7 listopada 2015

Życzenie Półkrwi - Rozdział 11 (2/2)

Część druga rozdziału jedenastego, serdecznie zapraszam ;-)

****
***
**
*
-        Uuuu.... - rzekł przeciągle – Ostro się targujesz – wyszczerzył zęby – a może zrobimy tak: litr za rok życia? - zapytał wyraźnie rozbawiony – ale nie martw się, będą promocje i jakieś darmowe minuty, oczywiście sekundowe naliczanie – zaśmiał się – abonament wyjdzie ci na dłużej, co ty na to? Dobry interes, nie?
Azjatka uśmiechnęła się rozbawiona, uśmiech ten nadal gościł na jej twarzy, gdy zapytała.
-        Wolisz, byście zginęli oboje, jak rozumiem?

-        Daell – odezwała się Adri – wszystko ci powiem – rzekła błagalnie – wszystko co chcesz wiedzieć, tylko niech ona od niego odejdzie. Nie wiem kim jest i gówno mnie to obchodzi, ale zabierz ją od niego, błagam!
Lecz Daell nie miał w tej sprawie już nic do powiedzenia. Królowa przejęła dwójkę więźniów, a jemu zostało już tylko zastanawiać się, dlaczego przybyła właśnie teraz i do tego wzięła obu swoich potomków. Za nic w świecie nie wierzył w te bujdy o tęsknocie. Oboje przecież szczerze się nie lubili, co dowodził sposób w jaki się do siebie zwracali. Jej wizyta nie mogła też dotyczyć wybrania trzeciego księcia lub księżnej. Termin wyborów dopiero za miesiąc. Czego więc chciała?
-        Gdybym wam wierzył, nie byłoby problemu – odparł Hakon, nie zwracając uwagi na słowa przyjaciółki – ale skąd mam wiedzieć, co z nią zrobicie po mojej śmierci? - zapytał całkiem poważnie.
-        Gdyby mi to było bez różnicy, to bym nie pytała – odparła Azjatka szczerze.
-        Lepsze jedno ocalone życie, niż dwa stracone – zastanawiał się głośno – Niech ci będzie – rzekł po chwili – zgadzam się.
-        Ani mi się waż! - Adri rozdarła się na całe gardło – Na nic się nie zgadzaj! On się nie zgadza, rozumiesz?! - ostatnie słowa skierowała do Azjatki – Odejdź od niego wiedźmo! Odsuń się, powiedziałam! Nie będziesz go mamić hipnozą!
-        Kto tu kogo nazywa wiedźmą? - zapytała Neila spokojnie.
-        Niedawno sama chciałaś zrobić dla mnie coś podobnego – zauważył Hakon – chyba czas bym się odwdzięczył.
-        W dupie mam taką wdzięczność! Nie pozwalam, słyszysz?!
Tymczasem Xin zdążył już wstać, ale nie zbliżył się do niej, zerkał tylko nerwowo na Neilę.
-        Adri – poprosił Hakon łagodnie – nie histeryzuj. Tym razem nie ma innego wyjścia, jeśli mogę ocalić choć ciebie, to wystarczy.
Czerwonowłosa patrzyła na niego, a oczy jej się zaszkliły. Nie, to niemożliwe. To się nie może dziać, to jest kurewska niesprawiedliwość. To wszystko jej wina, to ona wpakowała się w tą kabałę z władzą, bo chciała pomóc magowi, a teraz Hakon ma za to wszystko płacić?! Nie! Tak być nie może! Szarpnęła się w łańcuchach, bardziej uparta niż rozsądna, bo przecież co mogła zrobić? Mimo to szarpała się krzycząc, grożąc i klnąc, jakby to miało dać rezultaty. Kiedy się odezwał zamarła, bo spokój jego głosu ją uderzył.
-        Zamknij oczy Adri – poprosił.
Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale poczuł, że Neila wbiła kły w jego ramię, syknął. Adri, zamknij oczy, pomyślał, nie patrz na to, nie chcę byś na to patrzyła, byś czuła się tak jak ja wtedy, byś rozpaczała z bezsilności i niemocy, zamknij oczy, proszę cię... Ból rozszedł się po kończynie, lecz nim dotarł do dłoni, ustał. Rozluźniając zaciśnięte z bólu zęby, zorientował się, że Azjatka przygląda mu się dziwnie. 
-        Uwolnić ich – powiedziała głośno, wciąż patrząc w oczy chłopaka – oboje.
-        Zostaw go, ty pieprzona...co? - Adri aż zatkało.
-        Pani, ale... - zaczął Daell, lecz tylko machnęła ręką, by się uciszył.
Hakon zerknął na swoje ramie, potem na czerwone oczy Neili.
-        Nie rozumiem – powiedział, autentycznie nie rozumiejąc – ja żyję, wiesz?
-        Musimy porozmawiać – odparła królowa, gdy obaj milczący bracia przystąpili do uwalniania więźniów.
Władza jest władzą, myśleli jak jeden. Lord Daell jest władzą, ale królowa Neila ma tej władzy więcej. Bez względu jak się czuje w danej sytuacji i nawet bez względu na to, że Lord Daell był ich jakby stwórcą, nie mogą protestować wobec władzy królewskiej. Obaj szybko zerknęli na Daella, który stał tylko z rozdziawionymi ustami, uznali zatem, że najwyraźniej nie miał lub też nie mógł mieć czegokolwiek do powiedzenia w tej sprawie.
-        Chcę, byście udali się ze mną do sali jadalnej – ciągnęła Neila, wstając.
-        Dobra, ale dalej nie czaję – odparł Hakon, prostując kości.
Spojrzał na Adrelię, uniósł jedną brew do góry w minie znaczącej w skrócie: „że kurwa co?!”. Ta nie kłopotała się nawet odpowiedzieć, gdy tylko została uwolniona doskoczyła do niego i uściskała mocno, aż za mocno.
-        Nigdy więcej tego nie rób! - skarciła go.
-        Uch... - stęknął – jak mnie teraz udusisz, to i tak nie będę miał okazji.
Puściła go, a Neila bezceremonialnie wzięła ich za ręce jak małe dzieci i poprowadziła do wyjścia. Gdy mijali Daell'a, zapytała, nawet się nie zatrzymując.
-        Nie obrazisz się, jak pożyczę sobie Xin'a na chwilkę?
-        Ależ nie, pani – zapewnił pośpiesznie choć wiadomym było, że i owszem się obrazi.
-        Super – odparła i posłała mu uśmiech.
Szklanooki powlókł się na nimi niechętnie, niepewnie i oczywiście milcząco. Adri obejrzała się przez ramię, idąc po schodach. Daell miał minę naburmuszonego dziecka.

            Pomieszczenie było wielkie, jak na jadalnię i miało naprawdę wysoki sufit. Ściany sali były czerwonozielone, a na środku stał duży, hebanowy stół, otoczony dziesięcioma krzesłami, a i tak zostało jeszcze sporo wolnej przestrzeni. Po prawej stronie od drzwi wejściowych znajdował się pięknie zdobiony kominek z czasów renesansu. Na nim stały jakieś wazony, czy też urny, wyżej wisiało malowidło, przedstawiające chyba polowanie. Przy oknach powieszono ciężkie, ciemnozielone kotary, na zewnątrz panowała noc. Adri zajęła miejsce gdzieś po środku stołu, ale tak by odgradzać swoją osobą Azjatkę od wilkołaka. Hakon, wciąż w ludzkiej postaci, przyglądał się tępo szklance wody przeniesionej przez Xin'a. Zupełnie nic z tego nie rozumiał. Sądząc zaś po minie czerwonowłosej – ona też nie. Jeszcze parę minut temu byli więźniami skazanymi na śmierć, w każdym razie on był, a teraz siedzieli sobie na hebanowych krzesłach, jakby przyjechali w gości. Roztarł bolące jeszcze nadgarstki, przyglądając się tej, która definitywnie właśnie w gości tu przyjechała, a jednak miała większą władzę, niż pan domu. Na stole obok szklanki leżał miecz Hakona, oddany mu kilka minut temu. Chłopak co rusz gładził lekko rękojeść, jakby sprawdzał czy to jego broń lub czy jest materialna. Nieznośną ciszę przerwała największa niespodzianka dzisiejszego dnia.
-        Naprawdę nie sądziłam, że to akurat ja was znajdę – rzekła Neila.
-        Znaczy eee... nie rozumiem – przyznała Adri.
-        Ani ja – dodał Hakon, gładząc teraz brzegi szklanki.
-        Na pewno nie znacie powodu naszej wzajemnej niechęci gatunkowej – podjęła Azjatka.
-        A to ważne? - wtrąciła się Adri – Ja nie mam nic do Hakona, Hakon nie ma nic do mnie. Co mnie może obchodzić reszta waśni i to, że ktoś nie umie się dogadać?
-        Owszem, to ważne – odparła królowa.
Hakon, który znał powód wzajemnej nienawiści nie odzywał się. Chciał wysłuchać tego, co kobieta ma do powiedzenia, licząc, że może dowie się czegoś nowego. Neila odchrząknęła i podjęła opowieść. Hakon słuchał uważnie, a Adri słuchała nie tylko uważnie, ale i ze zdziwieniem. Chłopak pomyślał, że wygląda teraz dokładnie tak, jak on wtedy, gdy widzieli się po raz pierwszy, szczena do samej klawiatury – jak mawiała. Kiedy opowieść dobiegła końca, Adri od razu zapytała:
-        A co to ma wspólnego z nami?
-        Ja jestem wilkiem, a ty wampirem – wtrącił się chłopak – więc coś na pewno ma – po czym spojrzał na Neilę – a tak poważnie, to o co chodzi, bo aż jestem ciekawy.
-        Od czasu wielkiej wojny – podjęła Azjatka – towarzyszy nam przepowiednia – zrobiła pauzę, a Adri pochyliła się lekko do przodu, jakby bała się, że nie wszystko dobrze usłyszy – Przepowiednia, która mówi o potomkach nadziei. O wampirze i wilkołaku, którzy swoją przyjaźnią odbudują nasze relacje. O potomkach, którzy zjednoczą nasze dwie rasy – umilkła.
-        I skąd wiesz, że to my? 
-        Widzę to w waszej krwi, widzę jak silna więź was łączy.
-        A tego... no... czyli nie chcecie nas zabić? - zapytał Hakon ostrożnie.
-        I naprawdę wspaniale, że udało mi się was odnaleźć – powiedziała, uśmiechając się ciepło – zanim Daell wprowadził swój plan w życie. Skądinąd wiem, że nie pragnie on pokoju między naszymi rasami. I nie, nie chcemy was zabić – dodała na koniec.
-        To co chcecie z nami zrobić? - zapytał Hakon.
Neila uśmiechała się jeszcze przez chwilę łagodnie, tak łagodnie, iż niemal nie pasowało to do stroju jaki nosiła. W końcu spoważniała.
-        Musicie przejść jeszcze jedną próbę.
-        Jaką próbę? - chciała wiedzieć Adri.
-        Musisz posilić się jego krwią.
-        Eee... to na pewno dobry pomysł? - zapytał Hakon – przecież to na was działa jak zioło.
Neila skinęła głową potakująco.
-        Musisz posilić się jego krwią – powiedziała do Adri – jeśli zdołasz go nie zabić, wtedy będziemy wiedzieć na pewno, że to o was mówi przepowiednia.
Adri w jednej chwili zerwała się z krzesła i znalazła się przy Neili. Uderzyła otwartymi dłońmi o stół, aż szklanka Hakona się zatrzęsła. Na królowej nie zrobiło to jednak wrażenia. Czerwonowłosa oparła się na rękach i delikatnie pochyliła w stronę Azjatki.
-        Rozum ci kurwa odjęło?! - wysyczała – Nie ma mowy bym ugryzła przyjaciela! Nie po tym, co mi opowiedziałaś o naszych reakcjach na ich krew!
Neila uśmiechnęła się ciepło i nie wyzbywając się łagodnego tonu, powiedziała.
-        Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, iż mogę pozbawić cię życia szybciej, niż zdążysz zauważyć, że się ruszyłam.
Adri wyprostowała się i cofnęła pół kroku. Hakon, przypomniawszy sobie, że w kieszeni spodni ma scyzoryk, wyjął go teraz i otworzył.
-        Właściwie to gryźć nie musisz – rzekł wskazując na ostrze.
-        Niestety musi ugryźć – wtrąciła Neila.
-        Nie ma kurwa mowy – zaprotestowała Adri, twardo.
-        Musisz wiedzieć, moja droga – odezwała się Neila wciąż łagodnie i prawie uprzejmie – że mogę dorzucić do mojej propozycji fakt anulowania twoich zbrodni, a wilk dostanie nietykalność – znów się uśmiechnęła, choć uśmiech nie sięgnął oczu.
-        Nie! - Adri uderzyła pięścią o stół, szklanka znów się zatrzęsła.
Hakon patrzył na Neilę. Znał już trochę ten gatunek. Kiedy wampiry zaczynają wplątywać „moich drogich”, „ślicznych” lub „słodkich” w swoje wypowiedzi, znaczyło to zwykle, że sprawa była, albo robiła się bardzo poważna. Im bardziej zdania oznajmiające robiły się uprzejme, tym bardziej stawały się rozkazami.
-        Musimy spróbować – powiedział – skoro Neila i Derian nic mi nie zrobili, to ty tym bardziej...
-        Derian?! - przerwała mu gniewnie – Derian z ciebie pił?! I pohamował się?!
-        Tak, przed twoim sądem. Był na wyczerpaniu, a nie było czasu – wyjaśnił – fakt, zmienił się może trochę na moment, ale w rezultacie nic mi nie zrobił.
-        Chciał ci zrobić krzywdę? Niech ja go...  - zacisnęła pięści i warknęła.
-        Więc jak będzie? – wtrąciła się Neila.
-        Nie, nie chciał – rzekł Hakon, nie zwracając w ogóle uwagi na królową – I dlatego tego nie zrobił, rozumiesz? Jeśli on się powstrzymał, to wydaje mi się, że ty nawet nie będziesz musiała.
Usiadła na krześle zrezygnowana, przygarbiła się i spuściła głowę. To jakaś paranoja, myślała. Niedawno Hakon mało nie zginął, a teraz znów będzie tak ryzykował. Chciała rzucić wyzwanie Neili, chciała twardo odmówić, postawić na swoim, bez względu na konsekwencje, lecz i ona znała zwyczaje wampirów. Jeśli kobieta taka jak Neila wplątywała w zdanie „moją drogą”, znaczyło to, że dyskusja już się skończyła i w najlepszym razie oboje mogą umrzeć. Adrelia westchnęła ciężko.
-        Tylko za twoją zgodą – powiedziała cicho do Hakona.
-        Zgadzam się – rzekł, siadając na krześle obok.
-        Nie ma innego sposobu? - zapytała, zerkając na królową.
-        Nie.
-        I nietykalność, tak?
-        Tak – Neila skinęła głową twierdząco.
-        Pomożesz w razie co? - zapytała królowej.
-        Dobrze – odpowiedziała tamta, bez namysłu.
Po krótkiej chwili, Adri znów spojrzała na Hakona, w oczach miała obawę.
-        Daj rękę – powiedziała w końcu.
Azjatka odchrząknęła, by zwrócić ich uwagę, a gdy na nią spojrzeli, puknęła się palcem wskazującym w szyje, nakazując by w tym właśnie miejscu zatopić kły. Adri westchnęła po raz kolejny.
-        Jesteś tego pewien? - zapytała.
-        Smacznego – powiedział wesoło jak to on i odchylił głowę.
Adri siedziała bokiem do niego. Jedną rękę oparła o wezgłowie krzesła, drugą na stole. Pochyliła się w jego stronę, rozwarła szczękę i wbiła kły. Ból jaki rozszedł się po jego ciele był pięciokrotnie mocniejszy od tego, wywołanego rozkazem władcy watahy.
-        Mmmm... - Adri jakby westchnęła.
Zimno promieniowało od miejsca ugryzienia na całe ciało. Hakon krzyknął, chociaż obiecał sobie tego nie robić.
-        Mmm...
Neila oparła łokcie na stole, a brodę na złożonych dłoniach, przyglądała się sytuacji w milczeniu. Hakon wrzasnął raz jeszcze, całe jego ciało paliło. Wiedział jednak, że musi wytrzymać, choć czuł, że opada z sił. Adrelia piła, przysunęła się nawet nieco bliżej, ale jej ręce nie zmieniły pozycji.
-        Myślę, że już wystarczy – odezwała się Neila.
Czerwonowłosa najwyraźniej nie myślała. Przywarła do niego jeszcze mocniej, a jedyny dźwięk jaki z siebie wydawała od czasu do czasu, brzmiał „mmm...” Hakon krzyknął ponownie, lecz słabiej, ciszej. Zastanawiał się, czy tak właśnie czuła się wtedy, gdy za sprawą Blondiego zostali przemieszani, czy też ją tak... Ból zdawał się nie mieć końca, przez jego zasłonę przedarł się niewyraźny głos królowej.
-        Powstrzymaj ją – rzekła, wstając – oderwij ją, bo nie przestanie. Wypije cię do cna, a wtedy zrobi się naprawdę nieciekawie.
-        P...pomóż... - wychrypiał.
-        Nie mogę, fizycznie nie mogę się wtrącić.
-        Mmmm... - ten dźwięk wydała Adri.
Walcząc z bólem, uniósł ręce i chwycił ją, odepchnął, wyrywając kły z siebie i opadł na krzesło, ciężko oddychając przez usta. Adri odsunęła się bez oporów, bez najmniejszego nawet protestu. Teraz i ona usiadła na swoim krześle i spuściła głowę, patrząc w ziemię.
-        Adrelio, jak się czujesz? - zapytała Neila, ale nie doczekała się odpowiedzi.
Hakon, wciąż ciężko oddychając, obrócił się na krześle i spojrzał na przyjaciółkę. Był zmęczony, a miejsce w które wbiła kły bolało, lecz ból ten był tak zwyczajny, iż niemalże przynosił ulgę.
-        Nic mi nie jest – rzekła Adri, a po dłuższej chwili dodała – ale dasz mi jeszcze, prawda?
Podniosła głowę i spojrzała na niego. Dreszcz przeszedł mu po ciele, gdy zobaczył jej oczy. Tęczówki miała nadal niebieskie, ale białka zabarwiły się czerwienią, jakby popękały jej naczynka krwionośne, nadając jej twarzy demoniczny wyraz. Uśmiechnęła się upiornie.
-        Daj mi jeszcze – poprosiła i zachichotała.
Ten chichot miał w sobie coś obłąkańczego. Przypominała teraz Deriana, zachowywał się podobnie. Hakon zmusił się, by spojrzeć na nią przytomniej.
-        Nie – powiedział tak stanowczo, jak tylko był w stanie – wystarczy.
-        Daj mi jeszcze – powtórzyła, wciąż chichocząc, wyciągnęła do niego rękę – jeszcze.. - zaczęła się podnosić.
-        Adri, opanuj się – starał się nie zmieniać tonu – wystarczy, słyszysz?
-        Chcę jeszcze – wstała i zbliżyła się – daj mi jeszcze.
Uśmiech miała szeroki, szczerzyła kły upiornie, oczy nadal były wpatrzone w miejsce, gdzie go ugryzła. Jak upierdliwe dziecko, pomyślał Hakon, „mamo kup mi”. Podniósł się również i odsunął się lekko. Ten uśmiech szaleńca bardzo go niepokoił, wyglądała jak drapieżne zwierzę, podchodzące do nieświadomej ofiary. Niebezpiecznie szybkie zwierzę.
-        Nie, nie dam ci więcej – powiedział, siląc się na spokojny ton.
-        Dasz – odrzekła z taką pewnością, jakby to już się stało.
Znów zaczęła chichotać i nagle rzuciła się na niego, przewracając go na plecy, po drodze łamiąc dwa krzesła.
-        Adri uspokój się! - krzyknął, czuł się zbyt słaby, by walczyć, zerknął w jej oczy – przestań, słyszysz?!
Nie słyszała lub też do niej nie docierało. Oparła dłoń o jego policzek, przekrzywiając głowę tak, by dostać się do tętnicy.
-        Walcz! - to był chyba głos Neili.
Hakon miał niejasne wrażenie, że wyczuł w tym głosie panikę. Zebrał w sobie resztki sił i poczęstował przyjaciółkę ciosem z pięści w policzek, usilnie próbując sobie wmówić, że to tylko trening i tak naprawdę nie zrobi jej krzywdy. Odrzuciło jej głowę w bok, więc wykorzystał szansę, by zepchnąć ją z siebie, wstał na nogi.
-        Przestań – krzyknął znów – kurwa, czy ty mnie w ogóle słyszysz?!
-        Chcę jeszcze – rzekła, rozmasowując policzek i to już nie była prośba, widział to.
-        Gówno dostaniesz – odrzekł jej, naprawdę wnerwiony.
Zbliżyła się nieco i znów skoczyła. Tym razem nie było w pobliży krzeseł, które mogłaby połamać, ale i tak powaliła go na ziemię. Nie czekał, wiedział już, że gadaniem nic nie zdziała. Porządnie przywalił jej z pięści w głowę, zaraz potem zrzucił ją z siebie oburącz i jakoś zdołał wstać. Uśmiechnął się groźnie, a był to już uśmiech wilka. Czuł się słabo, ale nie zamierzał dać za wygraną.
-        Adri, obudź się do cholery! - krzyknął.
Podobnie jak wcześniej, nic to nie dało. Spojrzała na niego przekrwionymi oczyma, warknęła i wysunęła szpony. Stał blisko stołu, więc rzucił się po miecz, chwycił go w locie, po czym przeturlał się po blacie i wylądował po drugiej stronie, zupełnie ignorując fakt, że rozlał tą nieszczęsną szklankę z wodą. Z bronią czuł się pewniej.
-        Chcesz więcej? - wywarczał.
-        Dasz mi więcej – powiedziała, skacząc na blat stołu.
-        Jak źle nastawiony bot, po prostu – rzekł sam do siebie.
Uniósł miecz oburącz nad głowę, czekając na atak. Zeskoczywszy ze stołu, wylądowała przed nim i schyliwszy się, wyrzuciła nogę, by go podciąć. Wywalił się na plecy, klnąc przy tym jak najpaskudniej, szybka była. Usiadła na nim okrakiem, jedną ręką przytrzymując za nadgarstek łapę uzbrojoną w miecz przy ziemi, drugą zaś opierając o wilczy pysk. Znów przekrzywiła mu łeb i obnażyła kły. Wolną ręką chwycił ją za szyję, kaszlnęła, co pozwoliło mu uwolnić drugą dłoń. Jakoś zrzucił ją z siebie. Wstał, dysząc ciężko, czuł się coraz bardziej zmęczony. Jak tak dalej pójdzie, to padnę sam z siebie, pomyślał. Rozpędem wpadła mu do głowy inna myśl. Co by było, gdyby pożywił się wampirzym mięsem? Może powinien zaproponować jej wymianę? Uśmiechnął się sam do siebie mimowolnie, krzywym, ironicznym uśmiechem. Zaatakowała. Nie miał w łapie miecza, więc najzwyczajniej poczęstował ją kopniakiem. Uderzyła plecami o kominek, roztrzaskując część, a także wszystkie urny, czy też wazy, jak się potem okazało. Jęknęła, ale nie podniosła się.
-        Naprawdę nie chcę ci zrobić krzywdy – powiedział, dysząc.
Nie odpowiedziała mu, nie poruszyła się. Kilka odłamków porcelany i trochę tynku zatrzymało jej się we włosach, lecz nie strąciła tego.
-        Adri? - Hakon zaniepokoił się.
Neila z wrażenia nie mogła siedzieć, ale i stać też nie mogła. Trzymała brzeg stołu tak mocno, jakby chciała ułamać kawałek. Hakon zrobił krok w stronę czerwonowłosej.
-        Adri? - powtórzył, zmartwiony.
Nie doczekawszy się reakcji, zdenerwowany już nie na żarty, podszedł do niej. Delikatnie dotknął jej brody. I wtedy na niego skoczyła. Dziko, wściekle, z siłą, która przewyższała jego własną. Wylądował na grzbiecie, a ona przygniotła go do podłogi. Zablokowała łapę kolanem, drugą – własną ręką. Odwróciła mu pysk i pochyliła się. To koniec, pomyślał, czując zimne kły na szyi, szarpnął się, ale słabo, jęknął.
-        O boże, nie – to był szept, ledwie słyszalny nawet dla wilka – Och... nie...
Sekundę później zeskoczyła z niego, niknąc w portalu otworzonym za jej plecami.
-        Tak! - zawołała Neila.

***     

            Rodric węszył, jeśli węszeniem można nazwać wyszukiwanie mentalne. Tak naprawdę wilk nie wiedział jak to działa i chyba wiedzieć nie chciał. Był poobijany i zmęczony, a poszukiwania z nieznanym wampirem u boku wcale nie poprawiały mu humoru, zwłaszcza, że nie dało się z nim  normalnie dogadać, poza łamaną angielszczyzną. Nie mniej Rodric węszył, a to przynajmniej było czymkolwiek, co mogli w tej sytuacji zrobić. Po raz kolejny wcisnął czerwoną słuchawkę na telefonie. Nie odbierała, wciąż nie odbierała, a on robił się coraz bardziej zły.
-        So..? - odezwał się wampir, patrząc na telefon.
Był młody, ale Hakon już się nauczył, że wampiry nigdy nie wyglądają na tyle, ile mają w rzeczywistości. Ten konkretny wyglądał na siedemnaście lat. Ciemne włosy i oczy oraz rozbrajający uśmiech pozwalały wierzyć, że w liceum młody wampir jest bardzo popularny. Wilk jednak miał nieodparte wrażenie, że Rodric jest dużo starszy od niego. Nie pytał, kiedy tamten został przemieniony, zresztą było tak samo nieistotne jak fakt, że chłopak jest Włochem. Sprawiał też wrażenie zupełnie nie przejmującego się otaczającym go światem. Na szczęście nie trzeba było aż tak się wysilać, by się porozumieć.
-        Still voice mail – rzekł wilkołak – you?
-        Still looking – odparł tamten i zamknął na powrót oczy.
Hakon wrócił myślami do chwili zaraz po zniknięciu przyjaciółki.

            Leżał tak oszołomiony dobrą chwilę, zanim zorientował się, że ktoś nim potrząsa. Z trudem skupił wzrok na czarnych włosach i azjatyckich rysach kobiety, która nim szarpała. Mówiła coś z przejęciem, ale nie mógł wyłowić jednego zrozumiałego słowa.
-        Co? - sapnął, starając się pozbierać myśli.
-        To było niesamowite – powiedziała Neila – cudownie niesamowite! I jeszcze ten portal, jak ona to zrobiła?!
-        To.. eee... narodzone zaklęcie o ile dobrze pamiętam – rzekł, siadając – Ona tak po prostu ma. Chyba nie poszło najlepiej, co?
-        Poszło wyśmienicie – zawołała rozpromieniona Neila – Adri zdała test.
-        No, ale przecież... - powiódł wzrokiem po połamanych krzesłach i roztrzaskanym kominku – no tak, w końcu żyję – stwierdził.
-        Właśnie! - Neila puściła go – Teraz trzeba ją znaleźć, ale najpierw mi powiedz, czy czegoś potrzebujesz, jakiejś pomocy medycznej, albo coś?
-        Bywało się w gorszych opałach – rzekł, podnosząc się z niejakim trudem i siadając na krzesło.
-        Wiesz, gdzie ona teraz może być?
-        Nie, ale zaraz się dowiem.
Zmienił się w człowieka i wyjął z kieszeni telefon komórkowy. Wykręcił numer i przyłożył aparat do ucha. Po pięciu sygnałach odezwała się poczta głosowa.
-        Albo nie – powiedział i pokręcił przecząco głową – fest...
-        Przydzielę ci tropiciela – rzekła, wyciągając swój telefon.
-        Sam mam wystarczająco dobry węch – Hakon poczuł się nieco urażony.
-        To tropiciel mentalny.
Otworzyła klapkę telefonu, wybrała numer i zadzwoniła.
-        O hayou Inuki-kun … - usłyszał.
Dalej już nie słuchał. Prędzej Adri by się z nią dogadała w tym języku. On nie rozumiał zupełnie nic. Zaczął się zastanawiać nad ewentualnym miejscem pobytu przyjaciółki. Gdzie mogła się udać? Oby tylko nie zrobiła czegoś głupiego. Kątem ucha usłyszał, że królowa przeszła na inny język. Wychwycił imię Rodric. Inuki i Rodric, to ci dwaj, o których wspominała wtedy w lochach. Kiedy skończyła, zapytał.
-        I co teraz?
-        Teraz usłyszysz prawdziwą przepowiednię.
-        Prawdziwą?! - zdziwił się.
Potwierdziła skinieniem głowy.
-        Tak, ale najpierw obiecana nietykalność.
Zdjęła z przegubu srebrną bransoletę, wyglądającą jak smok gryzący własny ogon. Podała Hakonowi biżuterię, zauważył, że oko smoka jest czerwone.
-        Ładne – stwierdził - w jaki sposób daje nietykalność?
Neila wskazała na czerwony klejnocik.
-        Ten kamień nazywany jest oddechem smoka. Kiedy go dotkniesz świeci delikatnie i wydziela lekkie ciepło. Jeśli zmienisz się w wilka, nadal będzie na twojej ręce, magicznie dostosowuje się do rozmiaru nadgarstka – przerwała na chwile, by zaczerpnąć tchu – To symbol mojej rodziny – podjęła, gdy uważnie oglądał bransoletę – mając ją, jesteś chroniony przeze mnie. Ja jestem przedstawicielem rodziny królewskiej – wskazała na siebie – Każdy wampir będzie wiedział, że jesteś pod moją bezpośrednią ochroną i nie mają prawa cię tknąć, bo inaczej będą mieli ze mną do czynienia. A tego, wierz mi, nie będą chcieli – uśmiechnęła się ciepło, w tym uśmiechu było jednak coś drapieżnego.
-        Rozumiem – założył bransoletę – więc o co dokładnie chodzi z tą przepowiednią?
Usiadła w końcu, oparła się o stół i spojrzała w dal. Oczy jej się zamgliły, a gdy otworzyła usta, mówiła zmienionym głosem, jakby myślami była daleko.
-        Za sprawą poświęcenia narodzi się narzędzie, a gdy istnienia będą chylić się ku końcowi, czerwonowłosa, która zjednoczyła noc i dzień, zgładzi przyjaciela. Bowiem do niej będzie należeć decyzja o przeszłości lub teraźniejszości, a gdy wybór się dokona, życzenie zostanie podarowane.
Hakon milczał przez chwilę, rozważając jej słowa. Najbardziej nurtował go wers o zgładzeniu przyjaciela, przecież Adri właśnie powstrzymała się od zabicia go. O co więc chodziło? Postanowił podzielić się swoimi wątpliwościami z Neilą.
-        Ta część jest dla nas zagadką – odparła – zresztą jak większość przepowiedni. Jedyne czego jesteśmy pewni w stu procentach to czerwonowłosej, która zjednoczyła noc i dzień. Oczywistym jest, że chodzi tu o półkrwi.
-        Dlaczego nie powiedziałaś jej prawdy?
-        Gdybym tak zrobiła, za nic w świecie by się nie zgodziła. Pamiętaj, że jest emocjonalna. Zgładzenie przyjaciela rozumiałaby tylko w jeden sposób.
-        Trudno zrozumieć to inaczej – zauważył Hakon.
-        Fakt, ale wierzymy, że to wybór jest tu najistotniejszy.
-        Wybór między czym?
-        Jeszcze nie wiemy, nasza śniąca do tej pory nie widziała tego momentu.
-        Po co więc była ta próba krwi?
-        Musieliśmy wiedzieć jak bardzo silne są wasze relacje. Ona cię kocha wilku, nie byłaby w stanie się powstrzymać, gdyby nie to. Zbyt młody z niej wampir. Mamy nadzieję, że to wpłynie na wybór.
-        Kiedy już się pojawi?
-        Tak.
-        A to życzenie? - zapytał Hakon – ten smarkacz wspominał coś o życzeniu.
-        Daell jest niecierpliwy, jak każde dziecko. Życzenie chciałby wykorzystać do własnych celów, jak zapewne wszyscy, którzy wiedzą o przepowiedni.
-        A wy? - wilk spojrzał na nią uważnie – Do czego wy chcecie wykorzystać jej życzenie?
Patrzył na królową badawczo, mając nadzieje, że dość wyraźnie zaakcentował fakt, iż życzenie należy do Adri i to ona powinna decydować czego chce. To ona powinna podarować je sobie i wypowiedzieć swoje życzenie. To ona i nikt inny nie ma najmniejszego prawa wściubiać w to nosa, ani kłów.
-        My chcemy stracić swoje właściwości – odparła nie od razu.
-        Słucham?
-        Chcemy, by wilcza krew nie działała na nas jak zioło – zacytowała go – a wampirze mięso na wilki.
Milczeli czas jakiś, kiedy ktoś zapukał do drzwi.
-        Och, to na pewno Rodric – powiedziała, wstając – mam nadzieje, że znasz angielski, jeszcze nie zdołałam go nauczyć waszego języka.
-        Spoko – odparł Hakon – poradzimy sobie.
-        Poprzenosisz go w miejsca, gdzie bywa Adri i na pewno gdzieś ją w końcu znajdziecie.

            Rodric węszył. Byli w następnym miejscu, tym razem na Zakaźniaku. Hakon wciąż bezskutecznie próbował się do niej dodzwonić. Po raz kolejny usłyszał automat i mało nie zgniótł telefonu ze złości. Przez to całe zamieszanie i zmartwienie nie zdążył się nawet zdziwić, że Neila wiedziała o teleportacji wilków. Czyżby ten smark – Daell, był ignorantem? A może tylko najwyższa wampirza władza posiadała takie informację? Mogło się też okazać, że Hakon miał rację w swoich spekulacjach na temat nieprzydatności miecza dla kogokolwiek poza właścicielem. Był zmęczony, diabelnie zmęczony. Obiecał sobie, że kiedy już ją znajdzie, nakopie jej do dupy, za to, że znów go tak zmartwiła. „Ona cie kocha, wilku”, ta myśl wdarła się do jego głowy nagle, jakby dopiero przebiła się przez tłum innych. Potrząsnął głową. Oj dostanie jej się. Spojrzał na Rodric'a, Włoch węszył, siedząc po turecku na gruzie, oczy miał zamknięte. Hakon znów chwycił za telefon.

***

            Zaklęcie zadziałało. Teraz stał nagi przed lustrem i przyglądał się sobie. Wszystko było jak należy. Założył włosy za uszy i sięgnął po spodnie leżące na łóżku. Jego wzrok padł na kurtkę ze znakiem Organizacji. Jakiż był naiwny sądząc, że z ich pomocą dopnie swego celu! W porównaniu do siły wampirów, Organizacja tak naprawdę była niczym. Mieli wciąż za mało członków, a nawet jeśli mieliby ich wystarczającą ilość, nie zgodziliby się na otwartą wojnę z istotami nocy. Mimo iż piął się po drabinie kręgu, szybko do niego dotarło, że to za mało, że będzie musiał zrobić coś więcej. Wplątanie się w ich szeregi było genialnym pomysłem, ale nie mógł go przemienić byle jaki wampir. Potrzebował mocnej, szlacheckiej krwi. Ten mały smarkacz był zbyt chciwy, by zwęszyć podstęp, nadawał się więc idealnie. Wizja płaszczącego się przed nim maga, własnego szpiega w znienawidzonej Organizacji, a przede wszystkim człowieka, który pragnie nowego ojca, tak bardzo rozparła jego ego, że przysłoniła wszystkie wątpliwości. Głupi, naiwny dzieciak, pomyślał, zapinając spodnie. Na początku nie było tak źle. Przynosił mu mało znaczące informacje z Organizacji, jako dowód swej lojalności. Któregoś jednak dnia Daell kazał mu szukać czerwonowłosej półkrwi. Nie pomyślał jednak o Adri, wszak nie widzieli się ładnych parę lat. Po tym, jak ją zmieniono, kazał jej się wynosić, sam nie wiedział z jakich powodów. Nie wiedział zresztą, że ona jest półwampirem. Wtedy pojawiła się, jakby za sprawą myślenia sprawczego, specjalnie na potrzeby księcia, razem z tym dzieciakiem, który okazał się wilkiem. To było... zastanawiające i dawało do myślenia, wszyscy przecież wiedzieli o wampirzo-wilczej współnienawiści, a tamci dwoje tak zwyczajnie za sobą przepadali. Zainteresowało go to, więc postanowił zbliżyć się do nich. Minęło trochę czasu, zanim sobie uświadomił, że przecież jej swobodne poruszanie się za dnia, czyni ją półkrwi, czy też raczej to, że jest półkrwi, pozwala jej na bezbolesne przebywanie w promieniach słońca. Niby chodzili razem do liceum, ale wtedy była jeszcze człowiekiem, a po szkole, gdy mu powiedziała mu o przemianie - nie skojarzył faktów!
-        Czarownica – powiedział sam do siebie, wkładając pasek w szlufki.
Kiedy Daell dowiedział się o tym, kazał mu się z nią zaprzyjaźnić, być zawsze blisko niej, a najlepiej rozkochać w sobie. Wsadził dłoń w rękaw koszuli, myśląc o tym. Smarkacz chciał, aby wykorzystać życzenie na nim, chciał w końcu być dorosły. Mag prychnął lekceważąco, zapinając guziki koszuli, cóż za prymitywne marzenie. Tak potężną magię powinno wykorzystywać się do należycie potężnych celów. To życzenie powinno należeć do niego, to on powinien je wypowiedzieć. Jemu się ono należy, jako zadośćuczynienie tego, co go spotkało. Za matkę i ojca, za siostrę i brata, którzy zostali wyssani do cna na jego oczach, gdy miał sześć lat! Za szydercze uśmiechy tych czterech popaprańców z kłami i czerwonymi oczami! Za to, że zostawili go, płaczącego, między trupami swoich bliskich! Za te wszystkie noce pełne strachu i koszmarów, że wrócą po niego i jego jedyną siostrę, która wtedy została w domu. Jedyną, która, dzięki zwyczajnej grypie, przeżyła tę rzeź. Jedyną, która... pożyła trochę dłużej.

            Zamarł, pochylony nad sznurówkami butów. A potem przyszła Adri i przyprowadziła mu mordercę jego siostry. Adri, jedyna, która nie wywyższała się z racji gatunku. Ta, która uratowała go niejednokrotnie. Ta, która oddała coś ważnego, by wrócił do życia. Podniósł się i spojrzał na siebie w lustrze. Na brzegu łóżka, ubrany w jeansy i czarną koszulę, spoglądał na swą zmęczoną, trzydziestopięcioletnią twarz. Włosy założone za uszy, nadawały mu nieco elfiego wyrazu. Czy to wszystko warte było zemsty? Czy warto było stracić jedyną kobietę, którą w jakikolwiek sposób obchodził? Jedyną, która okazała się tak inna, tak ludzka? Która ryzykowała, by mu pomóc? Zmarszczył brwi.
-        Jin, rozklejasz się – powiedział do swego odbicia – jesteś zbyt blisko, by teraz rezygnować, cel jest w zasięgu ręki.
Pochylił się znów i zawiązał buty.

***

            Noc chyliła się ku końcowi. Rodric stwierdził, po raz kolejny zresztą, że wyczuwa ledwie słabe wspomnienie jej jaźni. Wynikało z tego, że Adri skakała, najprawdopodobniej nie mogąc zagrzać nigdzie miejsca. A może nie chciała być znaleziona? Nieważne, musieli szukać i tak. Rodric spojrzał na niego pytająco, gdy tylko wyłączył telefon.
-        Nothing – powiedział Hakon, a wampir zerknął na niebo znacząco – Let's check my place again – rzekł wilk – last one for today – dodał z rezygnacją.
Rodric skinął głową i przenieśli się na jego ogródek. Od razu uśmiech przyozdobił twarz wampira, gdy wskazał na ogrodową huśtawkę. Siedziała tam z podkulonymi kolanami, twarz miała schowaną, bujała się delikatnie. Hakon w jednej chwili zmienił się w człowieka i wbiegł szybko na taras, tak cicho, że go nie usłyszała. Usiadł obok i objął ją ramieniem.
-        No czeeeeść – powiedział przeciągle.
Drgnęła, a potem zerwała się jak oparzona, odskoczyła od niego i spojrzała przestraszona. Zobaczywszy, że to on, wyjęła zza paska nóż i przełknęła głośno ślinę. Upadła na kolana i wyciągnęła położoną na dłoniach broń w jego stronę.
-        Proszę... byle szybko... - spuściła głowę.

>>*<<

1 komentarz: