14 października 2015

Życzenie Półkrwi - rozdział 11 (1/2)

Zapraszam serdecznie na część pierwszą rozdziału jedenastego :)

11.

            Keczup, gdzie do licha podziała się ta czerwona butelka? Była pewna, że go kupowała! A tak, trzecia szafka po prawej, na dolnej półce. Niemądra dziewucha - skarciła samą siebie ­ zapomniałabym głowy, gdyby nie była przytwierdzona do ciała albo miecza, gdybym nie mogła go przywołać w każdej chwili, zaśmiała się sama do siebie. Adrelia krzątała się po swojej, zdecydowanie za dużej, jak na jedną osobę, kuchni, ładując coraz to nowe rzeczy do plecaka. Obok plastikowej butelki z pomidorem na etykiecie, zapakowane zostały jednorazowe sztućce, talerzyki i kubki, a także kiełbaski i chleb oraz butelka wody. Nie można też było zapomnieć o Martini, skoro świętować, to świętować! Obracając się do lodówki, Adri spostrzegła przez okno siedzącego na gałęzi niedalekiego drzewa kruka. Ptak zapamiętale czyścił sobie piórka. Zamarła na chwilę, jakby był niezwykle niecodziennym zjawiskiem. Ten, chyba speszony jej długotrwałym wpatrywaniem się, przestał zajmować się toaletą i skierował na nią paciorkowate spojrzenie. Przyglądał się tak dłuższą chwilę, jakby walczyli na spojrzenia, po czym wydał z siebie krótkie, acz wyraźne w przekazie „kraa!”,  rozłożył skrzydła i odleciał. Czerwonowłosa westchnęła tylko, zawieszając wzrok na pustej już, lecz nadal kołyszącej się gałązce.
-        Coś, co mam najcenniejszego, hę? - zapytała drzewa, zaszumiało na wietrze w odpowiedzi.

Przypomniała sobie wizytę w domu śmierci. Te siedem dziwnych kobiet wpatrujących się w nią, jakby była eksponatem na wystawie. Odniosła wrażenie, że wiedziały coś, o czym jej nie powiedziały, coś istotnego, niezwykle ważnego, ale i tajemniczego. Odrzuciła tę myśl, teraz nie pora się nad tym zastanawiać, poza tym mogło jej się tylko zdawać. Najcenniejsza rzecz jaką posiadała, tego właśnie zażądały. Oddała im zatem skrzydła, bo tylko to spełniało kryteria.  Jednak tu nie chodziło o nie. Skrzydła były niczym w porównaniu z tym, co tak naprawdę im oddała. Latanie to tylko jedna z możliwości magii zapożyczania. Jej własne źródło mocy było bardzo ograniczone, a energia magiczna niepokojąco szybko się kończyła. Adrelia podejrzewała, że to efekt uboczny bycia hybrydą. W końcu nie można mieć samych zalet, pomyślała z goryczą. Nauczyła się więc sztuki zapożyczania z natury i wykształciła ją do tego stopnia, że własnego źródła prawie w ogóle nie potrzebowała. Dodawała go tylko czasem do efektów wizualnych zapożyczenia, by przestraszyć przeciwnika, jak wtedy podczas walki z Eivą, jednak nawet ta odrobina była przez dhampirzycę odczuwalna. Adri westchnęła po raz kolejny, wyszła z kuchni i ruszyła do jednego z pokoi, kierując się do ściennej sypialnianej szafy po stosowne ubrania. Wybrała zwykłe, stare, poprzecierane na kolanach jeansy, czarne tenisówki i zieloną bluzkę z rękawami trzy czwarte. Wiedziała, że bez magii zapożyczenia jest kilkakrotnie słabsza, a to oznacza, że nadejdą chwile, gdy będzie zdana na wilka lub Jin'a. Na myśl o magu twarz jej się rozpromieniła. Kiedy zatem poszła do łazienki, by przed lustrem uczesać odpowiednio włosy, uśmiechała się do własnego odbicia.

* * *

-        Żyje? - zdziwił się Hakon.
Siedział na podłokietnik sporego fotela i z niedowierzaniem przyglądał się grzebiącej w plecaku przyjaciółce.
-        Ale jak? - zapytał, widząc, że nie podnosi głowy.
-        Narodził się dziś – powiedziała, wyciągając butelkę keczupu i odstawiając ją na podłogę – więc dziś są jego urodziny, zapisz w kalendarzu – dodała, podnosząc głowę i szczerząc radośnie kły.
-        Narodził się.. - powtórzył, kucając obok niej i zaglądając do plecaka – dlaczego dopiero teraz?
-        Nie wiem – odrzekła – minął tydzień, może to jakieś zasady zaświatów? Ważne, że się narodził.
-        No racja – przyznał Hakon, a widząc zawartość plecaka, którego już połowa znajdowała się na podłodze, zapytał – piknik planujesz?
-        Ognisko – odparła, po czym dodała – Śmierć powiedziała, że Jin narodzi się z całą swoją pamięcią, więc zapewne użyje zaklęć, by dorosnąć.
Hakon przyglądał się jej, radosnej jak dziecko, widzące pierwszy śnieg.

            Pamiętał tę chwilę, gdy  pokonali demona, a ona była cała we krwi, z opadniętymi ramionami, milcząca, z oczami, w których czaiła się bezmyślna i bezgraniczna pustka; pomyślał wtedy, że Adrelia zamknęła za jakimiś solidnymi drzwiami cały swój ból... łącznie z duszą. Pamiętał, że przez myśl mu przeszło, iż sama umarła, tak wewnątrz siebie, pozostawiając tylko wegetującą na automacie skorupę bez wnętrza. Przez następne parę dni nie roztaczała wokół siebie nic, poza posępnością i ciszą, przerywaną tylko niekiedy drobnymi słówkami jak: proszę, dziękuję, tak i nie. Przychodziła do niego codziennie, ale chyba tylko dlatego, że tego od niej zażądał. Przez cały ten czas była nieobecna. Przesiadywała przed laptopem, który przynosiła ze sobą lub przed telewizorem – oglądając programy o starych wierzeniach pradawnych ludów na Discovery. Bał się, że zrobi coś głupiego, że zacznie szukać zemsty, nie wiedział tylko na kim miałaby jej szukać. Winny śmierci Jin'a już dawno sam był martwy, chyba, że szukała sposobu, by go ożywić i zabić ponownie. Prawdopodobnym było też, że miał pomocników. Trudno wszak uwierzyć, że zdołał sam wydostać się z więzienia magów. Mimo obaw Hakona, Adrelia spędzała tu długie godziny i nic nie wskazywało na to, że poza tym czasem podejmuje jakieś działania. Można było niemal powiedzieć, że tu mieszkała, gdyż wychodziła tylko na noc i na polowanie, co zwykle było połączone. Dzięki temu uspokoił się nieco.

            Do czasu.
            Wtedy, tydzień temu, zamknęła nagle laptopa z lekkim trzaskiem, po czym wstała gwałtownie.
-        Wiem – powiedziała.
-        Hę...?
Pierwej nie zrozumiał, tym nagłym poruszeniem oderwała go od nowego MMO, które właśnie sprawdzał. Chciał dowiedzieć się, co wywołało u niej tę reakcję, lecz gdy tylko się odwrócił, zdołał ledwie dostrzec kontury znikających już drzwi portalu. Nie pojawiła się przez kolejne siedem dni, nie zadzwoniła, nie odpisała na e-maila, sms'a czy wiadomość na GG. Co prawda jej laptop nadal spoczywał na ławie w jego salonie, ale Hakon wiedział, że miała w domu drugi komputer. Trzeciego dnia nie wytrzymał i choć zły był na siebie za pogwałcenie jej prywatności, sprawdził historię przeglądarki w laptopie. Ostatnia otwarta strona wydawała się traktować o okultyzmie. Wydawała, bo nie mógł z niej niczego zrozumieć, a na temat wskazywały zdjęcia i cała wizualizacja witryny. Tekst natomiast zapisany był w nieznanym dla niego języku. Nie był to polski, ani angielski, nawet nie niemiecki, z którym jako tako by sobie poradził z pomocą słownika. Przeglądając jej komputer, w duchu skarcił sam siebie, że jeszcze nie namówił jej, by pokazała mu swój dom. Gdyby wiedział gdzie to jest, mógłby się tam przenieść w każdej chwili i sprawdzić czy wszystko z nią w porządku lub chociaż poszukać śladów jej bytności i wskazówek miejsca, w którym może teraz być. Przejrzał jeszcze kilka innych witryn, niektóre były po angielsku, inne w językach, o których nawet nie słyszał. Wszystkie jednak z grubsza wyglądały tak samo. Dzięki tym angielskojęzycznym dowiedział się, że to czego szukała, ma związek ze śmiercią i jakimiś rytuałami zmartwychwstania, wierzeniami starych ludów, jakoby można było przebłagać bogów, by zwrócili ukochaną osobę. W niektórych miejscach wspominano, że można zapłacić za to jakąś cenę, zwykle było to własne życie. Po tych informacjach Hakon zaczął częściej wydzwaniać i naprawdę się martwić, czyżby Adri chciała zrobić coś tak głupiego?! Kiedy już powoli zaczynał świrować ze zmartwienia, ona, właśnie dziś, pojawiła się jakby nigdy nic, radosna jak skowronek, oznajmiając, bez względnych wstępów, że Jin żyje. Nie wiedział jak to zrobiła i chyba nie chciał wiedzieć, a już na pewno nie miał zamiaru jej pytać. Jeśli będzie chciała, sama mu to zdradzi.

            Zerkając do plecaka, przekrzywił lekko głowę. Ona, całkowicie zaabsorbowana grzebaniem w nim, zupełnie nie zwróciła na Hakona uwagi. Dopiero kiedy znalazł się tak blisko niej, nagle zrozumiał, jaką ulgę czuje, wiedząc, że nic jej nie jest. Zdecydował, że musi ją w końcu porządnie zrugać za takie znikania. Chociaż miał ochotę jej przywalić, potrząsnąć nią porządnie, wykrzyczeć jej w twarz, że się martwił, doszedł do wniosku, że jednak zrobi to później. 
-        A czego szukasz, tak właściwie? - zapytał, zamiast tego.
-        Sprawdzałam, czy wszystko jest – odparła, posyłając mu słodki uśmiech.
-        Dobra, to ja też coś wezmę, poczekaj.
Ruszył do kuchni pośpiesznym krokiem. Jej radość udzielała mu się, bo i na jego, zmartwionej jeszcze do niedawna twarzy, pojawił się szeroki uśmiech. Kiedy Hakon znikł za drzwiami, dobiegł ją hałas szklanego przedmiotu, uderzającego o metal i ciche, acz plugawe przekleństwo, tuż po tym, jak coś najwyraźniej upadło na ziemię. Po chwili jednak chłopak wrócił z czarnym plecakiem na ramieniu.
-        Cholercia, zapomniała ja coś ważnego – wstała – skoczę tylko po to do domu, dobra?
-        A może w końcu byś mi pokazała, gdzie mieszkasz? - zapytał przezornie.
-        Nie, dziś nie – pokręciła głową jakby z niesmakiem – mam straszny burdel na chacie, nie będę cię tam wprowadzać w ten syf.
-        Taaa.... jasne – rzekł przeciągle, ale nie nalegał.
-        Zaraz wrócę – rzuciła i znikła w portalu.
Hakon zdjął plecak i rozsiadł się przed telewizorem. Znał Adrelię już dość dobrze. Była zapominalska, więc zapewne w ogóle nie wie, gdzie ma to, czego szukała. Niewykluczone też, że w czasie przeszukiwania domu  wyleci jej z głowy powód całego zamieszania. A może postanowiła posprzątać, żeby w końcu go zaprosić i teraz biega od pokoju do pokoju, ze ścierką do kurzu, mopem i miotłą? Chłopak zaśmiał się w duchu. Kiedy wampirzyca walczyła z kimś lub czegoś broniła, była skoncentrowana, a zmysły miała wyostrzone bardziej niż zdjęcia najlepszego fotografa. Jednak w codziennym, ludzkim życiu była roztrzepana niczym zakochana nastolatka. Spojrzał na zegarek. Dam jej pół godziny, pomyślał, włączając Comedy Central.

            Po niespełna dziesięciu minutach usłyszał pukanie do drzwi. No tak, pomyślał, roztrzepana nastolatka. Ona naprawdę kiedyś zapomni się ubrać albo własnego imienia. Uśmiechnął się do tej myśli, uznając, że jest bardzo trafna.
-        Nie, żebyś mogła pojawić się bezpośrednio w pokoju – rzekł, otwierając drzwi.
Przed nim nie ukazał się promienny, uzbrojony w kły, uśmiech jego przyjaciółki. Nie zobaczył też właścicielki dobrze pamiętanego uśmiechu i czerwonych oczu. W ogóle nikogo nie zobaczył. Wyczuł jednak czyjąś obecność po prawej. Skierował wzrok w tę stronę, lecz nim zdążył skupić spojrzenie na osobie, otulona w skórzaną rękawicę dłoń wyszarpała go z przejścia. Wylądował na trawie przed domem. No tak, powinien już się nauczyć, że jak ktoś puka, to nie wróży to nic dobrego.
-        Czy zawsze, kiedy otwieram drzwi – zaczął, wstając powoli – muszę dostawać w mordę i lądować tutaj? - otrzepał spodnie.
Dopiero teraz spostrzegł właściciela rękawicy. Miał dziwne wrażenie, że już widział tego typa. Tym bardziej, że jego skórzana kurtka miała na rękawie wyhaftowany znak Ankh, który zdecydowanie już się pojawił w pamięci młodzieńca. Cały wygląd przeciwnika był równie znajomy, co znak na kurtce. Ciemne, lustrzane okulary, niczym z Matrix'a, zasłaniały mu oczy, czarna maska natomiast – resztę twarzy. W tej masce wyglądał jak motocyklista lub jakiś futurystyczny ninja. Milczał jak zaklęty.
-        Czy ten wasz emo klub naprawdę nie ma co robić? - dopytywał się Hakon.
I tym razem nie uzyskał odpowiedzi. Zamiast tego zaatakowano go mylącym ciosem w twarz, który  błyskawicznie został skierowany w żołądek. Chłopak jęknął, lecz nie powaliło go to. Zachowując zimną krew, wykorzystał skierowaną wciąż w dół kończynę przeciwnika. Podskoczył i używając ręki jak równi pochyłej, zrobił po niej dwa kroki, po czym poczęstował mężczyznę kopniakiem w twarz, jednocześnie odskakując w bok. Całość trwała nie więcej niż sekundę, ale Hakon miał pewność, że ten manewr udał mu się głównie dzięki zaskoczeniu. Człowiek w masce, czy też raczej wampir, wylądował na ziemi bez żadnego jęku. Podniósł się powoli, a Hakona przeszedł mimowolny dreszcz na widok oczu, nieskrywanych już pod ciemnymi okularami, które leżały nieopodal – roztrzaskane. Te oczy, niczym ze szkła, puste, sztuczne, nic nie wyrażające, jakby zamglone, oczy marionetki. Ruszył ku Hakonowi z zaciśniętymi pięściami, powoli, jakby chciał dać młodzieńcowi czas na zapatrzenie się w puste oczy. Hakon, którego złośliwy uśmiech, nie wiedzieć kiedy zmienił się w uśmiech wilka, nie pozwolił sobie na nieuwagę. Chwycił jeden z mieczy, które miał na plecach i machnął nim, a brzeszczot pokrył się czarnym ogniem. Wilk machnął nim znów, jakby na pokaz, jak gdyby mówił „no chodź krwiopijco, zaraz się pobawimy”. Wyrażał to miecz, jego spojrzenie, a także uzbrojony w ostre zęby wilkołaczy uśmiech. Wampir o szklanych oczach cofnął się nieznacznie, po czym uniósł ręce i zaczął wodzić nimi w powietrzu. Gdyby  inkantował jakieś słowa, można byłoby pomyśleć, że próbuje rzucić zaklęcie, ale on milczał  niewzruszenie. Mimo iż nie wiedział co się święci, Hakon ruszył ku wampirowi, chcąc przeszkodzić mu, cokolwiek planował. I wtedy szklanooki ledwie zauważalnie skinął głową, ktoś skoczył Hakonowi na plecy, ten poczuł obrożę zatrzaskującą mu się na wilczej szyi, ogień na mieczu zgasł raptownie, jak zdmuchnięta zapałka. Nim się zorientował, leżał już na ziemi, powalony przez tego, który na niego skoczył. Wilk jednak nie miał zamiaru dać za wygraną. Mimo że stracił miecz, który potoczył się poza zasięg jego łapy, ani myślał przestać walczyć. Zrzucił z siebie przeciwnika i zerwał się jak oparzony, cholerne antymagiczne białe złoto! Chwycił za obrożę, starając się zerwać ją z siebie lub chociaż rozpiąć, kątem oka obserwował bliźniaczych, już teraz dwóch napastników. Drugi również stracił okulary podczas upadku i dopiero teraz dało się zauważyć różnicę między nimi. Ten, który dopiero teraz dołączył do zabawy, miał stalowo szare oczy, lecz równie szklane jak jego kolega.
-        No i co się durnie gapicie?! - warknął już nie na żarty zezłoszczony wilk, nadal mocując się z obrożą, która za nic w świecie nie chciała zejść.
Nie doczekał się odpowiedzi. Skoczyli na niego obaj, ledwie zdołał się odsunąć, ale i to niewiele dało. Dostał w żołądek, a drugi przeciwnik zręcznie uniknął kłapnięcia wilczymi zębiskami. Od ciosu w pysk, Hakon zatoczył się, ale nim zdążył odzyskać równowagę - znów leżał na ziemi, trzymany tym razem z podwójną siłą. Usłyszał klaskanie, zajęty walką nie spostrzegł, że w jego ogródku znalazł się ktoś jeszcze.
-        No brawo – rzekł znajomy głos – masz pojęcie, psie, jak ciężko cię było znaleźć tylko po samym wspomnieniu wyglądu tego miejsca jakie miała w głowie? - zapytał Daell.
-        Zamknij pysk, gówniarzu – warknął Hakon, szarpiąc się – i co teraz? Znów mnie czeka jebana klatka, czy dostanę lepszy apartament?!
-        Mój drogi – Daell nie dał się wyprowadzić z równowagi – apartament dostaniesz, ale na krótko – rzekł uprzejmie – zabiłeś Ariin'a, a za to jest tylko jedna kara.
Wilk poczuł ukłucia w miejscach, gdzie go trzymali, mieli tam jakieś strzykawki czy co? Zaraz potem przyszło osłabienie, spowodowane nie tylko zablokowaniem magii, ale również wysysaną krwią i drętwieniem łap. Jedyne na co miał teraz siłę, to groźne spojrzenie, przepełnione chęcią obicia do nieprzytomności małego oprawcy.
-        Ale najpierw zobaczę sobie, co masz w tej psiej główce – ciągnął chłopiec.

            Butelka Martini Rosso głucho uderzyła o ziemię, prawie natychmiast zatapiając się w nieskoszonej jeszcze trawie. Usłyszeli warknięcie i dosłownie sekundę później ledwie widoczne ręce, w ciemnozielonych rękawach, chwyciły Daell'a, nim tamten zdołał dotknąć wilka. Przeturlali się po trawie, a nim zapadła ciemność, Hakon zdołał usłyszeć jeszcze.
-        Jak miło, że do nas dołączyłaś.

            Pierwszym, co dotarło do jego świadomości, był chłód krat, o które się opierał. Chwilę zajęło mu zorientowanie się, że ma skute za plecami łapy, na dolnych kończynach również mieniła się nowa biżuteria w postaci obrączek. Rozejrzał się niepewnie, wciąż czując pulsowanie po uderzeniu w głowę. Tak, jak się spodziewał, był w klatce, a na szyi nadal czuł ciężar obroży.
-        Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, kurwa – mruknął.
Rozglądając się nadal, natrafił jednak na coś, czego się nie spodziewał lub też raczej na kogoś. Przykuta do ściany, jak niegdyś on, głowę miała opuszczoną, a grzywka zasłaniała jej oczy. Martwa? Nie - słyszał powolne bicie jej serca. Mimowolnie zacisnął skute pięści i zgrzytnął zębami. Jest przecież tak wspaniałą wojowniczką, więc co, u licha, się stało, że udało im się ją złapać. Jakiego podstępu użyli? Nie wierzył, by ten smarkacz był w stanie pokonać Adri w uczciwej walce. Może to milczące bliźniaki? Czyżby byli aż tak silni, czy w ogrodzie był ktoś jeszcze? Pytania kłębiły się w jego głowie, lecz jedno, najważniejsze, zdołało się wybić: Czego oni, do jasnej cholery, znowu chcieli? Czyżby młody zapragnął tego, co Ariin? Czy o to im chodziło? Historia lubi zataczać koła, ale to byłoby wręcz śmieszne! Może wynaleźli jakąś nową legendę o potędze przyjaźni wampirzo – wilczej albo zwyczajnie chcieli się zemścić.
-        Dajcie miskę z żarciem, głodny jestem! - krzyknął, bardziej dla sprawdzenia reakcji niż z faktycznej potrzeby.
Nikt nie odpowiedział. Nikt też nie przyszedł. Cisza, która otuliła loch, nie została zmącona najmniejszym nawet dźwiękiem, ani obecnością kogokolwiek, poza więźniami. Hakon niejasno zdawał sobie sprawę, że znajdują się w innym więzieniu niż poprzednio dane mu było przebywać. Kraty, jak kraty, rozmieszczenie też podobne, ale zapach zdecydowanie był inny. Zerknął jeszcze raz na Adrelię, której o dziwo nie zbudził jego krzyk, a patrząc na nią dziwił się, dlaczego wsadzili ich do tej samej celi. Szarpnął się, niezbyt zresztą licząc na jakikolwiek efekt. Metal zadźwięczał żałośnie, jakby przepraszająco. Natomiast Hakon spostrzegł łańcuch przypięty do obroży, jak smycz dla psa. Skurwysyny, niech ich tylko dostanie w swoje kły i pazury, niech ich tylko dorwie, tego gówniarza i jego genetyczne dziwactwa. Zawył z wściekłości, a wycie odbiło się echem od pustych ścian. Adrelia jęknęła cicho.
-        Adri...?
-        C... co się stało? - zapytała rozglądając się tępo po pomieszczeniu, odnalazła go wzrokiem – Hakon...
Uśmiechnęła się łagodnym, pijackim uśmiechem kogoś, kto dostał porządnie w głowę i jeszcze nie do końca docierało do niego, gdzie jest. Zamrugała kilkakrotnie, a jej niebieskie oczy poczerwieniały, gdy zrozumiała, w jakim jest położeniu.
-        Jak się spało? - zapytał Hakon, nieco ironicznie.
-        Świetnie, poduszki trochę za małe, ale kołdra przynajmniej nie za krótka – odrzekła nie mniej ironicznie – Jak się czujesz? - lecz nie czekając na odpowiedź, dodała – zaraz coś wymyślę, by nas stąd wydostać.
-        Byłoby miło – wyszczerzył wilcze zęby.
Najpierw przyglądała mu się dobrą chwilę, zastanawiając się, co może zrobić, wiedziała bowiem, że sam niewiele może zdziałać z rękoma skutymi za plecami. Rozczapierzyła palce i skierowała je w stronę Wilka, przymrużyła oczy, lecz po chwili zrezygnowała.
-        Musisz się trochę przesunąć – powiedziała – nie chcę cię spalić.
-        No raczej nie sądzę, by wilk z rożna dobrze smakował.
Zachichotała. Jakkolwiek sytuacja by nie była poważna, Hakon zawsze potrafił dodać jej otuchy rozluźniając atmosferę jakimś naprędce wymyślonym komentarzem lub dowcipem. Powoli wstał i podskakując, zbliżył się do niej nieco. Obrócił się tak, by mogła trafić w kajdany na górnych kończynach. Chociaż wycelowanie zaklęcia mogło być trudne, wiedział, że współdziałanie lodu i ognia może skruszyć łańcuchy. Nawet, jeśli mogła go nieco przypiec – ufał jej bezgranicznie. Adrelia skierowała rozczapierzone na powrót palce w jego stronę. Nagle przypomniała sobie coś i przez myśl jej przeszło, że mogłaby użyć samego lodu, co zaoszczędziłoby jej i tak nikłej energii.
-        Hakon – powiedziała – ty masz te swoje ogniste pięści, co się tak nimi puszysz zawsze, jaki to jesteś zajebisty bokser – nie było drwiny w jej głosie, ale nutka rozbawienia dawała się wyraźnie wyczuć – użyj tego, ja ci rzucę na to lodem, a różnica temperatur rozprawi się z tym żelastwem – wyjaśniła mu swój plan, jakby wcześniej już się nie domyślił.
-        Dobra.
-        No i? - zapytała po chwili.
-        Nie działa.
-        Jak to nie działa?!
Przymknęła oczy, sięgnęła do swego źródła i zaczerpnęła zeń. Skupiła się, wykształtowała lód, który potem uformowała w kształt strzały i skierowała w stronę dłoni. Zaklęcie powędrowało posłusznie i bez żadnych problemów, lecz przy końcu drogi stanęło dęba niczym oporny koń i ani myślało wychylić się na zewnątrz. Adri zmarszczyła brwi, siłując się ze strzałą i twardym, niewidocznym czymś, co uniemożliwiało jej uwolnienie. Po kilku próbach zrezygnowała i z westchnieniem otworzyła oczy.
-        Bariera antymagiczna – stwierdziła.
-        Uhm – przytaknął – białe złoto, najprawdopodobniej kajdany.
-        Taka bariera nie powinna działać na narodzone zaklęcie – konstatowała – spróbuję.
Chwilę później w ścianie, do której przytulona była Adri, zaczęły pojawiać się kontury drzwi. Hakon, znów wygodnie siedzący pod kratą, uśmiechnął się na ten widok. Jednak uśmiech ten za chwilę zgasł jednocześnie z gasnącym portalem. Wilk spojrzał pytająco na czerwonowłosą.
-        Nie dam rady przenieść całego budynku – odpowiedziała na niezadane pytanie.
-        Może się nie znam – odrzekł – ale nie lepiej byłoby przenieść nas, a nie cały budynek?
-        Jestem przyczepiona do ściany. Jak myślisz, jakim sposobem mogę przejść przez portal, skoro wszystko, co dotykam w chwili przeniesienia, idzie ze mną? - zapytała, lecz bez złości.
-        Faktycznie – zgodził się – a gdyby tak...? - zawiesił głos, lecz po chwili pokręcił głową – nie, to głupi pomysł.
-        No?
Nie dane jej było dowiedzieć się, gdyż w tej właśnie chwili usłyszeli jak ktoś otworzył ciężkie drzwi, gdzieś poza zasięgiem wzroku, najpewniej jedyne wyjście z lochu. Usłyszeli kroki i już po chwili w ich polu widzenia pojawił się Daell ze swoimi milczącymi bliźniakami. Ubiór chłopca zmienił się. Szeroką bluzę i czarne, zapinane na żepy, adidasy, jakie miał na sobie jeszcze niedawno, zmienił na dobrze skrojony garnitur. Zapewne chciał wyglądać elegancko i dorosło, ale Hakonowi skojarzył się jedynie ze znudzonym dzieckiem na pogrzebie nielubianej i mało znanej ciotki. Zwłaszcza, że na jego stopach nadal widniały adidasy – teraz sznurowane nieskazitelnie białe.
-        Zrób mi przyjemność – odezwała się Adri – i zabierz swój gówniarzowaty ryj sprzed moich oczu.
-        Dokładnie – potwierdził Hakon – wróć jak dorośniesz.
Bliźniacy, którzy jakoś nie dorobili się nowych okularów, rozeszli się jakby na stanowiska. Jeden – ten o mlecznych oczach – stanął przy Hakonie, splatając dłonie przed sobą jak bodyguard, który za wszelką cenę chce wyglądać niewzruszenie niczym skała. Hakon uznał, że ich milczenie pasuje do postawy, jaką sobą prezentują. Zaraz jednak skarcił się za zawracanie sobie gitary niepotrzebnymi bzdetami. Zwłaszcza, że drugi milczek stanął niebezpiecznie blisko Adri i wilk był niemal pewien jak rozegra się następne kilka minut, a może i nawet godzin ich życia. Dzieciak natomiast zignorował ich docinki i z miną człowieka przekonanego, że ma wszystkie asy w rękawie, podszedł do czerwonowłosej. Ta zerknęła nań z góry.
-        Cieszy mnie, że żyjesz, moja śliczna – powiedział – chociaż pojęcia nie mam jak ci się udało. Podzielisz się ze mną tą rewelacją?
-        Pieprz się! - krzyknęła – zaraz się stąd wydostanę i tak ci dupsko skopię, że własna matka cię nie pozna!
-        Primo – rzekł spokojnie – moja matka nie żyje od wieków, była cholernie ciężkim wampirem do zabicia, ale dałem radę – wyszczerzył się – secundo, nie możesz...
-        Przeżyłam uderzenie błyskawicą – weszła mu brutalnie w słowo – przyjęłam do swego ciała mocniejszego demona i ocalałam, umarłam i wróciłam! Nie mów mi kurwa, czego nie mogę! - ostatnie kilka słów warknęła przez zęby.
Szarpnęła się wściekle w łańcuchach, aż zadźwięczały melodyjnie. Skierowała rozczapierzone palce na chłopca, na tyle, na ile pozwalała jej niewygodna pozycja. Wypowiedziała nawet jakieś zaklęcie, wkładając w nie całą złość. Nic się jednak nie stało.
-        Chyba jednak nie możesz, moja śliczna – uśmiechnął się Daell z zadowoleniem.
-        Nie rozkręcaj ciętej riposty, oj nie rozkręcaj – ostrzegł Hakon.
-        Ty wilku nie masz się co martwić – Daell spojrzał na niego z wyższością, a przyszło mu to łatwo tylko dlatego, że więzień siedział – przyjdzie i twoja kolej. Nie myśl, że zapomniałem coś zrobił Ariin'owi. A teraz – znów spojrzał na nią – na czym stanęliśmy?
-        Właśnie miałeś iść do diabła – odparła zimno.
-        Nie sądzę, moja śliczna – odrzekł – zdaje się, że miałem ci właśnie wyjawić, dlaczegóż to cię zaciągnąłem do tego uroczego – wskazał gestem celę – zakątka. Otóż powiesz mi teraz jak się przenosisz.
-        Mowy nie ma – odparła natychmiast.
-        Chcę też wiedzieć czym jest ciemność, którą widziałem w twoich wspomnieniach – ciągnął niewzruszenie – co się pod nią kryje, a także jak wróciłaś do żywych.
-        A ja bym chciał paczkę fajek – wtrącił się Hakon – szczeniaka i kubełek classic z KFC, a może frytki do tego?
Stojący przy wilku mężczyzna uniósł otwartą dłoń. Hakonowi przeszło przez myśl, że prędzej zabije ich śmiechem, aniżeli oni zrobią mu krzywdę, policzkując go typowo po babsku. Chociaż trzeba było przyznać, że kobiety wcale nie są takie słabe. Taka Adri, na ten przykład, potrafi słusznie uderzyć. Ciosu się jednak nie doczekał, gdyż chłopiec gestem nakazał tamtemu się powstrzymać.
-        Ponadto – kontynuował Daell, nie spuszczając z niej wzroku – a i chyba najważniejsze, czego od ciebie chcę, moja śliczna, to twoje życzenie – założył ręce na piersi – oddaj mi je.
Adrelia spojrzała na niego jak na idiotę, a jej twarz zdawała się wyrażać mieszaninę zdumienia i rozbawienia jednocześnie. Nie dość, że Daell był znany ze swego nienawistnego usposobienia niemalże do wszystkiego i wszystkich, a także trzymania władzy twardą ręką tyrana, teraz dowiadywała się również, że miał nie po kolei w łepetynie, co zresztą podejrzewała już od dawna. Może to była jakaś gra słowna? Zaklęcie? Test? Po dłuższej chwili milczenia nadal nie doszukała się w tym jakiegokolwiek sensu, więc odrzekła po prostu.
-        Jeśli tak bardzo pragniesz mojego życzenia – uśmiechnęła się, choć uśmiech ten nie sięgnął oczu – oto ono – zrobiła pauzę, widząc w oczach chłopca iskierki oczekiwania – życzę sobie, byś wydoroślał trochę, a pozwolę ci oglądać dobranockę.
W jednej chwili twarz chłopca stężała i nachmurzyła się jakby, Adrelia wręcz pomyślała, że smark się rozpłacze, lecz opanowanie wróciło na jego oblicze dość szybko. Nie spuszczał z niej spojrzenia czerwonych oczu.
-        Adri, powiedz, jak cię grzecznie proszę – uśmiechnął się wężowato.
-        Jest takie słowo-zaklęcie, wiesz? - uśmiechnęła się nie mniej gadzio – sprawia, że ludzie znikają, naprawdę. A brzmi ono – wyszczerzyła kły – spierdalaj!
-        Xin – Daell skinął na mężczyznę przy niej.
Uderzenie pięści sprawiło, że głowa odskoczyła jej w bok mimowolnie, jęknęła głucho. Już po chwili jednak podniosła na chłopca oczy, które ani myślały stracić wyrazu zawziętości i buntu.
-        Spierdalaj – powtórzyła.
Chłopiec skinął po raz kolejny. Uderzenie, tym razem w żołądek, sprawiło, że splunęła krwią wprost na buty przedstawiciela rodziny książęcej.
-        Masz i weź do pyska – wysapała – bo widzę, żeś jak głodny, to nerwowy.
Hakon szarpnął się silnie, lecz otulona w skórzaną rękawicę, ciężka dłoń spoczęła na jego ramieniu, bezdyskusyjnie nakazując spokój. Chłopiec zacisnął pięści, aż pobielały mu kłykcie.
-        Widzę, że oporna jesteś, a może tylko głupia? – przekrzywił głowę – zacznijmy w takim razie od czegoś łatwiejszego. Jak się przenosisz? - zapytał przez zęby.
-        Gówno ci powiem! - odparła chwilę przed kolejnym ciosem, tym razem w łuk brwiowy.
-        I po cholerę ci to wiedzieć? - zapytał Hakon, chyba tylko po to, by zyskać na czasie.
-        Głupi jesteś, czy tylko udajesz? - chłopiec teatralnie przewrócił oczami w geście zniecierpliwienia.
Wilk niesłusznie posądzany był o głupotę. Dobrze wiedział jaką władzę może dać moc przemieszczania się w przestrzeni, nie mówiąc już o tym, ile może dać pieniędzy. W jednej chwili jesteś tu, w następnej w skarbcu, by już po chwili znaleźć się w domu z workami pełnymi forsy. Taka moc niesie też ze sobą wielką odpowiedzialność. Nie można skakać na chybił trafił. To znaczy Adri nie mogła, bo on i tak mógł się przenosić tylko w miejsca, w których już wcześniej był. Ona natomiast, jak mu kiedyś wspomniała, może eksperymentować ze swoim przenoszeniem się, aczkolwiek o co dokładnie chodziło, tego już nie wytłumaczyła. Na całe szczęście, pomyślał Hakon, wampiry nie miały pojęcia o mieczach teleportacyjnych. Zresztą był pewien, że żaden z mieczy nie przeniósłby nie swego właściciela. Tymczasem Daell nie kwapiąc się, by odpowiadać
wilkowi, skupił się ponownie na niej.
-        Jak to robisz – zapytał – odpowiadaj!
-        Już ci mamusia powiedziała – zaczęła łagodnym głosem – spierdalaj – dokończyła zimno.
Spodziewany cios nie dosięgł jednak celu, Daell uniósł rękę, powstrzymując Xin'a
-        Chcesz oglądać śmierć swojego przyjaciela? - zapytał jej.
W ciszy, jaka nastała, słychać było cichy plusk kropli krwi, która kapnęła z kącika ust wampirzycy. Po dłuższym milczeniu, odezwała się ochryple.
-        To skomplikowane. Musiałbyś studiować ładnych parę lat, a i wtedy nie wiadomo, czy zdołałbyś je opanować – rzekła wymijająco.
-        Mów dalej – założył ręce na piersi, a twarz jego wykrzywiła się w triumfalnym uśmiechu.
-        Wypuść go, to może ci powiem – burknęła.
-        Moja śliczna – chłopiec spojrzał najpierw na wilka, potem na nią – twój wilczy przyjaciel zabił Ariin'a, jednego z książęcej rodziny. Jest to zbrodnia ponad miarę wszystkiego innego, czego się dopuścił i karana jest oczywiście śmiercią – uśmiechnął się niewesoło – jednak, jeśli będziesz współpracować, moja śliczna, mogę obiecać, iż karę śmierci zamienię mu na dożywocie.
-        Jasne – wtrącił się Hakon – jako stały zapas krwi – rzekł kwaśno.
-        Otóż to! - chłopiec klasnął w dłonie, po czym odwrócił się do Adri – nie jest taki głupi na jakiego wygląda – rzekł z zadowoleniem.
Adrelia milczała. Milczała długo, raz po raz zerkając, to na wilka, to na Daell'a to znów na milczących braci, jakby chciała się w ich obliczach doszukać rozwiązania sytuacji. Chłopiec za to patrzył tylko na nią, a na jego dziecięcej twarzy zaczęła się powoli malować długo skrywana niecierpliwość. Adri westchnęła.
-        Dobra – powiedziała, choć wzrok miała zawieszony na przyjacielu – podejdź, powiem ci.
Xin, ponaglony przez księcia, postawił przed nią niewysoką drabinkę biblioteczną, idealną do korzystania przy ściąganiu książek z górnej półki. Chłopiec pokonał wszystkie trzy stopnie i stanął z wampirzycą twarzą w twarz.
-        Bliżej – poprosiła – takich rzeczy nie mówi się na głos, chyba nie chcesz, by ktoś niepowołany poznał tę tajemnicę.
Patrzyła mu w oczy z całą powagą i spokojem, jaki zdołała przywołać na twarz. Zbliżył się jak prosiła, a wtedy ona gwałtownie odchyliła głowę, cudem tylko nie uderzając potylicą w mur, po czym porządnie przywaliła mu czołem w ten smarkaty łeb. Chłopiec zawył, zakołysał się, stracił równowagę i runął jak długi na plecy, głową uderzając o twardą posadzkę celi. Hakon mało nie zachłysnął się z dumy. To jest jego Adri, silna i nieugięta!
-        To za to, cholerny dzieciaku, że nie wiesz jak obchodzić się z kobietami! - wrzasnęła – Bo i skąd miałbyś wiedzieć, gówniarzu niewyżyty?! - darła się coraz głośniej – Nigdy kobiety nawet nie dotknąłeś, ty wieczna dziewico z podstawówki! I jeszcze marzy ci się, że zadecyduję o jego życiu?! - szarpała się wściekle – Aż tyle w tobie frustracji, że bawią cię takie rzeczy, smarku?! Powinni ci kupić konsolę, to byś się wyż... ugh...
Pierwszy cios trafił ją w bolący już żołądek. Gdyby nie łańcuchy, zapewne zgięłaby się w pół niczym zamykana księga. Drugi, sięgnąwszy łuku brwiowego, zasłonił jej lewe oko kaskadą czerwieni. Głowa odskoczyła jej w bok.
-        Adri! - krzyknął Hakon, próbując zerwać się na nogi, lecz zarówno łańcuchy, jak i drugi z bliźniaków, skutecznie mu to uniemożliwiały.
-        Sucza córko – zaklął Daell, podnosząc się – ja tu do ciebie z kulturą, a ty mi tu takie numery wycinasz? - pomasował dłonią bolące czoło.
-        Z kulturą? - żachnęła się, wypluwając krew, która napłynęła jej do ust – to nazywasz kulturą? - szarpnęła łańcuchami i spojrzała na niego oskarżycielko.
Chciała chyba coś jeszcze powiedzieć, ale wszedł jej w słowo.
-        O tak moja śliczna – uśmiechnął się wrednie, znów wchodząc na stołek – chciałem po dobroci, ale skoro taka twoja wola, możemy się pozbyć całej kultury – wyszczerzył kły – Xin, przytrzymaj ją proszę, nie chce by mi tu odwracała oczka.
Milczek wykonał polecenie, jak się można było spodziewać, bez słowa. Adri szarpnęła się, ale nic jej to nie dało.
-        Masz takie ładne oczka Adrelio – rzekł chłopiec rozmarzonym głosem – czerwone z wściekłości i pełne tej przecudnej kobiecej zawziętości. Och nie odwracaj ich ode mnie, tak bardzo mi się podobają – uśmiechnął się wężowato, ale tylko na chwilę – poddaj się mojej woli!
Wampirzyca jęknęła, chciała zamrugać, ale powieki odmówiły jej posłuszeństwa, uparcie pozostając otwarte niczym przyklejone taśmą klejącą. Czerwone oczy Daell'a wpatrywały się w nią z taką intensywnością, że już po chwili nie widziała nic, poza tą czerwienia. Czarne jak noc źrenice chłopaka nagle zadygotały i wbiły się w nią, poczuła jak zapada się w sobie. Skrzywiła się, czując ból rozchodzący się po mózgu, zmuszając do uległości, do spełnienia woli czarnych źrenic otulonych krwistoczerwonymi tęczówkami. Została zagnana wgłąb własnej świadomości. Schroniła się w cieniu, lecz i tam ją odnalazł. Stał teraz przed nią, dumny, silny, nieznoszący sprzeciwu.
-        Powiedz mi, co chcę wiedzieć – zabrzmiało jej w głowie.
To było jak jej własna myśl, jej własna sugestia, skryta pod strachem i buntem. Powiedz mu, nagliła, przecież nic się nie stanie. Odzyskasz wolność, a to wszystko się skończy. Wyjaw tajemnicę Adrelio, to takie proste i … bezbolesne.
-        To za...- wysapała z trudem – za... za...
-        Wysłów się dziewczyno – rzekł Daell łagodnie, hipnotyzująco.
-        Za.. za... zaklęcie...
Hakon patrzył na nią z niedowierzaniem. Patrzył jak pod wpływem woli chłopca skurczyła się, zrobiła jakby bardziej krucha, a oczy zaszły jej mgłą. Przypomniał sobie jak pewna wampirzyca i na nim kiedyś próbowała tej hipnozy, narzucenia swojej woli, jak wtedy mało doszczętnie nie zapadł się w sobie, oddając jej władze nad swoim ciałem, duszą i krwią. Wiedział, że teraz to samo dzieje się z jego przyjaciółką. Wiedział również to, że jeśli czegoś nie zrobi, Daell dostanie to, czego chce. Nie wiedział, co smarkacz zrobi z nimi, gdy już nie będą mu potrzebni, ale mógł mieć pewność, że nie będzie to nic dobrego. Zaklął szpetnie w duchu i już otwierał pysk, by choć spróbować odwrócić uwagę księcia od jego przyjaciółki, kiedy w jego nozdrza wdarł się zapach czegoś obcego, obcego i bardzo, bardzo starego.
-        Za..klęcie... - powtórzyła Adri opornie.
Dźwięk otwieranych drzwi sprawił, że wszyscy bezwiednie obrócili głowy w tamtą stronę, chłopiec również. Adrelia westchnęła, nie ukrywając ulgi, kiedy jej umysł i ciało zostały oddane pod jej władzę. Po chwili również zwróciła twarz w stronę wyjścia, nie mniej ciekawa zresztą, kto też wybawił ją spod władzy smarkatego księcia. Po schodach schodziła kobieta, było to widać na pierwszy rzut oka, gdyż eksponowała swoją kobiecość wręcz wyzywająco. Pierwszym, co rzucało się w oczy, były wysokie do kolan, zapinane na niezliczona ilość pasków, ciemnozielone buty na koturnach. Wyżej, ledwie kryjąc pośladki, prezentowały się czarne skórzane spodenki uwieńczone łańcuchowym pasem z klamrą w kształcie nietoperza. Jej klatkę piersiową, niczym napierśnik zbroi, zdobił dopasowany do ciała czarnozielony gorset, ścięty w trójkąt u dołu. Całość ubioru wieńczył, niedbale  rzucony na ramiona, długi, skórzany płaszcz, niczym ukradziony z „Matrix'a”. Czarne włosy, związane w wysoki kucyk, lekko podrygiwały w rytm jej kroków, tak wdzięcznych, a zarazem cichych i delikatnych, że wyglądała jakby niemal płynęła w powietrzu. Hakon zauważył coś jeszcze, co prawdę mówiąc, lekko go zaniepokoiło, jeśli w ogóle w tej sytuacji można mówić o lekkim niepokoju. Na palcu wskazującym prawej dłoni miała srebrny pierścień przechodzący w kolec, niczym metaliczny szpon. Kolejna Emo-memberka, pomyślał zgryźliwie, czy oni wszyscy się tu tak ubierają? Daell, jakby nagle się ocknął, drgnął lekko, po czym, mimo że była zaledwie kilka kroków od celi, wyszedł jej na spotkanie.
-        Pani... - zaczął uprzejmie, wkładając w to słowo, jak na gust wilka, zbyt wiele służalczości i lizusostwa.
Wilk spojrzał na Adrelię, pytająco unosząc brwi. Ta pokręciła głową, dając mu do zrozumienia, że pojęcia nie ma, kim jest czarnowłosa, poza tym, że bezdyskusyjnie jest Azjatką, co było widać na pierwszy rzut oka, podobnie jak to, że drugie narodziny przeżyła nie później, niż mając dwadzieścia jeden lat. Nie mieli jednak pojęcia, co to dla nich oznacza i czy oznacza cokolwiek.
-        Witaj mój drogi Daell'u – powiedziała kobieta, zmiękczając lekko r.
Wyciągnęła nonszalancko dłoń do chłopca, a ten ujął ją i ucałował uprzejmie, jakby nie znajdowali się w lochach, lecz co najmniej na arystokratycznym balu jakiegoś hrabiego lub króla. Hakonowi niedobrze się robiło od tej całej, wymuszonej etykiety, jakby to w ogóle było komuś do szczęścia potrzebne. Tym bardziej, że przybyszka w ogóle nie wyglądała na szlachciankę.
-        Jak się masz, droga Neilo? - zapytał chłopiec, wciąż obrzydliwie ociekając słodyczą – Co cię tu sprowadza – to pytanie miało w sobie drugie dno i chyba wszyscy wyczuli w nim nutki niezadowolenia, ociekające co prawda słodyczą jak sam chłopiec, ale zawsze niezadowolenia – Przecież rutynowa kontrola.. - ciągnął.
-        Była trzy miesiące temu, wiem – weszła mu w słowo zupełnie bez krępacji – miałam ochotę cię odwiedzić – uśmiechnęła się, choć w tym uśmiechu więcej było drapieżności, aniżeli szczerości.
-        Przybyłaś sama? - Daell pozwolił, by gra aktorska trwała w najlepsze.
-        Och, nie – zaprzeczyła ruchem głowy – Inuki i Rodric są w okolicy, zwiedzają zamek.
Patrząc na ten wymuszony teatr uprzejmości wilk zastanawiał się, czy aby o nich nie zapomniano i jak wielka jest szansa, że oba wampiry odejdą, słodząc sobie nawzajem do tego stopnia, że nie zaszczycą ich nawet spojrzeniem. Dałoby im to choć trochę czasu na obmyślenie planu ucieczki, wszak gospodarz powinien godnie i bez zwłoki przyjąć niespodziewanych gości, pomyślał Hakon, jeśli już tak przyczepili się do tej dziwnie średniowiecznej etykiety, dodał z goryczą. Jakby czytając mu w myślach, Azjatka zerknęła na więźnia i zapytała banalnie:
-        A co my tu mamy – jakby nie widziała, że mają tu właśnie wilka.
-        Eeee... tego.. - zaczął Daell – jesteśmy w trakcie przesłuchania, a ona – tu wskazał na Adri, rozpaczliwie próbując odwrócić uwagę przybyłej od wilkołaka - jest winna kilku poważniejszych zbrodni – rzekł – surowo karanych – dodał szybko.
Neila weszła do klatki, ledwie spoglądając przelotem na Wilka, podeszła do więźniarki tym samym delikatnym krokiem, jakby niemalże nie dotykała podłoża.
-        Czy to prawda, o co cię książę oskarża? - zapytała czerwonowłosej.
Ta podniosła na kobietę zmęczone, lecz wciąż pełne buntu oczy. Krew z rozciętego łuku brwiowego przestała ciec, pozostawiając jednak po sobie pamiątkę w postaci kilku posklejanych rzęs. Adri odwróciła wzrok buntowniczo, na co Hakon z tylko sobie znanych powodów zachichotał cicho. Neila zawiesiła na nim wzrok na dłuższa chwilę. Serce Daell'a zamarło. Wprawdzie miał dobry powód, by więzić wilkołaka, ale nie miał zbyt wiarygodnych świadków, a oskarżony nie dostał adwokata, co przecież gwarantowały mu warunki podpisanego przed siedmiuset laty porozumienia obu ras. Neila zaś była przedstawicielką władzy i jeśli zechce akt sprawy, on – Daell może znaleźć się w tarapatach. Tymczasem kobieta, wciąż patrząc na Hakona, uniosła prawą dłoń, która powędrowała do szyi Adri, delikatnie dotknęła jej skóry i ruszyła nieco wyżej, chwytając czerwonowłosą za brodę. Metalowy szpon znalazł się niebezpiecznie blisko jej oka.
-        Nie lubię nie dostawać odpowiedzi na pytanie – powiedziała, nie odwracając wzroku od drugiego więźnia – Na szczęście to, czego nie powiesz mi ty – rzekła, spoglądając w końcu na nią – powie mi twoja krew – dokończyła, przekręcając głowę Adri w bok i zatapiając kły w jej szyi.
Krzyk bólu rozszedł się echem po więzieniu, Hakon podskoczył nagle, próbując się uwolnić.
-        E, ty! Zostaw ją! - krzyknął, po czym opadł na zad, posadzony przez swego strażnika – jebane kajdany – burknął.
Azjatka oderwała się od Adri, która westchnęła z ulgą. Czuła się zmęczona, a głowa jej opadła, czy ten dzień może być jeszcze gorszy? Tymczasem przybyszka spojrzała na Hakona ponownie, wciąż zresztą trzymanego przez bliźniaka o pustych oczach. Serce Daell'a znów zamarło. Nie jest dobrze, będzie musiał wymyślić jakąś wiarygodną bajeczkę wyjaśniającą brak stosownych dokumentów w sprawie wilka. Przeklęta niech będzie, pomyślał, nie miała kiedy wpadać z niezapowiedzianą wizytą! Rodzina królewska naprawdę ma cholerne wyczucie czasu.
-        A więc jest dla ciebie ważna? - zapytała, podchodząc do więźnia – Jak bardzo jest dla ciebie ważna? - chciała wiedzieć, kucnęła przy nim i przyjrzała mu się z uwagą.
Odwrócił łeb, by na nią nie patrzeć, ta uśmiechnęła się pod nosem.
-        Jej krew dała mi wiele informacji, Hakonie – powiedziała.
Delikatnie, jakby w ogóle nie wchodziło w rachubę, że mógłby ją ugryźć, dotknęła jego pyska i przekręciła mu głowę tak, by na nią spojrzał. Po głębokim, acz szybkim namyśle, stwierdził, że używanie zębów w tej sytuacji raczej nie przyniesie mu korzyści. Jak na złość, był pewien, że Neila o tym wiedziała. Patrzyła mu w oczy zielenią własnych, zupełnie jak Adri, kiedy trenowała na nim wampirzą hipnozę, której ni jak nie mogła opanować. Wilk jednak nie doznał znajomego uczucia zapadania się w sobie, zatem to nie to. Dlaczego więc ona tak się w niego wpatrywała? Kiedy tak się zastanawiał, a cisza zaczęła przedłużać się nieznośnie, czarnowłosa wampirzyca dotknęła palcem wskazującym lewej ręki jego nosa. Lodowate zimno rozeszło się błyskawicznie po jego ciele, potem zrobiło mu się niemożliwie gorąco. Gdy temperatura wróciła do normy, ze zdziwieniem spostrzegł, że jest człowiekiem. Zanim jednak myśl o zbyt dużych kajdanach zdołała zwrócić na siebie jego uwagę - obręcze zacisnęły się, dostosowując kształt do przegubów.
-        Czy jest dla ciebie tak ważna, jak ty dla niej? - zapytała Neila.
-        Heh – zaśmiał się krótko i bez wesołości – a na co ci to wiedzieć? Książkę piszesz? Jakie to ma znaczenie, skoro dobrze wiem, że w finale i tak zamierzacie nas zabić? Po co ta gra?  - zamilkł na chwilę, a nie doczekawszy się odpowiedzi, dodał – No właśnie, tak myślałem. Nie pieprz mi tu więc o ważności – głos miał zadziwiająco spokojny.
Neila objęła go, poczuł jej chłodne dłonie na plecach. Ach i dochodzimy do sedna sprawy, pomyślał zgryźliwie.
-        Czy jest dla ciebie tak ważna – szepnęła mu do ucha, zupełnie nie przejmując się jego słowami – że byłbyś w stanie ją uratować, oddając własne życie?
Szept był tak cichy, że żaden człowiek by go nie usłyszał. W tym pomieszczeniu jednak nie było żadnego człowieka.
-        Zostaw go, ty parszywa wiedźmo! - wrzasnęła Adri, chwilę potem splunęła krwią, gdy Xin pofatygował się do niej.
-        Nawet jeśli, to co? - zapytał Hakon, usilnie starając się nie okazywać, jak bardzo ma ochotę rozszarpać gardło temu cholernemu niedorobionemu ninja.
-        Odejdź od niego starociu jeden! - nie rezygnowała Adri.
I znów Xin ją dopadł, tym razem dostała prosto w policzek, aż głowa jej odskoczyła. Neila odsunęła się od Hakona i zwróciła twarz w stronę milczka. To był pierwszy raz, kiedy w jego oczach można było ujrzeć coś poza obojętnością, tym czymś był ból i błaganie. Lecz nawet wtedy, gdy chwycił się za serce i cofnął dwa kroki, by po chwili oprzeć się o kratę – nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Po chwili dziwne napięcie w powietrzu zniknęło, a mężczyzna o szklanych oczach osunął się do siadu, oddychając ciężko przez nos. Neila spojrzała na Hakona.
-        Chcę twojego życia, za jej życie – powiedziała wprost – chcę całej twojej krwi.
~~*~~

1 komentarz:

  1. Eeee nooo, w takim momencie koniec nieeee...
    Molly chan czytała

    OdpowiedzUsuń