21 czerwca 2012

Yumi (5)

Rozdział piąty :) 
- Yumi -

5.
Nie mógł uwierzyć, że naprawdę wypowiedziała to zaklęcie. Uniósł wysoko brwi, zauważył, że trzech oprychów również wygląda na zdumionych. Yumi stała przed nimi z zamkniętymi oczyma. Przez sekundę, która zdawała się trwać cała wieczność, w zaułku obok klubu panowała niczym niezmącona cisza. Nic się nie stało. Dziewczyna zamrugała oczami, jakby dopiero teraz zorientowała się gdzie jest.
- Czyżbyś naoglądała się za dużo Naruto? - rudy zwrócił się niej uśmiechając się ironicznie.
Obaj blondyni już zanosili się śmiechem. Otworzyła lekko usta, jakby chciała coś powiedzieć, lecz zamiast tego odwróciła się gwałtownie do Marka i chwyciła go za ramiona. 
- Aki, uciekaj! - wyszeptała mu w twarz
Stał jak wryty, nie mógł jej przecież zostawić, nawet jeśli była niespełna rozumu. Nawet jeśli wydawało jej się, że jest bohaterką anime. Po prostu nie mógł jej zostawić, wiedział że po czymś takim nie umiałby patrzeć na siebie bez głębokiego uczucia pogardy do własnego czynu.
- Uciekaj – powtórzyła nadal szepcząc i nie czekając na jego reakcje ponownie się odwróciła
Usłyszał odgłos uderzenia, a zaraz potem jej głowa jakby odskoczyła, reszta ciała poszła w jej ślady i chwile później dziewczyna znalazła się na ziemi. Miała wybity ząb. Marek nie myśląc wiele rzucił się na rudego, ale między nimi stanęli już obaj blondyni, jeden zamachnął się pięścią na jego podbródek, chłopak sparował cios, jednak drugi, prawie w tej samej sekundzie, uderzył go w brzuch. Marek zgiął się w pół. Niemal leżąc na ziemi poczuł kopnięcie w miejsce w które przed chwilą dostał pięścią. Zabolało, cholera, chyba jednak połamią mu te żebra. Kontem oka zobaczył, że Yumi wstaje chwiejnie.
- Te rudy, ty jesteś idiota wiesz? - zapytała retorycznie sekundę przed kolejnym ciosem w twarz. 
- Z.. zostawcie j... - Marek urwał, gdyż kolejny kopniak powędrował w jego bok.
Yumi ponownie wstała, choć tym razem wolniej, miała okrwawione usta. Lecz mimo to jej intensywnie zielone oczy nie przestały nadawać jej twarzy wyrazu pewności siebie. Wyprowadziła niezdarny cios prawą ręką w stronę swego przeciwnika. Złapał kończynę i cisze nocy zmącił trzask łamanej kości, dziewczyna zawyła przeraźliwie, rudy nie czekał dłużej, chwycił ją za szyje i podniósł do góry przyciskając jednocześnie plecami do ściany. Chwyciła zdrową dłonią przegub jego ręki, lecz nie miała dość sił, by się uwolnić.
- To tylko dziewczyna! - wrzasnął Marek blokując kolejny cios w brzuch.
Jakoś udało mu się od turlać i nawet się podnieść, zacisnął mocno pieści i zamachnął się na stojącego bliżej przeciwnika. Trafił, obcięty na jeża blondyn zatoczył się od siły uderzenia.
- Kurwa mać!
Natychmiast jego brat dopadł Marka kopiąc go w udo. Tym razem on zaklął siarczyście. Kątem oka dostrzegł, że Yumi nadal szarpie się w uścisku swego oprawcy. Rudzielec przybliżył swoją twarz do jej, jeszcze mocniej przyciskając ją do ściany, patrzył z maniakalną radością, jak blask w jej zielonych oczach powoli gaśnie. 
- Puść ją do cholery! - chciał doskoczyć do niego, lecz cios w łuk brwiowy zamroczył go, krew zalała mu oczy.
W końcu przestała się szarpać, zawisła w uścisku mężczyzny, ten puścił ją krzywiąc się niemalże ze wstrętem. Osunęła się bezwładnie na ziemie.
- Zabiłeś ją! - jakimś cudem wyminął obu blondynów – Zabiłeś ją ty popieprzony gnoju! - otarł krew z oczu i doskoczył do rudego, lecz ten uniknął ciosu bez większego wysiłku.
Marek zachwiał się od siły rozpędy, dostał kopniaka w plecy i wyłożył się jak długi. Rudzielec zaśmiał się szczerze rozbawiony. Blondyni podeszli do kompana. Teraz stało nad nim trzech. Właściwie było już mu wszystko jedno. Wszystko go bolało, był pewien, że ma połamane żebra. Jeszcze jeden porządny cios i pewnie jego płuco zostanie przebite przez którąś ze złamanych kości. Przynajmniej nie mógł sobie zarzucić tchórzostwa. Żal mu było tylko tej ciemnowłosej, zielonookiej drobnej dziewczyny, która tak lekkomyślnie skazała się na śmierć. Teraz wiedział, że nie żartowali, że są zdolni do wszystkiego. Mimo beznadziejnej sytuacji próbował się poruszyć. Jego ciało zaprotestowało ostrym bólem. Skrzywił się. 
- Nie uciekaj jeszcze – powiedział chłopak w wypłowiałych spodniach – dopiero zaczynamy zabawę – uśmiechnął się złośliwie
Obaj blondyni jak na komendę wybuchnęli gromkim śmiechem. Rudy zamachnął się do kolejnego ciosu. Marek zacisnął powieki.

3 komentarze:

  1. Nie wiem jak skomentowac... poprosze o następną część, to na pewno nie koniec :) Zaraz pewnie zdarzy się jaki cud...

    OdpowiedzUsuń