2 marca 2015

Tolkienowski statysta cz2

Zapraszam na rozdział drugi opowiadania ;-)

Rozdział 2

                Przejażdżka pociągiem nie była wiele gorsza od poranka. Lethi nie spała całą noc, bojąc się, że elf jednak jej coś zrobi albo, co gorsza, że jednak postanowi stać się jedynie wytworem wyobraźni tudzież zbiorową halucynacją (jeśli wliczyć w całą sprawę Marcusa), spowodowaną zapewne zbyt długim przebywaniu w promieniu rażenia monitora komputerowego.  Mimo strachu o własną osobę, nie miała serca wyrzucić nieproszonego gościa na dwór. Nasłuchiwała też, czy rodzicom nie zachce się przyjść do jej pokoju na niekontrolowaną wizytę, mającą na celu sprawdzić, czy aby nie przesiaduje znów przy jakiejś niemożliwie niezrozumiałej przez nich grze. Około szóstej nad ranem trzasnęły drzwi za wychodzącym ojcem dziewczyny. Wtedy spróbowała przemycić jakieś śniadanie do pokoju. Jednak zamiast jej podziękować, Amras wodził łyżką po misce, co i rusz wyławiając trochę płatków i przyglądając im się z uwagą.
- To się je – nie wytrzymała.
- A co to?
- Płatki śniadaniowe – wyjaśniła – na mleku.
- Śnieg na mleku?

- Nie śniegowe, tylko śnia – da – nio – we – westchnęła – jedz.
- Lethi, z kim ty tam rozmawiasz? – dobiegł ją z korytarza głos matki.
- Z Marcusem, mamo – odkrzyknęła – przez skype! Jego mama cię pozdrawia – dodała jeszcze dla wiarygodności.
- Też ją pozdrów!
Głos matki oddalił się, najwyraźniej poszła do kuchni. Lethi westchnęła, tym razem z ulgą. Nie umiała sobie wyobrazić, jak mogłaby zareagować mama na widok chłopaka w jej pokoju. Chłopaka innego niż jej przyjaciel Marcus. To, że Amras był elfem, zapewne nie miałoby w takiej chwili większego znaczenia.  Spojrzała na elfa. Mielił płatki w ustach, powoli i z namysłem, jak koneser smakujący wino.

                Ktoś zapukał w okno. Tak, jak w nocy i tym razem Marcus wgramolił się cichaczem. Przyniósł ze sobą plecak.
- Pomóż mu się ubrać – poleciła – ja zjem szybkie śniadanie i spotkamy się na zewnątrz.
- Dobra.
Marcus kucnął i rozsunął zamek błyskawiczny plecaka, grzebiąc w nim pieczołowicie.
- Marcus …?
- No?
- Jesteś za niego odpowiedzialny.
- Dobrze mamo – chłopak machnął ręką.

***
                Trzeba przyznać, że widok nie przedstawiał się bardzo źle. No, w każdym razie nie tragicznie.  Marcus był niższy i nieco szerszy do Amrasa, toteż zdecydowali, że zostawią płócienne spodnie i wysokie buty elfa. Dostał on jednak bluzę z kapturem, której rękawy kończyły się gdzieś w połowie przegubów, oraz czapkę, mającą na celu zakrycie świadectwa braku przynależności do ludzkiej rasy. Całość, Lethi musiała przyznać, nie wyglądała bardzo źle. Trochę nie odpowiednio z punktu widzenia mody i najnowszych trendów, ale uszło w tłoku.
Jeżeli ktoś nie przyglądał się gładkiej, pięknej i lekko pociągłej twarzy elfa.
Ani jego butom.
Ani wystającym spod czapki lśniącym włosom.
Właściwie to uchodziło w tłoku, jeśli tłok się na niego nie patrzył.

                Kiedy szli ulicą, a elf rozglądał się po okolicy, choć bez większego entuzjazmu, Lethi próbowała wyjaśnić mu, czym jest pociąg, samochód i cała masa innych rzeczy należących do codziennego miejskiego krajobrazu. Ten słuchał chyba tylko jednym uchem, wykazując przy tym niezwykle, wedle Lethi, opanowanie. Było to nieco dziwne. To znaczy absolutnie nie miała ochoty, by Amras skakał wokół nich, jak ciekawski piesek, co i rusz wypytując co jest to, a co jest tamto. Jednak jego opanowanie zbijało z tropu. Postanowiła nie wnikać (póki co, bo przecież żadna kobieta nie potrafi zbyt długo nie wnikać) i skupić się na wyjaśnieniu mu celu ich misji.  Oraz czym jest środek lokomocji do którego wsiądą. W końcu Marcus postanowił uratować ją z opresji i widząc wciąż niczgo nie rozumiejącą minę elfa, ograniczył się do kilku krótkich słów.
- Pociąg to taka dłuuuga karoca – powiedział – ludzie tym jeżdżą.
-Aha.
To wyjaśnienie najwyraźniej wystarczyło tolkienowskiemu statyście, gdyż w jego oczach błysło zrozumienie, a ona sam wrócił znów do bacznego, acz spokojnego oglądania otaczającego go świata.

