17 listopada 2014

Zabójczyni - 1

Skądeś wygrzebałam ;-) 

Zabójczyni, część 1 

Strzała świsnęła jej koło ucha. Popędziła wierzchowca. Nie śmiała się oglądać, nie musiała zresztą. Ze słuchu zorientowała się, że obaj nadal ją gonią. Poza tym, pędzenie na koniu przez las nie sprzyjało zerkaniu za siebie. Pochyliła się, bardziej tuląc do grzywy zwierzęcia. Zaklęła siarczyście, przecież jeszcze kilka minut temu spacerowała po mieście. Któż zresztą mógł przypuszczać, że gildia jednak wynajmie zabójców i to tak szybko. Kiedy zobaczyła ich wtedy w karczmie, od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Zbyt mocno starali się na nią nie patrzeć. Za to nagminnie zerkali na siebie, mimo że siedzieli na dwóch różnych końcach sali. Współpracowali? A może byli wynajęci osobno i tylko przypadkiem się spotkali? Po sposobie w jaki siedzieli – zbyt sztywno i nerwowo – poznała, że nie byli członkami gildii. Jaki był sens,  by gildia zabójców zatrudniała najemników. Czy była aż tak dobra? Czy pokonałaby własnych pobratymców? A może bali się, że zbyt szybko ich zdemaskuje? Znała przecież wszystkie sekrety kamuflażu. Możliwe też, że zwyczajnie nie chcieli, by rozeszło się po ludziach, że jedna z nich zdradziła. Nie było na co czekać, odwróciła się gwałtownie i wybiegła z pomieszczenia, słysząc za sobą głuchy odgłos dwóch padających krzeseł i czyjeś słuszne bluzgi, na czym świat stoi.


            Zdrajca, pomyślała z goryczą, o milimetr unikając kolejnej strzały. Zdradziła gildię, bo miała czelność odmówić wykonania zadania i odejść. Zaklęła szpetnie, gdy grot przeleciał  między jej rozwianymi od pędu, kasztanowymi włosami, cudem tylko się weń nie wplątując. Musi koniecznie zrobić coś z tym cholernym elfem, zadziwiająco dobrze strzelał w siodle. Ten drugi, opancerzony w zbroję z wielkim dwuręcznym mieczem na plecach, nie stanowi dla niej zagrożenia, póki jej nie dogoni. Dzięki temu żelastwu, jego koń szybciej się zmęczy i możliwe, że rycerzyk odpadnie w przedbiegach. Nie należało się nim przejmować. Powinna zająć się elfem, wtedy będzie miała większe szanse ucieczki. Skręciła gwałtownie, ponownie unikając grotu. Przeklęty niech będzie elf z łukiem! Diabelnie szybko naciągał cięciwę! Odchyliła się, by nie dostać w twarz gałęzią i mało nie spadła z siodła. Strzała przeleciała nad głową zwierzęcia, które zarżało w panice i pognało jeszcze szybciej. Sięgnęła do uda i chwyciła dwa noże do rzucania. Były wygodne i dobrze wyważone, gildia miała sprzęt najwyższej jakości. Posłała oba za siebie, mając nadzieję, że jednak trafi łucznika. Nie miała z nim szans w otwartej walce, musiała go zdjąć zanim ją trafi  albo jej wierzchowiec straci siły. Usłyszała żałosne rżenie i kilka paskudnych przekleństw, stłumionych przez metalowy hełm. Sekundę później jej uszu dobiegł łomot i trzask. Najpewniej rycerz wraz z koniem zwalili się na ziemię. Miała nadzieję, że może elf zatrzyma się, by pomóc towarzyszowi, ale ten nawet nie zwolnił. Czyli jednak byli dla siebie konkurencją.
-        Szlag by cię, elfie – zaklęła pod nosem.

Przynajmniej pozbyła się jednego z goniących. Rycerzyk pewnikiem przeżył, z dźwięków wywnioskowała, że trafiła konia, ale w tym całym żelastwie były jeździec nie zdoła jej dogonić na nogach. Nagle poczuła ból w łydce. Szaropióra strzała wystawała jej z nogi. Tego już było za wiele! Delaila obróciła gwałtownie konia, modląc się do wszystkich bogów, by zwierzę nie przewróciło się, ciągnąc ją za sobą. Sięgnęła po ostatni z gildyjnych noży. Obróciła się w stronę elfa, był blisko. Rzuciła w momencie, gdy wypuszczał strzałę. Nim poczuła ból, zdążyła jeszcze zauważyć, że spadł z konia. 

1 komentarz: