chłopak ją wyśmieje, Lecz chyba spostrzegł, iż nie jest to żart, nie uśmiechała się. Patrzyła na niego przenikliwie. Czekała na reakcję, słowo, gest. Rozejrzał się wokoło, sprawdzając czy nikt nie słuchał ich rozmowy. W gwarze dużej pauzy nikt jednak nie zwracał na nich uwagi.
- Nie wygrasz ze mną – powiedział patrząc jej w oczy.
- To się okaże – rzekła wyzywająco.
- O czym tak gawędzicie? – Blondynka pojawiła się znikąd.
Spojrzeli na nią trochę spłoszeni, dziewczyna uśmiechnęła się figlarnie, jak to miała w zwyczaju.
- O niczym ważnym, sorka, ale muszę coś załatwić – spojrzała na niego znacząco i znikła w tłumie uczniów.
Chłopak o długich czarnych włosach patrzył na sylwetkę tej, która odważyła się wyzwać go na pojedynek. Blondynka mówiła coś do niego, ale nie zwracał na to uwagi. Myślał, o dzisiejszej nocy, o nocy, która miała rozstrzygnąć wszystko.
- Jacek czy ty mnie w ogóle słuchasz? – blondynka była oburzona
- Wybacz, ale muszę przemyśleć pewną rzecz – odpowiedział i nie czekając na jej rekcję oddalił się.
Na chemii, która była zwykle luźną lekcją, wszyscy rozmawiali, zupełnie nie zwracając uwagi na młodą, przestraszoną nauczycielkę, próbującą przekazać im trochę wiedzy. Niektórzy grali w karty, inni rysowali coś na tyłach zeszytów. Jeszcze inni jedli śniadanie. Patrzył na niepozorną szatynkę siedzącą w trzeciej ławce, swobodnie rozmawiała o czymś z blondynką. Co chwilę, jednak zerkała na niego, odwracał wtedy wzrok, nie chciał, by wiedziała, że ją obserwuje. Zastanawiał się dlaczego zrobiła to co zrobiła. Wiele razy przechwalał jej się jaki jest potężny. Chociaż nie, nie uważał tego za przechwałki. Po prostu chciał wzbudzić u niej respekt, ale ona była nie ugięta, zuchwała dziewczyna. Zastanawiał się czy dzisiejszej nocy pożałuje że wyjawił jej swą tajemnicę. Nagle przyszło mu do głowy że dziewczyna żartowała, że wcale nie zamierza się dziś zjawić, że zwyczajnie z niego zakpiła, ale z drugiej strony po co miałaby to robić? Nie miała w tym żadnego celu. Pomyślał o zignorowaniu jej wyzwania, ale szybko odrzucił ten pomysł. Wiedział że jeżeli nie przyjdzie, zostanie nazwany tchórzem. Tego nienawidził z całego serca. I chociaż ta zuchwała dziewczyna nigdy nie wyjawiłaby jego tajemnicy (bo któż by jej uwierzył), nie chciał być uważany przez nią za cykora. Postanowił że zjawi się w określonym miejscu i czasie.

***

Budynek szkoły pogrążony był w ciemności. Natychmiast wypowiedział zaklęcie ostrego widzenia, co pozwalało mu na przeniknięcie mroku na jakiś metr wokół siebie i wszedł powoli do sali gimnastycznej, był sam. Przez głowę przeleciała mu myśl, że jednak został oszukany, lecz za chwilę usłyszał jej głos.
- Tylko miecze, żadnych mocy – wyłoniła się z ciemności
Wyglądała inaczej, miała na dobie czarne spodnie i niebieską luźną bluzkę, jakby nie przyszła tu walczyć, lecz po prostu posiedzieć z przyjacielem. Stwierdził, że jest dość ładna, nie odezwał się. Zastanawiał się, dlaczego miecze. Każde z nich miało moc i choć od dawna zanosiło się na ten pojedynek, on zawsze sądził, że to będzie właśnie sprawdzian mocy. Mocy ciemności, przeciwko białej magii. Otrząsnął się z rozmyślań i szeptem wypowiedział zaklęcie. Sala gimnastyczna na chwilkę zalśniła jasnym blaskiem, a potem znów wszystko pociemniało, w ręku trzymał broń. Spojrzała na nią z aprobatą i uśmiechnęła się, był to półtora ręczny zdobiony runami miecz, z srebrną rękojeścią zakończoną rubinem. W jej własnej dłoni także mignął brzeszczot, srebrna klinga miała wyryte na powierzchni pnącze róży, a rękojeść katany zdobiona była na czarno, czerwono. Jacek zastanawiał się czy powinien ufać jej na tyle, by nie używać swoich mocy. Po krótkim namyśle stwierdził że raczej tak, z tego co wiedział te istoty nocy były honorowe. Ruszył do walki, zaatakował, lecz ona odparowała jego cios. Odskoczyła i zmierzyła go wzrokiem.
- Wiesz że mogę cię zabić jednym zaklęciem – powiedział
- Nie, nie możesz – jej pewność siebie przestraszyła go nieco.
Krążyli w około siebie mierząc się nawzajem i czekając na ruch przeciwnika. Gdyby nie to, że sam był honorowym magiem, spróbowałby już teraz spalić ją żywcem jednym ze swych ognistych zaklęć. Ziarenko wątpliwości jednak już w nim zakiełkowało. Być może blefowała, a może naprawdę zdołałaby się obronić? W końcu zaatakowała, skoczyła ku niemu próbując cięcie na klatkę piersiową. Odsuną się i od razu przeszedł do kontry, ich miecze spotykały się kilkakrotnie. Sprawdzian siły i umiejętności trwał, a Jacek pomyślał że dziewczyna naprawdę jest dobra. Odskoczył w ciemność, choć wątpił, że da mu schronienie. Klaudia widziała w nocy lepiej niż on, nawet jeśli był wspomagany zaklęciem widzenia. Przez chwilę zastanawiał się po co to wszystko, znów powróciły wątpliwości. Czy przypadkiem nie jest ofiarą jakiegoś zmyślnego żartu. Nie dane było mu się długo o tym myśleć. Znów zaatakowała, tym razem jej cios był bardziej stanowczy. Jednakże zdołał się obronić, ale stracił równowagę. Szybko się poniósł. Wściekły ruszył do ataku, jednak ona była zbyt szybka, zrobiła unik jednocześnie wytrącając mu miecz z ręki. Cholera! Złamała własne zasady, nikt nie mógł być tak szybki, skorzystała ze swojej mocy, był tego pewien, cofnął się. W jego dłoni pojawiła się kula ognia, Klaudia spojrzała w jego oczy.
- Miało być bez mocy – rzekła bez strachu.
- Sama jej użyłaś – zripostował – nikt nie jest tak szybki
- Jest, jeśli dobrze i ciężko trenuje
Kula ognia zgasła, podniosła jego miecz i rzuciła w jego stronę, upadł z głuchym brzdękiem. Jacek podniósł broń, czuł coraz większą pogardę dziewczyny i coraz większy gniew. Jak ona śmiała w ogóle wyzwać go na pojedynek?! Z wyrazem wściekłości w oczach skoczył ku niej. Z kocią zwinnością podskoczyła unikając ciosu i jednocześnie przeskakując nad przeciwnikiem. Błyskawicznie odwróciła się i kopnęła go w plecy, tracąc równowagę upuścił miecz i upadł na brzuch. Kiedy przewrócił się na plecy stała już nad nim trzymając klingę swej broni przy jego szyi. „Czemu z tym nie skończy?”, przemknęło mu przez głowę.
- Wygrałam – uśmiechnęła się słodko, a w tym uśmiechu nie było cienia złośliwości.
Odrzuciła broń i wyciągnęła rękę by pomóc mu wstać. Podnosząc się, zapytał
- Czy to wszystko? Czy tylko o to chodziło?
- Chciałam się przekonać – nadal uśmiechała się słodko.
- Przekonać? – w jego głosie wyczuć można było niedowierzanie.
- Chciałam wiedzieć, kto jest lepszy, ale bez mocy, bo wiedziałam, że gdybyśmy używali mocy... Któreś z nas na pewno by zginęło.... A za bardzo cię lubię.
- Zawsze pewna siebie co? – uśmiechnął się.
Milcząc przytuliła go. Wzdrygnął się, lecz gdy tylko przekonał się że nic mu nie grozi rozluźnił napięte mięśnie. Może miała rację, może naprawdę któreś z nich by zginęło, a jemu tez byłoby żal, gdyby ona umarła. Miała coś w sobie, coś co sprawiało, że byli najbardziej przyjaznymi wrogami na świecie.
- Jesteś dobry – powiedziała i odwróciła się by odejść
- Ty także – uśmiechnął się już do siebie gdy, znikła w ciemności.

3 komentarze:

  1. No i w koncu jakis dobry koniec :) Lubie takie opowiadanka :) Apropos... pogubilas w niektorych slowkach po jednej literce ale nie szkodzi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Optymistyczne bardzo i wciągające :)

    OdpowiedzUsuń
  3. heheh fajny fragment z ripostą o (nie) użyciu mocy

    OdpowiedzUsuń