***

                Pociąg przyjechał, jak zwykle, spóźniony. Za ten czas Lethi zdołała zadzwonić do byłego właściciela miecza i umówiła się na spotkanie. Nie miała zamiar mówić przez telefon na czym polega, problem, ale zapewniła, że nie będzie żądać zwrotu pieniędzy. Zamknąwszy klapkę telefonu, spojrzała na Amrasa i pomyślała, że w sumie można by to było podciągnąć pod niezgodność z przedmiotem na zdjęciu.
- Czego rżysz? – zapytał Marcus, widząc, że dziewczyna zaczyna chichotać.
- Bo wiesz, jedziemy w sumie z reklamacją.
Marcus zawtórował jej i już po chwili oboje śmiali się do rozpuku, umilkli dopiero długo po wygodnym usadowieniu się w przedziale drugiej klasy. O dziwo o tej porze w sobotę nie było dużo ludzi, co pozwoliło na swobodne wyciągnięcie nóg i cieszenie się podróżą.
Amras oderwał wzrok od okna i rzekł.
- Szybko jedzie ta karoca.
- To magia – odparł od razu Marcus.
- Taka, jak ta?
Elf spojrzał na kwiatka w doniczce, którego trzymała towarzysząca im w przedziale słusznej budowy kobieta. Dotknął rośliny, a ta momentalnie zakwitła i wypuściła nowe pędy, delikatnie łaskocząc oba podbródki kobiety i wprowadzając ją w słuszne osłupienie, a potem nie mniej słuszny krzyk. Marcus rozdziawił usta, zapraszając wszelkie okoliczne owady do wejścia. Kobieta spojrzała z przestrachem na elfa, a Lethi, dość przytomnie w obecnej sytuacji, spiorunowała go wzrokiem.
- Ja cież pierdole… – skomentował Marcus.
- Przepraszam bardzo, to jakiś nowy gatunek? – zagadnęła Lethi, ściągając uwagę współpasażerki na siebie – Czytałam o roślinach, które zachowują się jak żywe co jakiś czas, gdy się je dotknie, wie pani, otwierają pąki, wypuszczają kolce z liści – wzruszyła ramionami – takie tropikalne coś, bardzo rzadko u nas spotykane.
Właścicielka kwiatka, przyjrzała mu się, jakby pierwszy raz widziała mieszkańca czarne zdobionej doniczki.
- A nie wiem – rzekła z powątpieniem – może to i jakieś tropikalne zielsko, nie znam się, kupiłam koleżance na urodziny, bo kwiaciarka zapewniała, że wyrośnie z niego piękny kwiat – spojrzała na płatki w kolorze ciemnego różu – jak widać, wyrósł, nie sądziłam tylko, że tak szybko. Moja koleżanka uwielbia rośliny – zerknęła jeszcze raz na kwiat, jakby nie podzielała zachwytu koleżanki – kupiłam go jej na urodziny.


***

- Coś ty, do nędzy, sobie myślał ? – syknęła Lethi, gdy po krótkim przystanku zostali sami w przedziale – nie wolno ci robić takich rzeczy!
- Daj spokój – wziął elfa w obronę Marcus. Jak zwykle miał inne spojrzenie na sprawę – było zabawnie. Poza tym nieźle wkręciłaś tą babkę! Wychodząc nadal mamrotała pod nosem, ze musi się dowiedzieć cóż to za tropikalne cholerstwo sprzedają w kwiaciarni pod blokiem – rzekł i zacytował – „Przecież człowiek o słabych nerwach może zawału dostać, jak mu tak rozkwitnie od samego dotyku!” Hahaha!
- Chryste panie, Marcius, ty naprawdę nic nie kumasz? A jak to była jakaś dewotka? Jeszcze by zrobiła z Ichito antychrysta, albo innego czarownika i raban na cały świat, byśmy tu mieli drugie Salem!
- To byśmy jej wkręcili, ze to syn Coperfielda, daj spokój Lethi, łyknęła jak pelikan.
- Amras, czemu mi nie powiedziałeś, że władasz magią?
- Jaką to czyni różnicę, skoro wszystko tu jest magiczne? – zrobił gest, nie wiadomo czy obejmujący świat jako całość, czy tylko ich przedział.
No tak, pomyślała Lethi, teraz wszystko jasne, to całe jego opanowanie. Ubzdurał sobie, że tu wszystko działa za pomocą magii. Pociągi, samochody, światła uliczne. Pewnie w żarówkach siedzą kolorowe robaczki świętojańskie, tak samo jak chochliki w słuchawkach. Nawet pociąg porusza się za pomocą magii, ciągnięty przez niewidzialne konie, co z pewnego punktu widzenia właściwie było prawdą. Lethi westchnęła.
- Posłuchaj, nie wolno ci czarować przy obcych, dobrze?
- Dlaczego?
- Bo mogą ci zrobić krzywdę, jak się dowiedzą, że jesteś inny.
- Nie umieją używać magii? – zapytał.
- Tacy zwykli ludzie, nie – odparła po chwili.
- Ty nie umiesz?
- Nie – nie wiedzieć czemu, poczuła wstyd z tego powodu.
Współczujące spojrzenie, jakie jej posłał utwierdziło ją tylko w tym poczuciu. Zgarbiła się lekko i tu, jak zwykle zresztą, z pomocą przyszedł Marcus.
- Ale za to Lethi ma zajebistą przeżywalność w Tomb Raider! – powiedział.
- A co to?
- Taka gra – odparła – kiedyś Ci pokaże.

***

                Na następnej stacji dosiadła się do nich młoda para. Czarnowłosa dziewczyna, przyklejona do swojego chłopaka chyba na super glue, zerkała co chwile niepewnie w stronę Amrasa. W sumie nic dziwnego. Lethi kazała mu naciągnąć kaptur na głowę i nie rzucać się w oczy, w rezultacie czego rzucał się w oczy jeszcze bardziej. Od pasa w górę wyglądał bowiem jak młody gniewny, w dół zaś… hmm.. jak jeździec konny nie z tej epoki. Czyli w gruncie rzeczy jak filmowy statysta wracający z planu. Ledwie ruszyli, a zjawił się konduktor.
- Bileciki do kontroli – powiedział uprzejmie, a sprawdziwszy zakochaną parę, to samo zdanie i służbowy uśmiech skierował do Lethi.
Podała mu trzy bilety i dwie legitymacje szkolne, swoją i Marcusa.
- Legitymacja Pana? – mężczyzna zwrócił się do Amrasa.
- Kurwęcka mać – syknął Marcus do Lethi – kupiłaś mu ulgowy?
- O boże – Lethi zbladła – z odruchu! – powiedziała – proszę pana – zwróciła się do kontrolera – on nie ma legitki, za ten bilecik dopłacimy.
Konduktor spojrzał na nią wzrokiem pełnym wyrzutu. Już ja wiem, coście kombinowali, mówiły te oczy, chcieliście kolegę przeszmuglować na ulgowym, a kolega zapominalski, albo w ogóle nie chodzi już do szkoły, taki wysoki i chudy jak tyczka, pewnie z jakiegoś gangu się urwał, albo raper, jak widać po bluzie, groszem nie śmierdzi.
- Tak, czy siak, będzie mandacik – odparł – proszę dokument tożsamości – zwrócił się do Amrasa.
- Dokument toż.. – zaczął elf, jakby smakując słowo – toż sa..
- Eeee.. proszę pana – Lethi starała się jakoś ratować sytuacje – on nie ma dokumentów w domu zostały – powiedziała – możemy poprzestać na upomnieniu ten jeden raz? – wstała.
- Niech się pani odsunie – rzekł jej konduktor – a pan pójdzie ze mną – wyciągnął do niego rękę.
To, co stało się później, Lethi analizowała jeszcze kilkakrotnie, by dopatrzeć się wszystkich szczegółów. Nie odsunęła się, odskoczyła wręcz.
- Padnij! – rzuciła w porę.
Marcus przezornie podkulił kolana, zakochana para skuliła się w kącie jeszcze bardziej się do siebie tuląc. Dziewczyna krzyknęła, gdy bileter, robiąc efektywne salto, wylądował na plecach w wąskim korytarzyku przedziału.
- On nie bardzo lubi, jak się go dotyka…  -  powiedziała Lethi, zbierając porozrzucane dokumenty.
- Ww… widze – sapnął powalony
- Chyba zapisze się na karate – oznajmił z podziwem chłopak czarnowłosej lali.
~~ * ~~

2 komentarze: