6 czerwca 2015

Życzenie Półkrwi - rozdział 3

Zapraszam serdecznie :)

3.

-        Wyglądasz jak...
-        Tylko mi nie mów, że jak ladacznica – przerwała mu – bo cię strzelę w ten wilczy nos – dodała, spoglądając na niego krytycznie.  
Hakon przyjrzał się jej. Od kiedy uzyskał magiczne widzenie czuł się trochę dziwnie w jej obecności. Uwielbiała ubierać się wyzywająco, ale dziś to już przeszła samą siebie. Czarne pantofelki na wysokich obcasach, sprawiały, że niemal dorównywała mu wzrostem. Natomiast kraciastą spódniczkę ledwie kilka centymetrów dzieliło od miana paska. Skórzana kurtka zapinana na zamek błyskawiczny odsłaniała koronki czarnego stanika. Czerwone włosy opadały kaskadą na ramiona. Pokusiła się nawet o makijaż. Pewnym krokiem weszła do pubu, spojrzenia kilku mężczyzn zawiesiły się na niej, kiedy przechodziła obok, kierując się w stronę baru. Hakon posłusznie podążał za nią, ubrany w czarne spodnie i czerwoną koszulę. Na szyi miał pentagram, który mu podarowała. Starał się wyglądać na nieco zagubionego, tak, jak mu poleciła. Rozglądał się z, miał nadzieję, lekkim lękiem po pomieszczeniu, gdy ona zamawiała drinki. Przechyliła się prowokacyjnie przez kontuar, by usłyszeć, co barman miał jej do powiedzenia, po czym zachichotała figlarnie. Hakon wziął dwie wysokie szklanki i skierował się do stolika. Kiedy szli, Adrelia obeszła go powoli, poczuł jej chłodne palce na szyi, oraz ich nieśpieszną wędrówkę po jego karku aż na drugą stronę. Wiedział, że było to oznaczenie dla pozostałych, że ten śmiertelnik należy do niej. Wyminęła go i zajęła miejsce na jednej z kanap, dosiadł się do niej, stawiając szklanki na stole. Z głośników sączyła się  Army of me – Bjiork.

-        Jak ladacznica to może nie, one więcej zakrywają – rzekł, uśmiechając się szelmowsko, a ona rzuciła mu mordercze spojrzenie. Hakon spojrzał na swoją szklankę – a mnie nawet piwa nie dali – pożalił się.
-        Bo młody jesteś – odparła.
-        A ile ty właściwie masz lat?
-        Wystarczająco.
-        Ale więcej niż dziewiętnaście?
-        Tyle mam w dowodzie – posłała mu uśmiech.
-        Ale na wojnie byłaś? - dopytywał się.
-        Nie – pokręciła głową – Aż tak stara nie jestem. Poza tym, gdyby nawet i tak byłabym poza granicami kraju, jestem pacyfistką, nie lubię przemocy.
-        Uhm – mruknął.
-        Jest dwa stoliki za mną – powiedziała cicho, opierając się na łokciu, kierując twarz w stronę nastolatka.
Ten spojrzał nad jej ramieniem, niby to mimochodem. We wskazanym miejscu siedział wysoki, przystojny mężczyzna o bladej cerze i czarnych włosach, grzywka lekko opadała mu na oczy. Miał na sobie białe spodnie i czarną rozpiętą koszulę ukazującą jego idealnie wyrzeźbiony tors. Bez wątpienia był wampirem. Hakon wrócił myślami do rozmowy jaką odbyli z Adri poprzedniego dnia. Dowiedziała się, że pewien nocny łowca imieniem Sefir jest odpowiedzialny za śmierć siostry maga. Był to właśnie ten czarnowłosy. Sądząc po stroju Adrelii, miała zamiar go uwieźć. Zapytana jednak, po co ciągnie go ze sobą i to w postaci człowieka, wyjaśniła mu, że nie może tego zrobić tak publicznie i że będzie potrzebowała jego pomocy, gdy już zostanie z wampirem sam na sam. Hakon pokiwał głową, dokładnie lustrując Sefir'a.
-        Czyli mamy go schwytać, oddać magowi i wszyscy będą zadowoleni? - zapytał, a ona kiwnęła głową. Nasunęło mu się w związku z tym kolejne pytanie – a nie macie od tego jakiejś policji?
-        Policji? - prychnęła – może i tak, ale wampirza policja nie będzie ścigać wampira, za to, że poddaje się swojej naturze. Co innego, gdyby poszedł do telewizji i obwieścił nasze istnienie – uśmiechnęła się ponuro – a ja wyświadczam przysługę przyjacielowi, co złego może się stać? - wzruszyła ramionami – Poza tym ja znam takich jak on, ten facet to totalna gnida – skrzywiła się – lubi bawić się ofiarami, straszy je, gwałci, a potem zabija.
-        A ty? - Hakon spojrzał na nią uważniej.
-        Co ja?
-        Ty swoich nie straszysz? - zapytał wprost, niemal bezczelnie.
-        Nie tylko nie straszę. Jestem na diecie bezśmiertnej – powiedziała.
-        Na czym? - wybałuszył na nią oczy.
-        Ja nie zabijam – ucięła – a ty się skup teraz na naszym celu, a nie zadajesz durne pytania.

Hakon tylko pokiwał głową, nie chciał jej denerwować, a widać było, że temat wybitnie jej nie pasował. Plan był prosty - mieli tu siedzieć, dopóki Sefir nie ruszy tyłka poza pub. Problem pojawił się już niecałe pół godziny później. Okazała się nim śliczna, młoda blondyneczka, która przysiadła się do jego stolika. Nim usiadła, Hakon spostrzegł, że lekko się zachwiała. Świetnie, pijana nastolatka, która właśnie wprosiła się na ucztę swego życia. Przez cały ten czas, Adri nie odwróciła się ani razu, co rusz popijając swoje piwo z sokiem. Hakon, który musiał się zadowolić samym sokiem, informował ją, co się dzieje. Po kolejnej godzinie dhampirzyca i nastolatek wyszli za wampirem i jego niewątpliwą ofiarą.

***
            Wyjrzała zza drzewa. Przystojny brunet siedział na ławce jakieś dwadzieścia metrów od nich i szeptał coś dziewczynie do ucha, ta chichotała cicho. Najwyraźniej ich nie widział, ani też nie wyczuwał. Hakon stał przy niej, również nieznacznie się wychylając i próbując coś dojrzeć. Znajdowali się teraz parku, niebo było bezchmurne, a sierp księżyca, w połączeniu z kilkoma, rozstawionymi co parę metrów latarniami, oświetlał drogę.
-        Nie zmieniaj się w wilka dopóki nie będę potrzebowała wsparcia – wyszeptała najciszej jak się dało – bo inaczej wyczuje cię na kilometr. Dopóki jesteś człowiekiem, jesteś zupełnym incognito.
-        Jasne, rozumiem – odszepnął – ale chyba nie będziesz czekać aż on ją zagryzie?
-        Oczywiście, że nie.
Adri obciągnęła nieco spódniczkę, jakby to miało dać jakikolwiek efekt, po czym pewnym krokiem wyszła zza drzewa. Hakon obserwował jak szła pełna seksapilu, a kaskada czerwonych włosów delikatnie falowała w rytm jej kroków. W momencie, kiedy mężczyzna pochylał się nad niczego jeszcze nieświadomą blondyneczką, Adrelia znalazła się przy nich. Spojrzała na nastolatkę czerwonymi oczyma i błysnęła kłami, ta zerwała się z krzykiem, wypadając z objęć potencjalnego chłopaka i spadając z ławki.
-        Zawijaj się mała – powiedziała władczo czerwonowłosa.
Kolejny krzyk zabarwił nocne powietrze, kiedy dziewczyna zerwała się i pognała przed siebie, gubiąc po drodze kosztowny pantofel na wysokiej szpilce, niczym kopciuszek.
-        Choler... - zaczął brunet, ale jakoś nie bardzo miał możliwość dokończenia.
Adrelia w jednej chwili znalazła się przy nim i zatopiła język w jego ustach. Zaskoczony nawet nie protestował, objął ją natomiast w talii.
-        Szybka jesteś, skarbie – powiedział między pocałunkami.
-        Lubię szybkich facetów – odparła.
Hakon obserwując całą scenę, czuł się nieco skrępowany. Jego przyjaciółka wiła się na wampirze, jak najmocniej starając się uśpić jego czujność i odwrócić uwagę.
-        I tak jesteś winna mi kolację – powiedział znów, gdy zdołał się na chwilę od niej oderwać.
-        Myślę, że o to nie musisz się martwić – oznajmiła i ponownie zaczęła go całować, dłońmi starając się pozbyć jego koszuli.
Nagle zatopiła kły w jego szyi, wrzasnął, bardziej chyba z zaskoczenia niż bólu, w tym wrzasku był jednak gniew. Namiętność namiętnością, ale wampirza krew to świętość. Tym bardziej, że czerwonowłosa właśnie wbiła mu szpony między łopatki. Krzyknął ponownie i zerwał się na równe nogi, odrzucając ją od siebie, wylądowała na plecach, a on skoczył na nią, przygniatając do ziemi.
-        Ostrego seksu ci się zachciało?! - warknął jej w twarz.
Hakon z impetem wyskoczył zza drzewa, w locie zmieniając się w wilka. Nim wampir się zorientował, został zerwany z niej i powalony na ziemię ciosem potężnej, owłosionej łapy. Ledwie zdążył to zarejestrować, wilk już był na nim. Sefir chwycił go i zrzucił z siebie, warcząc przy tym nienawistnie. Szybko wstał, lecz Adri skoczyła na niego, rozszarpując mu ramie szponami, trafił ją łokciem w twarz, krzyknęła spadając. Ten moment wykorzystał Hakon próbując ogłuszyć wampira ciosem w brzuch. Nie zdążył, przeciwnik odskoczył. Z rykiem wściekłości rzucił się na wilka, ten już miał uskoczyć, kiedy Adri skoczyła Sefirowi na plecy zatapiając ponownie szpony tym razem w jego torsie. Chcąc upuścić jak najwięcej krwi, wbiła kły w szyję. Zawył i upadł na plecy, przygniatając ją do ziemi. Jęknęła głucho od ciężaru przeciwnika. Wilk czym prędzej rzucił się na wampira jednocześnie zrywając go z przyjaciółki, przeturlali się po ścieżce wśród kamyków, ziemi i piasku, szamotając się przez chwilę. W końcu, jakimś cudem nastolatkowi udało się założyć „chwyt policyjny”, przekładając mu łapy pod rękami i zakładając je na szyję. Podniósł się wraz z Safir'em. Adri wyszarpała spod spódniczki łańcuszek, aż dziw, że tam się cokolwiek zmieściło – przemknęło wilkołakowi przez myśl, który w mgnieniu oka, jak za sprawą magii, zrobił się dłuższy, szerszy i widocznie wytrzymalszy. Z pomocą przyjaciela owinęła łańcuch wokół rąk tamtego. Szarpnął się mocno. Mimo związanych dłoni, zdołał się wyrwać i odepchnąć czerwonowłosa od siebie. Widząc, że nie ma szans wygrać tej walki, postawił uciekać.
-        Łap go! - krzyknęła Adri, upadając.
Hakon rzucił się w pogoń. Po kilku sekundach dopadł uciekiniera, powalając go na ziemie. Adri doskoczyła do nich, z niejakim trudem, by już po chwili spętać wampirowi nogi kolejnym łańcuchem.
-        No dobra, co z nim teraz zrobimy? - zapytał Hakon podnosząc Sefira, którego nogi i ręce były już związane.
-        Co robisz do cholery, kobieto?! - wrzasnął wampir, plując krwią – zdradzasz własny gatunek?!
-        Milcz! - zażądała i przywaliła mu z pięści w żołądek. Gdyby nie Hakon, zapewne by upadł, stęknął tylko.
-        Pacyfistka, co? - zapytał wilk z przekąsem, lecz ona tylko rzuciła mu zimne spojrzenie.
Zakneblowała wampira kawałkiem pokrwawionego materiału, oderwanego z jego czarnej niegdyś koszuli. Dyszała ciężko, zmęczona i przepełniona tymi kilkoma wspomnieniami morderstw, jakie popełnił Sefir. Otarła krew z rozciętej wargi, czuła to jego sadystyczne zadowolenie, towarzyszące mu podczas odbierania ludzkiego życia. Sama również była wampirem. W jakimś stopniu też była mordercą. Jednak nigdy nie odczuwała z tego satysfakcji. Ba! Czuła wręcz obrzydzenie do samej siebie, do tego, że jest drapieżnikiem, do tego, że zmuszona jest zabijać. Co prawda bycie taką istotą miało masę zalet, ale ta jedna wada męczyła ją do tego stopnia, że nawet postanowiła przejść na dietę. Częściej, a mniej. Starała się tak posilać, aby nie zabijać swojej ofiary, lecz jedynie pozbawiać ją przytomności. Uznała, bowiem, że to całkiem dobre rozwiązanie. Oczywiście nie zawsze jej się to udawało, ale z czasem doszła do takiej wprawy, że dziewięćdziesiąt procent jej ofiar przeżywało spotkania z nią. Dieta bezśmiertna, tak to właśnie nazywała. Przyłożyła obie zakrwawione dłonie do skroni, jakby bolała ją głowa, przymknęła oczy. Skrzywiła się masując kolistymi ruchami miejsca, w których normalni ludzie zwykle odczuwali bóle migrenowe.
-        Dobrze się czujesz? - zmartwił się wilk.
-        Tak, tak... zaraz przejdzie – odparła cicho, po chwili wyciągnęła do niego dłoń – chodź, idziemy na Zakaźniak. Będą tam czekać.
-        Oni...?
            Nie odpowiedziała. Chwyciła go za rękę i przeniosła w miejsce ich niedawnego treningu. Wilk od razu wyczuł maga i … kogoś jeszcze, kogoś, kto nie miał zapachu, a jednocześnie pachniał jak wszystko razem wzięte. Coś zupełnie nie do określenia. Nie drażniące, ale też nie uspokajające. Ten ktoś był osobą bywającą już wszędzie i wszystkie zapachy przywiodła za sobą. Nie umiał tego inaczej określić. Pochwycił jeszcze jakiś obcy zapach, a może mu się tylko zdawało? Nie był pewien, gdyż zapach ten szybko się ulotnił. Usłyszeli strzęp rozmowy.
-        … tu czekać, Pani? - był to niewątpliwie głos maga.
-        Ponieważ poprosiła mnie, bym cię tu zatrzymała.
Był to kobiecy głos, tak melodyjny, iż wydawał się trafiać do uszu jeszcze zanim słowa zostały wypowiedziane. Ledwie otwierała usta, już wiedziało się co chciała powiedzieć. Tak jakby mówiła najpierw myślami lub falami radiowymi, a dopiero potem ubierała to w głos. Stała obok maga, w czarnej szacie zakrywające całe jej ciało. Kaptur na głowie prawie całkowicie zasłaniał jej twarz. W pięknej śniadej dłoni o długich palcach trzymała drewniany długi trzon, na końcu którego znajdowało się zakrzywione ostrze. Hakon rozszerzył oczy ze zdumienia i rozdziawił pysk. Nie chciał przyjąć do wiadomości tego co widział. Nie chciał, by ta kobieta przed nim okazała się tym, co jego mózg tak uparcie nazywał słowem na Ś. Sefir szarpnął się w uścisku, lecz wilk nawet nie zwrócił na to uwagi, wpatrywał się jak zaklęty w zakrzywione ostrze. Czy to była..? Nie miał wątpliwości, ale nie chciał tego nazywać po imieniu. Było by już tego za wiele! Wampiry, wilki, magowie, a teraz jeszcze... Przełknął głośno ślinę. Przed nimi stała Pani Śmierć.
-        Och, witam – odezwała się na widok przybyszów.
-        Witaj Pani – przywitała się Adri, lekko skinąwszy głową
-        Eeee... Nie ogarniam – odezwał się Hakon  - czy ty jesteś...?
-        Trochę szacunku! - warknął mag.
-        Daj spokój Jin – kobieta w czarnej szacie machnęła ręką – Witaj Hakon, miło mi cie poznać – zwróciła się do wilka.
-        Mm... mnie również jest miło... znaczy... tak... przypuszczam – zająknął się – Siema – rzekł opanowując się po chwili, wyciągnął do niej rękę. - jesteś Śmiercią tak?
-        Jaki spostrzegawczy – zachichotała, wilk uśmiechnął się ukazując wszystkie zębiska.
-        Nic mnie już nie zdziwi. - powiedział wesoło.
-        Nie boisz się? - zapytała podejrzliwie.
-        Mam przeczucie, że nie przyszłaś dziś po mnie – odparł poprawiając sobie zakneblowanego wampira na ramieniu.
-        Magu przyniosłam ci coś, a raczej kogoś – Adri wskazała na Sefir'a.
Jin nie odezwał się, na jego twarzy można było wyczytać zakłopotanie pomieszane ze zdziwieniem. Patrzył na wampirzyce, mierząc ją wzrokiem od stóp do głów, jakby zastanawiając się, czy ta okrwawiona kobieta faktycznie jest tą, która poprzedniego dnia stąd odeszła, razem ze swoim wilczym przyjacielem. Będąc szczerym wobec siebie, mag nie mógł wyjść z podziwu, że tych dwoje się przyjaźni. Naturalnie wrogowie, stali obok siebie jakby nigdy nic i najwyraźniej sobie pomagali. Nie mógł się nadziwić, w jaki sposób ujarzmili tę nienawiść gatunków. Adri ruszyła w stronę ściany, po czym usiadła opierając się o nią plecami, podkuliła kolana. Tymczasem Hakon zdjął wampira z siebie niemal rzucając go na ziemie, spojrzał na Jin'a znacząco, po czym podszedł do swojej przyjaciółki i kucnąwszy przy niej zapytał.
-        W porządku?
-        Nie gatunek czyni cię tym kim jesteś – odparła i Jin wiedział, że te słowa skierowane były do niego.
-        Możemy zaczynać? - zapytała spoglądając na dziwny zegarek który miała na prawym nadgarstku – za kilkanaście minut mam dwa morderstwa w Niemczech i naturalny we Francji, matko boska, ile ja się muszę narobić - pożaliła się.
-        Tak Pani – odparł z godnością mag.
Sefir przyjrzał się najpierw Śmierci, potem magowi, na końcu uchwycił Adri i Hakona, przerażenie w jego oczach narastało z każdą sekundą, gdy zdawał sobie sprawę, co się zaraz stanie. Szarpnął się w łańcuchach bezradnie, spojrzawszy błagalnie na maga. Próbował coś powiedzieć, ale materiał w ustach skutecznie mu to uniemożliwiał, pozwalając na wydobycie jedynie stłumionych nieartykułowanych dźwięków. Znów się szarpnął. Mag wyciągnął jakiś zwój z kieszeni płaszcza, rozwinął go i rzekł uroczystym, oficjalnym tonem.
-        Sefirze, za twoje zbrodnie przeciw ludzkości, ja, mag drugiego kręgu, skazuje cię na śmierć bez możliwości apelacji - przymilkł chowając zwój.

            Śmierć uniosła kose wysoko nad głowę. Wampir szarpnął się po raz kolejny, bezskutecznie próbując się uwolnić. Jego błagalny wzrok spoczął na chwilę na postaci w czerni, ta pokręciła przecząco głową. Mag odsunął się na kilka kroków i ustawił się w pozycji do strzału z łuku. Wypowiedział jakieś nieznane słowa i w jego dłoniach pojawił się świetlisty łuk uzbrojony w takąż samą strzałę, wycelowaną w Sefir'a.  Adri odruchowo objęła Hakona, przytulając go matczynym gestem. Nie chciała, by to oglądał, wystarczyło, że musiał to słyszeć i czuć. Zadrżała, więc i on ją objął nie wiedząc, co się dzieje. Chciał się obrócić, by dostrzec wyraźnie całą scenę, ale nie pozwoliła mu na to. Objęła go mocniej, jakby bojąc się, że zniknie.
-        Nie chce byś to oglądał... - wyszeptała.
-        To nic ta... - nie dokończył.
Usłyszeli świst strzały, która po pół sekundy dosięgła celu. Spętany wydał najpierw stłumiony syk, a chwilę później, gdy materiał w jego ustach uległ zniszczeniu, usłyszeli przeraźliwy, potępiony krzyk. Adri tuliła do siebie wilka drżąc lekko. W duchu cieszyła się, że Zakaźniak jest tak daleko od miejskich zabudowań. Patrzyła na cała scenę nie ruszając się ani o milimetr, nie odzywając się też słowem. Schwytany wrzeszczał wniebogłosy. Mag stał nad nim, patrząc niewzruszenie. Wilk natomiast, nie widząc nic, zmarszczył tylko nos czując zapach spalenizny. Uszy mu drgnęły, gdy wśród cichnących już krzyków słyszał skwierczenie tłuszczu i palonego mięsa. W końcu wampir ucichł całkowicie, w momencie, gdy wszyscy usłyszeli, a raczej wyczuli świst kosy, kiedy ostrze pomknęło w dół. Całość trwała może z minutę. Adri oddychała ciężko, jak po długim biegu, wilk podniósł się, wraz z nią, wciąż go obejmującą.
-        A... taki mechanizm – rzekł cicho.
-        Po wszystkim – głos maga był wyprany z emocji.
-        Macie jakiś browar? - zapytała rozglądając się po zebranych – zaschło mi w gardle
-        Niestety Pani, tym razem nie jestem zaopatrzona – odparła Adri lekko ochrypłym głosem.
-        No dobra – westchnęła – to idę o suchym pysku – spod kaptura zauważyć można było cień uśmiechu – nie zapomnij co jesteś mi winna za dziś – dodała na koniec, kierując te słowa do Adri.
-        Tak Pani.
-        A ty wyglądasz jak... - zaczął mag, lustrując dhampirzycę wzrokiem.
-        Lepiej zamilcz – poradziła mu uprzejmie, a śmierć zachichotała.
Chwile później, postać w czarnej szacie zniknęła, rozpływając się w powietrzu. Nie został po niej żaden ślad. Wilk nie wyczuł żadnego zapachu mogącego świadczyć o jej niedawnej obecności. Stał zresztą teraz z rozdziawionym pyskiem patrząc w miejsce, gdzie przed chwilą ją widział. Browar? Czy on się przesłyszał, czy Śmierć naprawdę chciała piwa? Niebywałe. Zdziwiło go to do tego stopnia, że aż zapomniał co przed chwilą się wydarzyło. Śmierć pijąca piwo, a myślał, że nic już go nie zdziwi. Jin patrzył na Adri. Milczał. Zastanawiał się, czy to co się właśnie wydarzyło ma coś. wspólnego z tym, co słyszał o Czerwonowłosej, która ma przynieść zmiany i o jej życzeniu. Nie, to nie jest ona, to nie mogła być ona. Ona zwyczajnie się do tego nie nadawała. Ta jej beztroska i podejście do różnic gatunkowych. Nie, to na pewno nie była ona. Mag potrząsnął głowa, jakby odganiał jakąś myśl. Wziął głęboki oddech i podszedł do niej, wyciągnął dłoń w jej stronę, spojrzał jej w oczy. W tym geście i spojrzeniu zawarł wszystkie uczucia jakie chciał wyrazić. Wdzięczność, zdziwienie i spokój ducha. Obdarował ją ciepłym uśmiechem, gdy uścisnęła jego dłoń. Kilka sekund później odwrócił się i odszedł bez słowa.
-        Języka zapomniał? - oburzył się wilk – nawet dziękuje powiedzieć nie potrafi.
-        Powiedział – odparła niemal szeptem - powiedział to spojrzeniem – dodała widząc zdziwioną minę przyjaciela.
-        Czy mi się zdawało, czy ona zażądała browara? - zapyta przypominając sobie, co go tak zdziwiło.
-        Jest dość... hmmm… rozrywkowa.. obecnie.
-        Obecnie? - zapytał, jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
-        Noo obecnie... - powiedziała przeciągle, po czym umilkła na chwile, zastanawiając się jak to wyjaśnić – raz na jakiś czas zmienia... ciało.
-        Co takiego?!
-        Po prostu, gdy zabiera kogoś, kto jej się szczególnie podoba z wyglądu, bierze sobie ciało tej osoby, oczywiście po uprzedniej zgodzie samego zainteresowanego. - wyjaśniła – Z ciałem przechodzą na nią niektóre nawyki i cząstka charakteru poprzedniego hmmm... „właściciela”. Wygląda to mniej więcej tak, że gdyby na przykład wzięła sobie Gotha, to chodziła by taka ponura i umalowana – Adri zachichotała – a tak lubi poimprezować.
-        Eee...aha..I to tak do tego stopnia, że przed chwilą zabiła wampira i tak po prostu zażądała browara?
-        Nie ona go zabiła, lecz mag. - wyjaśniła – ona go tylko „odcięła od ciała” by przeprowadzić na drugą stronę.
-        Uhm... - zastanowił się chwilę - I przyszła tu, bo ją o to poprosiłaś?
-        Nie, przyszła tu bo Sefir miał umrzeć, poprosiłam ją tylko by była tu nieco wcześniej.
-        Czyli ona wie, kiedy umrze każde z nas? - zaciekawił się, ale zadrżał mimowolnie.
-        Wie, w końcu to jej zadanie, ale nie pytaj, nie powie ci tego.
-        Chyba i tak nie chciałbym wiedzieć - odparł.

            Przez chwilę stali tak w milczeniu. Ona jakby pogrążona w myślach, on wpatrujący się w zwęglone miejsce będące jedyną pozostałością po istnieniu Sefir'a. Po dłuższej chwili zapytał.
-        Co teraz mamy w planach?
-        Teraz chciałam cię o coś zapytać – uśmiechnęła się lekko
-        Tak? - wilk spojrzał na nią zaciekawiony.
-        Masz w sobie jakąś magie? - zapytała, lekko przekrzywiając głowę, jak to miała w zwyczaju.
-        Nie rozumiem, proszę inny zestaw pytań – zażartował – a poważnie, jaką magię?
-        Pytałam, czy znasz jakieś zaklęcia, czy umiesz czarować? - sprostowała.
-        Nie... Raczej nie, nigdy nie próbowałem.
-        Słuchaj, spróbuję cię czegoś nauczyć... -  zaczęła.
-        Nauczysz mnie zaklęcia teleportacji? - ucieszył się – Też chce tak umieć!
-        Przykro mi przyjacielu, ale tego zaklęcia nie da się nauczyć – odparła z pobłażliwym uśmiechem.
-        Dlaczego? - tym razem on przekrzywił głowę, patrząc na nią pytająco.
-        Ponieważ to zaklęcie się narodziło wraz ze mną – uśmiechnęła się szelmowsko szczerząc kły.
-        Co się zrobiło?! To zaklęcia się rodzą?!
-        Nie głuptasie – zachichotała – chodzi mi o to, że to jest unikatowe zaklęcie. - umilkła na chwile, jakby sięgając pamięcią w przeszłość. - Gdy... narodziłam się ponownie... - znów umilkła zastanawiając się jak to ubrać w słowa - to zaklęcie po prostu było w mojej głowie, ale nie umiem go ani wypowiedzieć, ani komuś przekazać. Za to umiem stworzyć błękitne drzwi i za ich pomocą przejść w każde miejsce które już kiedyś widziałam.
Znów uśmiechnęła się szelmowsko. Miała taki błysk w oku, jak mały chłopiec opowiadający koledze, na podwórku, że widział martwego szczura i nawet dotknął go patykiem! Wzięła się pod boki, a poza ta dodawała jeszcze wyrazu temu wrażeniu.
-        Czy wszystkie wampiry mają takie unikatowe, „narodzone” zaklęcia? - dopytywał się.
-        Z tego co wiem, istnieją tacy, którzy posiadają jakieś moce, ale nie nazwałabym tego typową magią. - przyjrzała się wilkowi – „Moce” posiadają te wampiry, których krew w jakiś sposób związana była kiedyś z magia. Prościej mówiąc takie, których ludzcy przodkowie, byli czarownikami lub czarownicami. – dodała, spodziewając się takiego właśnie pytania.
-        Aha.. więc czego zamierzasz mnie uczyć? Zaklęcia leczenia? - oczy mu błyszczały, jak małemu dziecku, które dowiedziało się, że pod choinkę dostanie upragnioną zabawkę.
-        Nie, na to jeszcze za wcześnie. – odparła uśmiechając się znów łagodnie – Zaczniemy od czegoś prostszego. Co byś chciał umieć?
-        Jeszcze się pytasz?! Ogień! - zawołał, najwyraźniej zadowolony, że ma wybór.
Ogniowe zaklęcia, tak, można się było tego po nim spodziewać. Hakon nie był piromanem, ani nikim w tym rodzaju. Po prostu lubił ogień. Wiedziała to już od dawna. Uwielbiał patrzeć na płomień zapalniczki, ogniska, czy też zwyczajnej świecy. To właśnie z tego powodu w telefonie nosił ogniowy motyw, który dla niego zrobiła w pierwszych miesiącach ich znajomości. Co prawda nigdy nie pojęła dlaczego ten akurat żywioł tak go fascynuje, ale znała go dobrze i wiedziała, że nie jest zdolny do skrzywdzenia kogoś od tak sobie. Pokiwała głową ze zrozumieniem.
-        Zatem niech będzie ogień – rzekła – wyciągnij prawą dłoń – poleciła.
Zrobił jak prosiła. Dotknęła obuszkiem palca środek jego dłoni.
-        Czujesz? - zapytała, a gdy przytaknął kontynuowała - Skup się na tym miejscu – cofnęła swoją dłoń– Spróbuj zrobić coś takiego.
Cofnęła się nieco i wysunęła prawą dłoń w jego stronę. Nie powiedziała nic, lecz już po kilku sekundach zobaczył jak na środku jej dłoni znikąd pojawia się maleńka kuleczka ognia, która już po chwili urosła do rozmiarów piłki golfowej. Rozdziawił pysk ze zdziwienia. Jak ona u licha to zrobiła?! Przecież nie wypowiedziała nawet żadnego zaklęcia! Wpatrywał się w kulkę jak zahipnotyzowany. Gdzieś w głębi umysłu odezwał się mały głosik przypominający, że widział już taką kulę. Zauważył, że ogniowa piłeczka obraca się powoli wokół własnej osi.  Swoją wyciągniętą dłonią chciał dotknąć kulki, ale poczuł gorąco i cofnął rękę. Przez chwilę zastanawiał się dlaczego Adri nie czuje temperatury, a nawet jeśli, to na pewno nie zdradza tego. Wampirzyca patrzyła na niego uśmiechając się łagodnie. W końcu zamknęła dłoń w pięść i kulka zniknęła.
-        Mag miał taką samą kulę, nauczyłaś się od niego? - zapytał zaciekawiony
-        Nie – odparła i uprzedzając kolejne pytanie rzekła – on ode mnie też nie. Każde z nas wytwarza taką kulę na innej zasadzie.
-        Aha.. - patrzył na nią wciąż zdziwiony.
-        Wejrzyj teraz w głąb siebie i znajdź ogień. - poleciła – Widzisz go?
-        Yyy... no... - zaczął niezdecydowanym tonem – tak na upartego, jeśli sobie wyobrażę...
-        Dobrze, tak właśnie zrób – poleciła.
-        Okey – odparł wyobrażając sobie płomień wewnątrz siebie.
-        Trzymaj go w ryzach, nie pozwól mu wyjść z ciebie zbyt nagle, bo sam się spalisz – zastrzegła. Ukierunkuj go w to miejsce na dłoni.
-        J.. jak? - zapytał.
-        Skup się - odparła po prostu.
Nie umiał tego zrobić, wyobrazić sobie płomień w sobie to jedno, ale sprawić, by stał się rzeczywistością, to co innego. Przymknął oczy i skupił się głęboko w sobie. Poczuł się tak, jak w momencie zapadania w sen, kiedy człowiek nagle się przebudza. Wyobraził sobie, że patrzy w głąb siebie. Pod powiekami widział swoją własną sylwetkę i w samym jej środku płomień. Zapragnął, by ten płomyk znalazł się na dłoni. Nic się nie stało, otworzył oczy i spojrzał na nią bezradnie.
-        Nie ma do tego jakiegoś zaklęcia do wypowiedzenia? - zapytał z nadzieją w głosie.
-        Jasne – rzekła beztrosko.
Uniosła dłoń i wypowiedziała jakieś słowo którego nie znał. Znów pojawiła się ta kulka. Hakon ponownie rozwarł pysk ze zdziwienia. Przyglądał się, jak wiruje, po czym znika w zaciśniętej pięści Adri. Ta ponownie otworzyła dłoń. Wypowiedziała teraz całkiem inne słowo i efekt był ten sam. Wilk nie mógł pojąć o co chodzi. Dwa słowa na to samo zaklęcie? A może była jakaś różnica między tymi kulkami? Jeśli tak, to on jej nie zauważył. Spojrzał pytająco na przyjaciółkę.
-        Nie słowa są ważne, lecz energia. – wyjaśniła – Nie musisz nawet nic mówić, skup się po prostu.
Westchnął zrezygnowany, znów zamknął oczy. Wyobraził sobie najpierw swoją sylwetkę z wyciągniętą dłonią, a potem mały płomień wewnątrz siebie. Znów poczuł się tak, jakby właśnie był na granicy snu, lecz tym razem czuł przyjemne ciepło. Zapragnął, by to ciepło pojawiło się na jego dłoni. Wyobraził sobie przy tym, jak przenosi ten ognik siłą woli w wyznaczone miejsce. Nic się nie stało. Zmarszczył brwi. Tym razem rozkazał, aby to ciepło pojawiło się na jego dłoni.
-        Dobrze – usłyszał jej głos.
Otworzył oczy. Spojrzał najpierw na nią, po czym powędrował za jej wzrokiem na swoją własną dłoń. Na jej środku palił się niewielki ognik. Nie była to kulka, jak u Adri, ale był to najprawdziwszy płomień! I co najdziwniejsze, nie parzył go ani odrobinę. Hakon zamrugał z niedowierzaniem.
-        Pali się – stwierdził.
-        Ano – przytaknęła – teraz zgaś.
Wilk zacisnął włochata pięść i płomień zgasł. Poczuł się zmęczony. Adri uśmiechnęła się wyrozumiale. Wiedziała, że pierwsze zaklęcie niesamowicie wyczerpuje. Uważała, iż to i tak szczęście, że wilk tak dobrze poradził sobie z kontrolą płomienia. W najgorszym przypadku, szpital zakaźny spłonąłby raz jeszcze. Rozejrzała się mimowolnie, jakby obawiając się, że gdzieś zaraz wybuchnie ogień i zacznie trawić resztki pozostałych ścian. W końcu skupiła wzrok na Hakonie, który oparł się właśnie o ścianę. Świtało. Nastolatek zmienił się w człowieka. Spojrzał na nią zmęczonymi oczyma i nagle jego twarz wykrzywił grymas bólu. Opadł na kolana, chwytając się za lewą rękę. Doskoczyła do niego w jednej chwili.
-        Hakon?! Hakon co ci jest?! - zawołała z niepokojem.
Ten tylko syknął, odsłonił lewą rękę, by jej pokazać. Na jego przedramieniu tworzyły się krwawe litery, niczym nacięte nożem. Nastolatek znów syknął. NA MOŚCIE O PÓŁNOCY – brzmiał napis.
>>*<<  


3 komentarze:

  1. Eeeee?! Co dalej! W takim momencie przerwać no... Molly czeka na 4 część

    OdpowiedzUsuń
  2. Wolę Ciebie zamiast książki do szpitala, jak będzie zasięg.przeczytam wszystko od nowa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A to kto tym razem?! Noż chwili spokoju... :) Sakura Lilith Dragonet

    OdpowiedzUsuń