5 grudnia 2014

Zabójczyni - 4

Oto i kolejna część specjalnie dla Was ;-)

***
Płonące ognisko dawało przyjemne poczucie normalności. Kilka godzin temu zgubiły pościg, a przynajmniej miały taką nadzieję. Rozpalanie ognia przy takim braku pewności było dość ryzykowne, ale miały do wyboru albo to albo zamarznąć. Noce bywały już bardzo zimne, a Delaila jeszcze nie wydobrzała. Do tego miała na głowie teraz dziecko, które dopiero co straciło rodziców. Zerknęła na dziewczynkę.


            Kerra wpatrywała się w płomienie, gryząc jabłko. Na jej młodziutkiej twarzyczce malowało się zmęczenie, ale oczy miała czujne, jak gotowa do ucieczki sarna. Nie płakała, nie odezwała się też słowem, odkąd znalazły się w lesie.
-        Przykro mi z powodu twoich rodziców – powiedziała zabójczyni, nie mogąc już znieść ciszy.
-        Fin i Alea nie byli moimi rodzicami.
Głos miała spokojny, niemal beznamiętny. Chyba faktycznie mówiła prawdę. Kim zatem byli ci ludzie? Opiekunami? Wujostwem? Kerra była przecież tak bardzo podoba do karczmarki. Dziecko podniosło na nią oczy, jakby czytało w myślach.
-        To nie moje ciało – powiedziało.
Delaila zerwała się w jednej chwili, srogo żałując tego ruchu z powodu, w jaki zaprotestowało jej ciało. Automatycznie pochyliła się lekko do przodu, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę. Chwyciła swój ostatni nóż, układając go wygodnie w dłoni. Odruchowo oceniła drobne gabaryty dziewczynki. To absurd! Co mogło zrobić jej to dziecko? Bez względu na to jak była potężna, w tym ciele raczej niewiele. Delaila nie opuściła jednak broni. Kerra utkwiła w nożu spokojne spojrzenie.
-        Jesteś nekromantką?– padło pytanie.
-        Nie – dziecko spojrzało na nią – wiedźmą z innego świata.

***
            Czym jest normalność? Gdzie znajdują się jej granice? Delaila zawsze uważała, że magia, to coś nienormalnego, innego i nader wszystko ulotnego. Nigdy też nie miała do czynienia z prawdziwą czarownicą. W kręgach, w których się obracała, nie były one darzone zbytnią sympatią. Mimo wszystko czarownictwo nie było niczym nowym, czy niezwykłym. Człowiek miał świadomość, że gdzieś tam żyją wiedźmy. Miał tylko nadzieję, że owo „gdzieś tam” jest na tyle daleko, że nie znajdzie się w tym miejscu nawet przypadkiem. Sama Delaila nie obawiała się czarów. Wolała jednak polegać na aż nadto materialnej stali miecza, czy sztyletu.

            Faktem było jednak, że wiedźmy, podobnie jak nekromanci, istniały i to była rzecz, którą mogła sobie przyswoić. Przyswajanie miało się gorzej z drugą wiadomością, jaką usłyszała od Kerry.
            Inny świat.

            Gdzie kończyła się normalność?

            Delaila miała w głowie setki pytań, a także wszechmocną chęć ucieczki. Miała świadomość, że stal ostatniego sztyletu, bez względu na to jak materialna, mogła nie wystarczyć. Jednak, gdyby wiedźma pragnęła jej śmierci, jaki mogła mieć cel, ratując ją?

            Przełknęła głośno ślinę i zadała jedno pytanie spośród tysięcy kłębiących jej się w głowie.
-        Dlaczego tu jesteś?
-        Przybyłam tu, by cię odnaleźć, twój syn cię potrzebuje.
-        Ja nie mam dzieci – odparła zabójczyni.
-        W tym świecie nie – zgodziła się Kerra – ale tam skąd pochodzę, jesteś matką jedynego człowieka, którego kiedykolwiek kochałam.
-        Przecież jesteś dzieckiem!
Kerra spojrzała po sobie, jakby chciała sprawdzić, czy to, co usłyszała, jest prawdą.
-        Tak – zgodziła się w końcu – ale to ciało z tego świata. Kiedy wrócę do siebie przyjmę właściwą postać.
-        Czego właściwie chcesz ode mnie? - Delaila zapytała nieco podejrzliwie.
Dziewczynka milczała przez chwilę, wpatrując się w zabójczynię tak intensywnie, że tamta poczuła się nieswojo.
-        Proszę cię, abyś udała się ze mną do mojego świata – rzekła.
-        Po co?! - oczy Delaili rozszerzyły się ze zdumienia.
-        Na twojego syna rzucono czar niepamięci. Jedynie widok matki może go złamać. Niestety, matka Araga umarła, gdy był młody. Czarodziej, który rzucił to zaklęcie uznał najwyraźniej, że to załatwia sprawę – głos jej się lekko załamał – proszę... proszę pomóż mi.. pomóż mi go odzyskać! - załkała, rzucając się w objęcia kobiety.

            Delaila zasępiła się. Było jej żal wiedźmy, która straciła ukochanego. Machinalnie pogłaskała dziewczynkę po jasnych włosach, odczuwając silne pragnienie zaopiekowania się nią. Nie była do końca pewna, czy jest choć ziarno prawdy w tym co mówiła Kerra. Mogły to być przecież tylko majaki, nie mogącego sobie poradzić ze stratą rodziców dziecka. Bez względu jednak na to czy słowa dziewczynki były prawdziwe, czy nie, chciała jej jakoś pomóc. Może chociaż w ten sposób odkupi swoje winy. Poza tym nie miała dokąd pójść, a do gildii nie miała zamiaru wrócić. Nikt już nie będzie jej mówił, kto ma zostać pozbawiony życia. Ostatni kontrakt na ośmioletniego chłopca przelał czarę. Kerra się rozpłakała.
-        Cii... - szepnęła Delaila – ciii... nie płacz, pomogę ci..


1 komentarz: