1 czerwca 2015

Życzenie Półkrwi - rozdział 2

Serdecznie zapraszam na rozdział drugi :)

2.

            Była to już któraś z kolei jej wizyta u niego i trening. Szedł obok niej zamyślony.  Wspominał ten czas. Moment, gdy obudził się następnego dnia przekonany, że to był sen i chwilę w której zobaczył ją stojącą niedaleko jego domu, czekającą, aż wróci od kumpla. Wtedy wszystko się posypało. To, co sobie poukładał w głowie, co zamierzał jej powiedzieć przez Skype, jaki to zajebisty sen miał dziś, że przyszła do niego i że trenowali. Wszystko nagle roztrzaskało się zastąpione świadomością, iż „sen” to nader błędne określenie tego, co się wydarzyło. Myślał też o tym, ile go nauczyła. Nie tylko walki, ale również o istnieniach takich jak ona, choć nadal ciężko było mu uwierzyć, że żywi się ludzką krwią. Z tego co czytał, czy słyszał do tej pory, wampiry były istotami bardzo wyniosłymi krwiożerczymi i mrocznymi. Ona była jak negatyw tych cech. Wyglądała i zachowywała się tak, że gdyby nie wyjawiła mu kim jest, w życiu by się nie domyślił!  Zastanawiał się w duchu, czy jest tak, bo jest też pół czarownicą, czy może po prostu obrała taką drogę. Postanowił kiedyś ją o to zapytać. Przypomniał sobie, jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył ją promiennie uśmiechniętą stojącą w blasku słońca, czekającą na niego następnego dnia. Wyjaśniła mu wtedy, że jedną z zalet bycia pół wampirem jest możliwość przebywania na słońcu do woli. Może to właśnie sprawiało, że była taka uśmiechnięta. Zawsze przecież uważał ją za osobę pogodną.

            Skręcili w lewo, potem w prawo, mijali jakiś pawilon sklepów. Fakt, iż przeniosła ich do swojego, chyba rodzinnego, miasta nie zdziwił go za bardzo. Może chciała odwiedzić dawne miejsca, może potrenować tam, gdzie sama się uczyła, może po prostu chciała się z kimś spotkać. Nie pytał. Głowę miał zajętą czymś innym.  Nie widzieli się tylko trzy dni. Te trzy dni, które diametralnie zmieniły jego życie. Nigdy nie sądził, że coś takiego może mu się przydarzyć. Jeszcze parę dni temu był zwykłym chłopakiem zajętym głównie kolegami i grami MMO. Teraz był kimś... no, zupełnie innym. Dopiero, co przybyła do niego ona, jego najlepsza przyjaciółka, która okazała się nie być człowiekiem, a teraz to zdarzenie sprzed dwóch dni.


            W pierwszych minutach nie wiedział co się dzieje, ani gdzie się znajduje. Nie wiedział nic. Był tylko ten nieznośny ból w prawej łydce i świadomość, że coś właśnie pognało w las. Obudził się, jak mu się zdawało, po kilku godzinach. Otaczała go ciemność. Nie czuł już bólu, tylko zapachy. Intensywną woń różnorodnych zapachów, uderzających w jego nos niczym fala wybuchu supernowej. Przez pierwsze parę minut to było nie do wytrzymania. Zorientował się, że leży na polanie w lesie, ubranie miał poszarpane. To co później zauważył przeszło jego najśmielsze oczekiwania.
-        Broń mnie – poprosiła, wyrywając go z zamyślenia.
Poczuł, że skoczyła za niego, jednocześnie kładąc mu dłonie na ramionach, jakby chciała się za nim schować. Kątem oka zauważył, że przechodzili właśnie obok jakiejś szkoły, na oko podstawowej. W tej właśnie chwili mijali otoczony ogrodzeniem z siatki, pełen różnorakich huśtawek, ślizgawek i drabinek, plac zabaw przynależny do szkoły. Hakon powędrował wzrokiem przed siebie, chcąc się  dowiedzieć przed czym, czy też kim, miał bronić swoją przyjaciółkę. W ich stronę zmierzał wysoki, średniej budowy człowiek z przydługimi czarnymi włosami. Kosmyki miał założone za uszy, co nadawało mu nieco elfiego wyrazu. Na jego twarzy malował się gniew. Szedł do nich z zaciśniętymi pięściami. Adri skuliła się za Hakonem, niby przezornie, jakby człowiek miał ją obronić przed tym mężczyzną, który idąc nie spuszczał wzroku z jej oczu. Zbliżył się do nich.
-        Zostaw chłopaka – powiedział do Adri, głos miał pełen gniewu.
-        Przeż ja nic nie robię – pożaliła się zza Hakona.
-        Nie ogarniam – odezwał się nastolatek – siema tak w ogóle.
Czarnowłosy nie odpowiedział. Chwycił go za przegub z taką siła, że Hakon chwile później znalazł się za nim, zdecydowanie zaskoczony. Ten uniósł rękę w geście obrony chłopaka, nie spuszczając brązowych oczu z Adri.
-        Uspokój się magu – powiedziała łagodnie.
W jego lewej ręce zaczęła tworzyć się kula ognia, ta spostrzegła to i w jednej chwili znalazła się przy nim, chwyciwszy prawą dłonią przegub jego lewej ręki.
-        Opanuj się magu – syknęła nerwowo – jeszcze ktoś zobaczy!
Kula zgasła momentalnie, lecz on prawą dłonią chwycił ją za ubranie i szarpnął tak, że przycisnął ją do ogrodzenia z siatki. Puściła go i uniosła obie dłonie do góry w poddańczym geście.
-        Matko, coś ty taki agresywny? - zapytała szczerze zdziwiona.
-        Co tu robisz do cholery?! - warknął do niej, nadal jej nie puszczając.
-        Chłopie, ogarnij się – rzekł Hakon – bo będę zmuszony jej bronić.
-        A ty co?! - warknął mag, tym razem do nastolatka – Kandydat?!
-        Kandydat? - zapytał Hakon spoglądając na Adri.
-        Jin do diabła! - zwróciła się do tego, którego nazwała magiem – nie, nie jest kandydatem. Nie zamierzam mu tego zrobić. Nie będzie taki jak ja, wyluzuj, nie jestem twoim wrogiem.
-        Jestem łowcą, a ciebie nie powinno tu być – rzekł jej, patrząc w oczy.
-        To ja mam pomysł – odezwał się Hakon, który już powoli tracił cierpliwość – ty sobie spojrzysz tam – wskazał na budynek po drugiej stronie ulicy – a my sobie pójdziemy tam – tu wskazał przeciwny kierunek - i po sprawie.
-        Kim ty w ogóle jesteś? - ten nazwany przez nią magiem spojrzał na nastolatka pytająco.
-        Jej przyjacielem – odparł tamten spokojnie – wdzięczny byłbym, gdybyś ją puścił – dodał.
-        Spacerujemy sobie – dodała Adri, gdy mag ją puścił. - wyluzuj chłopie – spróbowała się uśmiechnąć, lecz cofnął się o krok. - jaki drażliwy – pożaliła się.
-        Po coś wracała? - zapytał.
-        Jestem tu „przelotem” - zrobiła znak cudzysłowu.
-        Jesteś zagrożeniem – odparł jej, zaciskając zęby.
-        Taaaaa... jasne – wzniosła oczy ku niebu – od piętnastu minut jak tu jestem zabiłam ze dwadzieścia osób, mówię ci! - spróbowała zażartować, lecz on tylko zacisnął pięści.
-        To może zagrożenie – Hakon wskazał na Adri – i głupota – wskazał na siebie, uśmiechając się lekko – po prostu sobie pójdą, co?
-        Nie mam zamiaru się z tobą bić – Adri w jednej chwili znalazła się bardzo blisko Jina, lecz tym razem go nie dotknęła - Nie wiem co się działo przez ten czas, który się nie widzieliśmy – szepnęła mu do ucha swoim aksamitnym wampirzym głosem – ale dla ciebie nie jestem zagrożeniem – umilkła na chwilę, a gdy się nie odezwał szepnęła jeszcze – Teraz ja i człowiek sobie pójdziemy w swoją stronę, a ty w swoją. Z fartem łowco!
Ostatnie słowa wypowiedziała już głośniej, po czym razem z Hakonem ruszyli dalej przed siebie. Uszli spory kawałek, kiedy odwróciła się za siebie, mag stał tam gdzie go zostawiła. Głowę miał spuszczoną, a pięści zaciśnięte, westchnęła. Nie wiedziała co się działo przez te lata, ale najwyraźniej wampiry zaszły mu za skórę i to do tego stopnia, iż zapomniał o ich niegdysiejszej przyjaźni. Postanowiła, że przy następnym posiłku musi dowiedzieć się co takiego się stało.
-        Co to za typ? - zapytał Hakon, gdy podeszli pod górkę – czego chciał?
-        To ktoś w rodzaju łowcy wampirów – odparła jakby w zamyśleniu. – myślał najwyraźniej, że jesteś w niebezpieczeństwie.
-        Myślał, że tak w środku dnia wyssiesz ze mnie całą krew? - Hakon zachichotał.
-        Myślę, że zaskoczyło go moje pojawienie się tutaj. Dotychczas udawało mi się go unikać – mówiła, gdy skręcili w prawo i mijali mały supermarket spożywczy wchodząc na osiedle jedenastopiętrowych wieżowców.
-        I nie widzieliście się jakiś czas tak? - dopytywał się.
-        Chodziliśmy razem do liceum – odparła – to znaczy jak on był młodszy – dodała, jakby dla sprostowania – Jeszcze w szkole opowiadał, jaki to z niego będzie wielki łowca i gdybym była zagrożeniem, to nic by się nie liczyło poza zleceniem. Tylko że... to było takie gadanie, a dziś... - westchnęła.
-        Idziemy dokądś czy tak sobie łazimy? - zapytał chcąc zmienić temat, czuł, że przyjaciółka popada w przygnębienie. Mijali właśnie wieżowce, lekko skręcając w lewo i znów zeszli z górki.
-        No, na górkę, na Zakaźniak – wyjaśniła.

            Przeszli przez ulicę i weszli na wrzosowiska, teren podniósł się nieco, a z daleka widać było rozpadający się budynek. Weszli wyżej i ich oczom ukazały się ruiny spalonego niegdyś szpitala zakaźnego. Chwile później znaleźli się w budynku i dalej, po szczątkach schodów, ruszyli na pierwsze piętro, skręcili w prawo. To piętro, jak i cały budynek, usłane było gruzem. Wszędzie leżało pełno niedopałków papierosów i pustych butelek, czy tez puszek po przeróżnych alkoholach. Już na pierwszy rzut oka widać było, że młodzież przychodzi tu głównie w jednym celu: aby urządzać libacje alkoholowe w gronie bliższych lub dalszych znajomych. Wampirzyca i człowiek skierowali się  do jednego z większych pomieszczeń. Tam podłoga również usłana była gruzem niczym jakimś dywanem, a zamiast ścian działowych pozostały tylko kolumny podtrzymujące sufit. Po lewej stronie znajdowały się balkony, również usypane gruzem. Adri skierowała się właśnie tam, rozejrzała się jakby sprawdzając jak wiele zmieniło się od czasu, kiedy była tu ostatni raz. Pod balkonem widać było ulicę, a za nią pas zieleni i dalej rzekę. Odetchnęła głęboko, jakby napawając się powietrzem, przymknęła przy tym oczy.
-        Ładny widok. – stwierdził Hakon, rozglądając się ciekawie.
-        Ano - przyznała i weszła z powrotem pod dach. Gruz skrzypiał lekko pod jej stopami, odwróciła się przodem do swojego towarzysza – A teraz atakuj – rzekła zakładając jedną rękę do tyłu niczym szermierz, drugą wysuwając do przodu w geście zaproszenia. 
-        Czyli jednak trening? - uśmiechnął się pobłażliwie.
-        Skoro prosiłeś, bym cie uczyła. - odparła.
Nic już jej nie odpowiedział. Nawet nie protestował, wiedział już, że nie musi i że nie wolno mu patrzeć na to, iż ma przed sobą kobietę. Rozbiegł się i zaatakował celując pięścią w głowę. Wyminęła go leniwie, jak przy pierwszej walce wtedy na polanie, tylko że tym razem klepnęła go w plecy mocniej, licząc na to że straci równowagę. Stracił, lecz wyrzucił ręce do przodu i sprytnie zrobił przewrót, by chwile później być już na nogach. Ruszył na nią, pól metra przed, pochylając się by ją podciąć, odskoczyła niemal leniwie. Ponagliła go gestem, uśmiechając się przy tym wrednie i ukazując kły. Zamachnął się i kopnął ją w brzuch, tym razem trafiając. Zgięła się, chwytając go za kostkę i przekręcając tak nagle, iż cała jego noga wraz zresztą ciała zrobiła piruet w powietrzu. Chwile później wylądował brzuchem na gruzie, dziękując losowi, że nie połamała mu kostki. Adri zaśmiała się odskakując. Podniósł się szybko i nie patrząc na to, że cały jest już biały, spróbował kopnąć ją w głowę, uchyliła się z łatwością  wymijając go z boku. Tym razem ona się zamierzyła, chcąc uderzyć go bokiem dłoni pod żebra, nie zdążyła. Chłopak obrócił się lekko i uderzył ją łokciem w plecy. Jęknęła, lądując na czworaka, a on odskoczył uśmiechając się z zadowoleniem. Podniosła się, oczy jej poczerwieniały. Widział to już wielokrotnie więc nie robiło to na nim wrażenia. Oczy czerwieniały jej zawsze, gdy zaczynała się złościć. Warknęła cicho i chwile później znalazła się przed nim, zanim się zorientował wymierzyła prosty cios otwartą dłonią w klatkę piersiową. Odleciał kawałek uderzając plecami o kolumnę, zakaszlał. Przekrzywiła lekko głowę przyglądając mu się, oblizała wargi i uśmiechnęła się ukazując kły.
-        Uch... Nieźle – powiedział, wstając.
Dobiegł do niej i wymierzył kilka kopniaków, w rezultacie trafiając ją w brzuch i wywracając na plecy. Podparła się na łokciach i przyjrzała mu się uważnie. Nie czekał, uniósł nogę by zadać kolejny cios w brzuch, tym razem piętą. Od turlała się i podniosła pośpiesznie. W jednej chwili znalazła się przy nim, uchwycił tylko pieść trafiającą w jego nos, cofnął się chwiejnie. Pomyślał, że chyba naprawdę się zezłościła. Zaatakował pięścią w głowę. Spodziewał się uniku, a ona po prostu złapała jego pięść i zamknęła ją w swojej, poczuł nacisk. Uświadomił sobie, że mogłaby mu połamać palce w ten sposób, gdyby tylko użyła więcej siły. Nie czekał aż gniew weźmie nad nią górę, wiedział już, że bywa porywcza. Drugą pięścią uderzył w brzuch wyrywając się jednocześnie z uścisku Sekundę później, gdy się zgięła, trafił łokciem w plecy powalając ją na ziemie, po czym odskoczył, obserwując uważnie. Pomagając sobie rękoma podniosła się do pozycji na czworaka, spojrzała po sobie, teraz i ona była już cała biała. Zerknęła na niego. Tyle zdążył zauważyć, kolejną rzeczą, którą zobaczył była pieść trafiająca w jego łuk brwiowy, zatoczył się od ciosu, a krew zalała mu prawe oko. Chciała to wykorzystać, by go podciąć, ale odskoczył przewidziawszy jej ruch, wytarł przy tym krew rękawem bluzy. Ruszyła w jego stronę z warknięciem, oczy poczerwieniały jej jeszcze bardziej. Zamachnął się czekając na nią, w momencie w którym znalazła się przy nim dostała prosto w policzek, wywaliła się na tyłek, klnąc siarczyście. Wiedział już, że takim ciosem niewielką krzywdę mógłby jej zrobić. Nie była wytrzymała jak wampiry, ale, jak twierdziła, była dość wytrzymała by dowalić nie jednemu. Hakon nie przejmował się też swoją raną. Jej lecznicza magia potrafiła go „naprawić” w ciągu kilku sekund. Nie był też dzieckiem spod klosza. Kilka razy już się pobił z chłopakami, więc rozcięty łuk brwiowy nie robił na nim wrażenia. Poza tym, był pewien, że nie używała całej swej siły. Ba! Nie używała nawet połowy! Spojrzała na niego spode łba, ocierając krwawiącą wargę.
-        Wiesz, że robię się głodna? – zapytała zgryźliwie, jakby miała zamiar go przestraszyć.
-        Ja też – odparł jej.
Podniosła się gwałtownie i ruszyła w jego stronę. Był przygotowany. Stał, czekając. Uznał, że właśnie nadszedł odpowiedni moment, by jej pokazać. Przez głowę przeleciało mu, że to niesamowita ironia losu. On, zwykły nastolatek poznaje prawdziwego pół wampira, a parę dni później... cóż, nie jest już zwykłym nastolatkiem. Znalazłszy się przy nim uchwyciła tylko jego szeroki uśmiech, ledwie zdążyła zauważyć, że nie był to uśmiech człowieka.
-        Uuuoooaaaaa... – zawyła, uderzając plecami w pozostałości jednej ze ścian granicznych pierwszego piętra.
Z nosa ciekła jej krew, definitywnie był złamany. Zabolało i to bardzo, ale ból był niczym w porównaniu ze zdziwieniem jakie nią zawładnęło, gdy go zobaczyła. Stał przed nią wilk – najprawdziwszy wilkołak. Był wyższy od Hakona. Całe ciało miał pokryte brązową sierścią. Zamiast twarzy miał długi wilczy pysk z żółtymi ślepiami o kocich pionowych źrenicach, uszy stojące jak do psa. Nie miał na sobie nic poza czarnymi spodenkami ze złotymi zdobieniami.
           
            Spojrzał na nią swoimi wilczymi oczyma i wtedy zobaczył ją taką, jaka była naprawdę. Czerwień jej włosów, podobnie jak oczu, była jeszcze bardziej intensywna. Ubrana w krótką, bordową bluzkę, zapinaną z przodu na zamek błyskawiczny, posiadającą jedynie prawy, niemal przezroczysty, rozszerzany u dołu rękaw i czarne, ledwie zakrywające pośladki, spodenki,  Na biodrach znajdował się srebrny pas z klamra w kształcie pierzastych skrzydeł, z którego wypływał bordowy materiał. Hakon domyślił się, że gdy stała w miejscu materiał tak się komponował, iż można było go uznać za spódnice.  Całość wieńczyły wysokie aż do kolan czarne, choć właściwie teraz białe od tynku, buty na masywnym obcasie, oraz mała torebeczka przypięta pasami do prawego uda, ledwie widoczna spod materiału. Wilk ruszył w jej stronę wyciągając włochatą łapę, jakby chciał ją dotknąć. Warknęła przeciągle mimo złamanego nosa i krwi która zalała jej usta, splunęła. Z torebeczki przy udzie wyciągnęła krótki nóż, uniosła go na wysokość oczu w obronnym geście odskakując jednocześnie w bok.
-        Nie zbliżaj się wilku – rzekła twardo, ten zatrzymał się w pół kroku – jeśli zamierzasz zaatakować to wiedz, że będę się bronić. Zaciekle – dodała przez zęby.
-        Co? - nie zrozumiał – Adri przecież to ja, Hakon.
-        Będę się bronić – powtórzyła, choć w jej oczach zauważył niezdecydowanie.
Znów zrobił krok w jej stronę, odsunęła się. Ciągle trzymała nóż na wysokości oczu. Wyciągnął do niej łapę, lecz ona tylko obserwowała go badawczo. Nie potrafił zrozumieć o co jej chodzi. Jak to atakować? Co ona w ogóle wygadywała?! Czyżby uderzyła się w głowę? Przecież i tak walczyli. Czemu nagle wzięła to tak na poważnie? Powinien jej powiedzieć, zamiast pokazywać. Widział, że się go obawia, lecz była to dziwna obawa. Jakby nie bała się jego, lecz o niego. Przysiadł na zadzie, chcąc jej pokazać, że nie ma zamiaru zrobić jej krzywdy. Wciąż go obserwowała, czekając najwyraźniej na atak. Siedział tak dobre trzy minuty, przeszło mu przez głowę, że tak wygląda oswajanie dziwnego zwierzęcia. Uśmiechnął się w duchu na myśl, że mogłaby teraz do niego podejść obwąchując go ze wszystkich stron, tak go to rozbawiło, że prawie się zaśmiał.
-        Nie mam zamiaru cię zjeść – zacytował jej niegdysiejsze słowa.
-        Jesteś wilkiem – stwierdziła.
-        Właściwie to nie wiem co to jest – odparł – pamiętam, że była już noc, bo księżyc świecił i że goniło mnie jakieś bydle, obudziłem się rano w krzakach, wyglądając właśnie tak – wskazał na siebie.
Jego ostatnie słowa zatonęły w kolejnym wyciu, które wydała z siebie nastawiając złamany nos. Splunęła tą krwią, która napłynęła jej do ust. Siedziała teraz oparta o inny kawałek ściany oddychając ciężko, przymknęła oczy.  Podszedł do niej powoli w momencie którym ocierała krew rękawem. Bacznie ją obserwował, ale nie wyglądała, jakby chciała uciekać. Milczała wpatrując się w niego z mieszaniną zdziwienia i podejrzliwości.  Przykucnął i delikatnie dotknął łapą jej policzka.
-        Przesadziłem, przepraszam – powiedział ze skruszona miną – jeszcze nie znam tej siły...
-        Nic się nie stało, posilę się i będę jak nowa – wysiliła się na uśmiech.
-        I tak przesadziłem... - posmutniał, przyjrzał się swoim łapom uważnie.
-        Teraz na pewno umiesz się przede mną bronić – znów się uśmiechnęła, tym razem przyszło jej to łatwiej - Możesz już wyjść – dodała głośniej, patrząc gdzieś za Hakona.
Wilk teraz dopiero skupił uwagę, na tym obcym zapachu który czuł od jakiegoś czasu. Zapach dochodził zza przeciwległej ściany. Był dziwny, specyficzny, jak mieszanina przypraw korzennych i spalenizny. Spojrzał w tamta stronę oczekując wroga. Napiął mięśnie przygotowując się. Zza ściany wyszedł ten, którego Adri nazywała magiem. Nie odzywał się obserwując bacznie ich oboje, na jego twarzy malowało się zdziwienie.
-        Oż ty cwaniaczku! – zaśmiał się Hakon  – długo tu już jesteś? - zapytał przybysza.
-        Śledził nas od osiedla wieżowców – powiedziała Adri, nim mag zdążył otworzyć usta.
Ten oparł się o kawałek ściany ramieniem i założył ręce na piersi. Uśmiechnął się nieco złośliwie patrząc na Hakona, który właśnie zmienił się bezkształtną masę sierści, kłów i pazurów, z której w ciągu jednego oddechu wyłoniły się ludzkie kształty. Hakon znów był sobą. Mag przyglądał się przez chwilę Adri, po czym podszedł do niej i bezceremonialnie chwycił ją za brodę przekręcając jej głowę na boki, oglądając nastawione złamanie.
-        Nieźle ci się dostało – rzekł z lekka nutką drwiny w głosie. Spojrzał na nastolatka – To ciekawe wiesz? - zapytał podnosząc się – ona mogłaby cie zabić mimo to.
-        Nie, nie dałabym już rady – odparła robiąc urażoną minę.
-        Kłamiesz – rzekł krótko z taką pewnością, jakby już kiedyś widział podobną sytuację.
-        Marudzisz – odezwał się Hakon – niby skąd to wiesz?
-        Znam ten.. - przywiesił głos i spojrzał Adri prosto w czerwone oczy - ..gatunek.
-        Wystarczy – warknęła podnosząc się, chwyciła maga za koszulkę - Zamknij się już – jej głos mógł zarysować diament.
Mag nie drgnął nawet. Hakon przyglądał się sytuacji, nie bardzo wiedział co zrobić. Czerwonowłosa i Jin przez dłuższą chwilę mierzyli się spojrzeniami. W końcu puściła go, w jednej sekundzie stała już dwa metry od niego, znów znajdując się przy Hakonie.
-        Nie chce z tobą walczyć Jin – powiedziała.
-        Mam za zadanie chronić ludzi – odparł jej twardo.
-        Ale ja mu  nic nie zrobiłam! - wskazała na Hakona – Śledziłeś nas, widziałeś co się działo, uczę go do cholery, by mógł się przy mnie czuć bezpiecznie!
-        Właśnie, taki kurs samoobrony – dodał nastolatek.
-        Poza tym, on nie jest człowiekiem - rzekła jeszcze.
-        Odejdźcie stąd.

            Adri po prostu podeszła do nastolatka bez słowa, chwyciła go za rękaw bluzy i pociągnęła za sobą w błękitne drzwi, które otworzyły się obok nich. Wylądowali u niego w ogrodzie, wampirzyca usiadła na bujanej huśtawce, patrzyła gdzieś w dal. Wzrok miała mętny, jakby była nieobecna duchem, Hakon przysiadł się obok i objął ją ramieniem, chcąc pocieszyć.
-         Dlaczego jesteś inaczej ubrana? - zapytał, chcąc odgonić jej myśli od spotkania z magiem.
-         Znaczy jak inaczej? - spojrzała na niego.
-        No, masz czarno bordowy strój – odparł – w którym zresztą ci do twarzy – dodał uśmiechając się łobuzersko. Wiedział, że lubiła ten uśmiech.
-        Ach to... - rzekła jakby się zastanawiając – nie jesteś już człowiekiem – zaczęła – teraz masz to magiczne widzenie, co każda magiczna istota – wyjaśniła – widzisz mnie taka jaka jestem naprawdę.
-        Ooooo... - powiedział przeciągle – Fajnie! Bo się obawiałem, że jednak jesteś stara pomarszczoną czarownicą ze szpiczastym kapeluszem i brodawką na haczykowatym nosie!.
Zaśmiała się, bo jednak ją rozbawił. Zawsze potrafił odciągnąć jej myśli od problemów
-         A więc jesteś wilkołakiem – rzekła, już poważniejąc.
-        Czy to jakiś problem? - zapytał.
-        Nie, jeśli nie masz ochoty mnie rozszarpać.
-        A powinienem mieć na to ochotę? Czy wilkołaki już tak mają? - ton jego głosu zabarwiony był autentyczną ciekawością.
-        Z tego co mi wiadomo –zaczęła – wilki i wampiry to odwieczni wrogowie. Ponoć nienawiść do siebie mamy w genach. Nie zauważyłeś że specyficznie pachnę?
-        No tak, ale co z tego?
-        Nie wiem, nigdy żadnego wilka nie spotkałam – odparła szczerze.
-        Jedno wiem na pewno – rzekł raźno – nie czuje do ciebie nienawiści – uśmiechnął się.
-        Ja do ciebie też nie – odparła i również uśmiechnęła się lekko.
Nastała minuta ciszy, jakby oboje nie bardzo byli pewni, że są realnie obok siebie, nagle Adri klasnęła w ręce.
-        Ty słuchaj! - zawołała – tyś miał spodenki na sobie – zrobiła szelmowską minę, jakby odkryła tajemnicę zaginionego klejnotu.
-        No i? - chłopak widocznie nie zrozumiał jej ekscytacji.
-        No ale jak miałeś spodenki? Zamieniło cię tak w wilka w spodenkach? To jakaś groteska! - zaśmiała się.
-        A to – machnął ręką – to nie, te spodenki nałożyłem po przemianie i tak już zostały, gdy wróciłem do postaci człowieka, też byłem w ubraniu, jakbyś nie zauważyła – posłał jej zawadiackie spojrzenie.
-        A gdzie ześ kupił spodenki z dziurą na ogon?!
-        Adri, ty to jak coś powiesz... - żachnął się – sobie wyobraź, że taki zdolny jestem i dziurę sam se wyciąłem – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-        Aaaaaaa – powiedziała przeciągle – takie buty. A właściwie gdzie się podziewa cała twoja cielesna powłoka, gdy jesteś wilkiem?
-        A co ty wywiad z wilkołakiem robisz?
-        Jestem ciekawa! - zaprotestowała.
-        A ja jestem wilkiem dwa dni, więc w tej chwili wybacz, ale nie udzielę komentarza. Nie znam się to się nie wypowiem – wystawił do niej język, zachichotała w odpowiedzi.

Siedzieli tak przez dłuższą chwilę nie odzywając się do siebie. Hakon obserwował przyjaciółkę z nową ciekawością, jakby po raz pierwszy ją zobaczył. Wyglądała tak inaczej, a jednocześnie tak samo. Jej oczy, już niebieskie wpatrywały się gdzieś w dal, włosy, dziś związane wysoko w koński ogon, idealnie komponowały się z bordowymi częściami stroju. Była pełna wyniosłości i elegancji, a jednocześnie, po sposobie w jaki siedziała, wywnioskować można było, że jest zwinna niczym kot. Miał wrażenie, że siedzi obok niego postać z anime lub jakiejś gry fantasy. Zresztą to wszystko co działo się od kilku dni zakrawało na scenariusz do jakiegoś filmu.
-        Muszę zapolować – rzekła, wstając.
Hakon również wstał, chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył. Sekundę później drzwi zaklęcia teleportacyjnego zamknęły się za nią. Usiadł z powrotem analizując w głowię to, co dziś się wydarzyło. Nie minęła jeszcze cała doba, a już  dowiedział się tylu nowych rzeczy. Był wilkiem, który, najwyraźniej wbrew naturze, przyjaźnił się z wampirem. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek pozna tego, który mu to zrobił. Na pewno był jakiś stwórca, przecież wilkołakiem nie zostaje się tak samemu z siebie, prawda? Siedział na bujanej huśtawce ogrodowej, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Zapalił papierosa. Minęło parę minut i pojawiła się ona.

-        Wilku potrzebuje twojej pomocy – powiedziała, nie kłopocząc się o jakikolwiek wstęp.

>>*<<

2 komentarze:

  1. Rozkręca sie ^^
    Molly chan czytała

    OdpowiedzUsuń
  2. No to machina ruszyła :) Czekam... Sakura Lilith Dragonet

    OdpowiedzUsuń