23 maja 2015

Życzenie Półkrwi - rozdział 1

Zapraszam serdecznie na rozdział 1 mojej powieści ;-)

1.

Wsiedli do autobusu, który miał ich zawieźć na jego ulubioną polane, uzbrojeni w papierosy i dwie puszki piwa, postanowili mile spędzić tę noc. W pojeździe niewiele było ludzi. a nawet jakby kilku było i tak nie zwracaliby na to uwagi. Hakon nadal wpatrywał się w swoją przyjaciółkę, która tak niespodziewanie go dziś odwiedziła. Jeszcze jej nie zapytał jakim cudem wiedziała gdzie go szukać. Czuł, że boi się tego, co może mu powiedzieć. Zastanawiał się, czy jeśliby faktycznie znalazła jego adres poprzez włamanie do jego komputera, to byłby w stanie jej wtedy zaufać. Wiedział, że w końcu musi ją zapytać, bo inaczej zniszczy go to od środka. Nie powodowała nim zwykła ciekawość. Powodowała nim świadomość, że nie jest ona zwyczajną internetową przyjaciółką. Nie wiedział, skąd to się wzięło, ale mógł ją nazwać męską – kobiecą intuicją.
-        Co mi się tak przyglądasz? - zapytała z ciekawością w aksamitnym glosie, do którego jeszcze nie mógł się przyzwyczaić, choć przecież powiedziała już kilka zdań odkąd się pojawiła.
-        Eee... - zająknął się znów – tak sobie myślę nad tym, co spowodowało że dziś mnie odwiedziłaś – rzekł z trudem.

-        Jak to co? - zapytała uśmiechając się i lekko przekrzywiając głowę w bok, jak to miała w zwyczaju – przecież planowaliśmy się spotkać.
-        Nooo... tak, ale czemu konkretnie dziś? - chciał wiedzieć.
-        Byłam po prostu w okolicy – odparła beztrosko.

            Resztę drogi przejechali w milczeniu. Hakon zastanawiał się, czy Adri zdawała sobie sprawę że praktycznie wymknął się z domu bez wiedzy matki i że jeśli ona się dowie, to będzie przechlapane. Coś go jednak ciągnęło do tej dziewczyny, która stawiła się pod drzwiami jego tarasu tak nagle o godzinie jedenastej w nocy. Niby powinien jej nie ufać, znali się tylko z internetu, ludzie zawsze powtarzali, jakie to świry siedzą w necie. Chociaż w sumie ona mogła to samo myśleć o nim, przecież takie rzeczy działają obustronnie. Choć uważał ją za przyjaciółkę, nigdy nie sądził, że naprawdę się spotkają, zawsze była taka zajęta, a on nie przypuszczał, że tak po prostu do niego przyjedzie. Była jeszcze ta sprawa ze znalezieniem go. Skąd wiedziała? To napawało go lekkim lękiem, ale Adri jakoś hipnotyzowała swoim jestestwem. Był pewien, że za nikim innym nie wyszedłby ot tak zwyczajnie z domu o tej porze. Na pewno za nikim kogo zna tylko z internetu. Za nią poszedł i do tej pory pytał sam siebie, dlaczego. Mimo wszystko nie czuł, że robi źle. Była jakaś dziwna, jakaś inna, jakaś bardziej istniejąca. Nie umiał tego inaczej określić, ale coś go za nią ciągnęło.
-        Powiedz mi, Adri, to nie jest twoje prawdziwe imie? - zapytał w końcu, gdy zaczęło denerwować go to milczenie.
-        Jasne – odparła – Jestem Adrelia – wskazała na siebie, uśmiechając się lekko – Adri to po prostu taki skrót.
-        Uhm – mruknął, nie przypominał sobie, by kiedyś mu o tym mówiła.

            Przegadali tyle godzin na GG i na skype'ie, ale ani razu nie wspomniała swojego imienia. Zawsze mówiła o sobie Adri, tak też się przedstawiła, gdy się poznali na jednej z gier MMO. Jak się głębiej zastanowić to nie wspominała też o swojej rodzinie, w ogóle o swojej przeszłości niewiele mówiła. Zawsze mu opowiadała o takich zwykłych ludzkich rzeczach, jak praca, co ją rozbawiło danego dnia, a co zdenerwowało, co ugotowała na obiad i tym podobne rzeczy, taka zwyczajność. Przypomniał sobie, iż nie wspomniała, że ma zamiar przyjechać do Polski, a przecież zawsze mu mówiła, że wybiera się w takim, czy innym terminie. Ta myśl znów nasunęła pytania. Dlaczego tu jest? Dlaczego właśnie dziś? Czemu go nie uprzedziła? I najważniejsze: jak go znalazła? Autobus szarpnął, zatrzymując się, co wyrwało go z toru myślowego. Wysiedli, a ona zaczęła się rozglądać ciekawie wokół, jakby pierwszy raz widziała ulice, ławki, park, sklepy i tym podobne rzeczy. Ruszyli w lewo, czuł ciężar dwóch puszek w plecaku, paczka fajek nic nie ważyła. Przez myśl mu przeszło, że to będzie niesamowite przeżycie siedzieć na trawie, na polanie w środku lasu, w środku nocy i po prostu pić piwo jakby nigdy nic. Cudowne rozpoczęcie wakacji. Nigdy by na to nie wpadł wychodząc dziś z budynku szkoły ze świadectwem w ręce. Skręcili, budynki i ulica z przystankiem znikły im z oczu, przed nimi było wejście do lasu, który, na oko, wydawał się dość spory. Hakon wiedział, że w samym jego środku jest polana, na której większość dzieciaków w czasie wakacji robiło ogniska i libacje, uśmiechnął się pod nosem na tę myśl wspominając własne imprezy z kumplami. Miał nadzieje, że nikogo tam nie będzie już o tej porze.
-        Zastanawia mnie – zaczął - czemu się przyjaźnisz z takim młodziakiem, przecież ja mam ledwie siedemnaście lat, a ty jesteś no... młoda, ale starsza – spojrzał na nią, ciekawy odpowiedzi.
-        Nie wiek czyni człowieka – powiedziała filozoficznie, uśmiechnęła się przy tym ciepło.
-        Powiedz, skąd wiedziałaś gdzie mieszkam? -  zapytał w końcu – Jak mnie znalazłaś?
-        Szklana kula – zachichotała.
Nic jej na to nie odpowiedział. Nie był pewien czy dobrze usłyszał, musiał to sobie zresztą przetrawić. Był ciekawy, czy nie mówi mu prawdy bo nie chce, czy nie może. To rozbudziło jego ciekawość. Ruszyli w las, chwycił ją za przegub ręki, aby się nie zgubiła. Na polane mógł trafić z zamkniętymi oczami, ale ona nie znała terenu, a las był sporawy i pełny wszelakich ścieżek niemal we wszystkich kierunkach. Szła posłusznie, nie minęło dwadzieścia minut, a ona odezwała się dziwnym szeptem.
-        Pięciu. - to było tylko jedno słowo, ale ton jakim to wypowiedziała kazał spojrzeć na nią badawczo. Przez chwile Hakonowi wydawało się, że Adri ma nawiedzone spojrzenie.
-        Co?

            Nie doczekał się odpowiedzi. Silna ręka szarpnęła go za ramię tak nagle, że puścił swoją towarzyszkę, wywalił się na tyłek na mokrą trawę, dopiero wtedy ich zauważył. Mieli na oko po dwadzieścia parę lat, nosili skórzane kurtki i ciemne jeansy, niczym jakiś gang. Banda idiotów, przebiegło mu przez myśl, podniósł się niemal natychmiast. Czuł się w obowiązku bronić swej przyjaciółki. W końcu, jak na swoje siedemnaście lat nie był wcale taki mały i bezbronny, właściwie to był nieco wyższy od niej i zdecydowanie szerszy, co nie było niczym dziwnym, gdyż Adri była zwyczajnie drobniutka/
-        Czego chcecie? - zapytał przez zęby.
-        Stul pysk smarkaczu – odwarknął jeden z nowo przybyłych.
Hakon zacisnął pięści i zaatakował najbliższego, trafił go w policzek, dwudziestoparolatek zachwiał się nieco, po czym walnął go prosto w brzuch, ten zgiął się w pół z głuchym jękiem. Wysoki, ciemnowłosy facet z włosami obciętymi na jeża, najwyraźniej szef owej bandy, chwycił Adri pod brodę i przycisnął w ten sposób do najbliższego drzewa.
-        Ślicznotka – powiedział patrząc na nią siłą przekręcając jej głowę w prawo i w lewo jakby oglądał jakiś okaz – co tu robisz z tym gówniarzem w lesie? - zapytał z drwiną – Lepiej by ci starszy zrobił.
-        Zostaw ją padalcu! - Hakon podniósł się kipiąc złością.
Najbliższy jemu przeciwnik zamachnął się, by zadać kolejny cios w brzuch, ale nastolatek sprytnie go wyminął, trafiając jednocześnie następnego, który stanął mu na drodze, prawą pięścią prosto w bok.
-        Jesteś człowiekiem prawda? - odezwała się patrząc na swego oprawce, nie wykrył ani cienia drżenia w jej glosie.
-        I co z tego?! - warknął, zaciskając palce mocniej na jej szczęce chcąc sprawić jej ból. Denerwowało go że czerwonowłosa kobieta nie przejawia strachu.
-        Odejdź od niej! - krzyknął Hakon, chwile przed tym, jak dostał kolanem w brzuch, znów jęknął głucho.
-        To – odparła niewzruszenie – że bywacie okrutni zupełnie bez potrzeby, a to jest drażniące. - ton głosu miała zimny niczym lód.
-        Co żeś powiedziała? - szarpnął ją za ramiona i znów przycisnął do drzewa.
-        W dupach wam się poprzewracało od dobrobytu – zaczęła - żeby tak trochę szacunku do drugiego człowieka, ale nie – rzekła, zapowiadało się na długą przemowę, podczas której Hakon próbował się podnieść – wy, dranie musicie pokazać siłę i po co to wszystko? Żeby zgnoić smarkacza i zgwałcić nieznaną dziewczynę, bo żadna normalna się wami nie interesuje? Taki macie plan? Znęcać się nad słabszymi, by podnieść sobie to, co w spodniach nie chce stanąć?! Banda bezmózgich kretynów – zakończyła zwyczajnym stwierdzeniem faktu.
-        Że co?
Żeby się tak wyrywała, krzyczała, prosiła o pomoc, błagała o litość, ale ona po prostu wygłosiła mowę.
-        Zabieraj łapska – rzekła tonem spokojnym, aż za spokojnym.
-        Jaja se robisz dziewczyno?
-        Mogę ci zrobić zaraz na miękko. - skwitowała - ale fakt, robię się trochę głodna – odparła bez mrugnięcia okiem.

            Nie dała mu czasu, by mógł się zdziwić jej słowami. Uniosła dłoń i zakryła mu usta delikatnie, dokładnie w taki sposób jak on powinien zakryć jej, gdyby zaczęła krzyczeć. Zdążył zareagować jedynie rozszerzeniem oczu ze zdumienia, chwile później szpony wbiły się w jego twarz, nawet nie jęknął. Osunął się milcząco na ziemie, tuż u jej stóp. W miejscu gdzie go chwyciła pozostały tylko widoczne krwawe, poszarpane strzępki skóry i mięśni, nie było nawet zębów, a jeżeli gdzieś były, to próżno ich szukać. Zrobiła krok w stronę następnego przeciwnika - niskiego, barczystego blondyna z irokezem. Ten rozdziawił usta i tak już pozostał osuwając się na kolana od uderzenia w kark, nawet nie zarejestrował kiedy się ruszyła. Hakon wstał błyskawicznie i korzystając z nieuwagi przeciwników przywalił jednemu kolanem w brzuch, jednocześnie łapiąc go za ramiona, a gdy tamten się zgiął dostał jeszcze łokciem w plecy z całej siły. Nastolatek nawet nie spojrzał, czy oprych wylądował na ziemi, był pewien że tak. Doskoczył do kolejnego, łysego chudzielca, lądując kolanami na jego plecach powalając go z taką siła, że gdyby walczyli na chodniku przeciwnik połamałby sobie nos i najprawdopodobniej większość zębów o kamienne płyty. Chwile później usłyszał krótki przerażający krzyk, odwrócił się w tę stronę zdyszany.

            Stała tam patrząc na niego, u jej stóp leżał ostatni z bandy, niski chudzielec z krótkimi włosami. Z ust Adri ciekła krew, prawą dłoń też miała zranioną, palce jej krwawiły. Hakon szybko przywalił przeciwnikowi, na którym siedział, tak dla pewności, po czym zerwał się i podbiegł do niej.
-        Co ci jest? - zapytał dopadając do niej i oglądając ją uważnie, w glosie miał panikę – Trzeba cię zabrać do szpitala? Zrobili ci krzywdę? - chciał wiedzieć.
-        Nic mi nie jest – odparła z uśmiechem, który wyglądał dość upiornie przyozdobiony krwią.
-        A... ale krwawisz...? - przyjrzał jej się uważniej, wyciągnął dłoń w jej stronę.
-        To nie moja krew.
-        N... nie twoja...? - cofnął dłoń i zrobił krok w tył, przełknął głośno ślinę. - więc c...czyja? - zapytał bezmyślnie,  pół sekundy później pożałował, że zapytał.

            Uśmiechnęła się szeroko. Wtedy zauważył kły. Cholera, ona miała kły! Nie wierzył własnym oczom. Przecież coś takiego nie istnieje. To jakiś koszmar, na pewno jakiś sen. Zaraz zadzwoni budzik i będzie musiał wstawać do szkoły. Tak to na pewno to. Żeby była chociaż morderczynią z nożem w ręku, to jeszcze by zrozumiał. Ale nie. Ona miała pieprzone noże w ustach! Cofnął się jeszcze o krok. Jej wzrok przesunął się po nim powoli. Beztrosko oblizała wargi, a potem każdy palec po kolei, jakby oblizywała je z tłuszczu po kurczaku. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się ciepło.

-        Idziemy na ten browar? - zapytała wesoło.
-        T.. ty masz kły – stwierdził, głos mu lekko drżał. Zaczął się zastanawiać dlaczego nalegała by udać się tam, gdzie nie ma ludzi.
-        Owszem – odparła zupełnie niespeszona, ruszyła w las chwytając go za rękę, jakby teraz on miał się zgubić.
-        A...ale... - przystanął po chwili, zatrzymując ją siłą, choć zdawał sobie sprawę, iż udało mu się tylko dlatego, że mu na to pozwoliła. - Jesteś wampirem. – oznajmił patrząc jej głęboko w oczy, ale wcale nie zrobiło mu się lepiej, gdy wypowiedział to na głos.
-        Dhampirem ściślej mówiąc – sprostowała – przecież mówiłam ci o tym.
-        No tak, ale … - umilkł na chwilę – Myślałem, że to wiesz, taka faza, jak mają goth'y, czy inne emo.

            Łagodny uśmiech przyozdobił jej twarz. Ponownie przeszło mu przez myśl, że to jakiś sen. Przecież takie rzeczy się nie dzieją. Wampiry, czy też dhampiry – jak kazała siebie określać, nie istnieją. Przecież to wszystko jakieś fantasy jest, jak  gra MMO, czy  RPG. Kły, hipnotyzujące jestestwo, porcelanowa skóra, dotąd myślał, że po prostu wygląda blado w świetle księżyca, ale teraz wszystko zaczynało nabierać sensu. Patrzył na nią i nie mógł uwierzyć w to, co przed chwilą widział. Powoli zaczynał wmawiać sobie, że to tylko wytwór jego wyobraźni, że gra świateł czy czegoś podobnego płata mu figle. Wtedy uśmiechnęła się ponownie ukazując kły. Wyrwał się z jej uścisku ogarnięty paniką i strachem o własne życie. Wytwór wyobraźni czy nie, lepiej być ostrożnym. Cofnął się o krok. Zorientował się nagle, że są już na polanie. Przebiegło mu przez myśl, że tutaj właśnie skończy się jego życie. Zauważył jak przekrzywiła lekko głowę przyglądając mu się badawczo. Cofnął się znów i mało nie potknął o wystający korzeń.

-        Nie zamierzam cie jeść – rzekła niby to normalnym tonem, jakby mówiła o czymś zupełnie innym – tak cię informuje, bo mam wrażenie, że tego się obawiasz – znów się uśmiechnęła.
-        Zabiłaś tamtych ludzi – stwierdził ostrożnie.
-        Grozili nam, poza tym nie zginęli wszyscy, właściwie to żaden, jeden z nich będzie tylko niemową do końca życia – odparła niewzruszenie.
-        No ale... - zaczął i znów się cofnął.
-        Żadne ale, byli zagrożeniem, już nie są – ucięła łagodnie.
-        Czyli nic mi nie grozi z twojej strony? - zapytał, dla pewności.
-        Ależ oczywiście, że tak.
-        A zatem powinienem się bać?
-        Zawsze – odparła niby to mimochodem.
Nim się zorientował znalazła się za nim otworzyła plecak i wyjęła z niego mały koc, położyła go na trawie, i usiadła po turecku. Spojrzała na niego i znów uśmiechnęła się tym łagodnym uśmiechem. Przez głowę przeleciało mu, ze gdyby faktycznie chciała go zabić, zrobiłaby to już dawno. Jaki miała by cel bawiąc się z nim teraz? To nie miało sensu. Westchnął próbując choć odrobinę się rozluźnić, zdjął plecak i postawił go na ziemi, wyjął obie puszki i podał jej jedną. Usłyszeli znajome, niemal jednoczesne syknięcie obu otwieranych piw. Hakon przysiadł na kocu naprzeciwko niej, również po turecku.

-        A więc jesteś dhampirem – rzekł starając się opanować drżenie głosu, coraz lepiej mu to wychodziło – Czym to się różni od zwykłego wampira?
-        Tym, że jestem też pół czarownicą – zachichotała – Dhampir to taka hybryda, pół wampir, pół coś innego, ja jestem na przykład z dodatkiem czarownicy – znów zachichotała.
-        Pół czarownicą – powtórzył za nią cicho jakby smakując te słowa – Nie wyglądasz jak czarownica – stwierdził, coraz bardziej się rozluźniał. Czy to była jej wampirza hipnoza? Jakieś zaklęcie?
-        Ludzie nie widza wielu rzeczy. – rzekła tajemniczo.
Milczał przez chwilę myśląc nad tym co powiedziała. Upił spory łyk swojego zimnego piwa. Wstrząsnął nim dreszcz, ale ona, albo tego nie zauważyła, albo to zignorowała.  Zastanawiał się czy uznałaby za dobry żart gdyby ją zapytał, czy w rzeczywistości wygląda jak stara zgarbiona kobieta w szpiczastym kapeluszu i tylko maskuje się jakimś zaklęciem. Doszedł jednak do wniosku że to kiepski dowcip. Nie czuł się jeszcze na tyle swobodnie by ryzykować doświadczenie jej gniewu.
-        Czyli czary naprawdę istnieją?
-        Owszem.
-        Stosujesz teraz coś na mnie? - zapytał, nim pomyślał.
-        Nie – pokręciła głową i uśmiechnęła się łagodnie, jak cierpliwa nauczycielka do nadgorliwego ucznia.
-        Pokażesz mi coś?
Skinęła głową. Uniosła dłoń, zamknęła oczy, chwilę tak trwała. W końcu zrobiła międzynarodowy znak OK i nagle na jej kciuku pojawił się mały ognik, wesoło tańczył na lekkim wietrzyku, kiedy otworzyła oczy – zgasł. Hakon siedział przez chwilę wpatrzony w miejsce, gdzie przed chwilą paliło się małe ogniste światełko. Może to była jakaś sztuczka z zapalniczką? Ocknął się dopiero, gdy opuściła rękę.
-        Spotykasz wielu kolegów wampirów? - zapytał w końcu, zbyt późno zdając sobie sprawę jak to zabrzmiało.
-        A co ty mi tu robisz wywiad, jak w tym filmie? - zaśmiała się.
-        Jakim filmie?
-        No w tym o wywiadzie z wampirem, nie widziałeś, toż to klasyk!
-        Ee... - Hakon najwyraźniej nie widział – Mam nie zadawać pytań?
-        Nie no, zadawaj sobie – zgodziła się wspaniałomyślnie – jestem ciekawa twojej ciekawości.
-        Więc?
-        Nie, raczej nie - odparła na jego wcześniejsze pytanie -  Osobiście nawet nie znam zbyt wielu przedstawicieli swojej rasy. Są też tacy, który uważają, że dhampir to nie wampir czystej krwi i w związku z tym jest jakimś podgatunkiem – westchnęła.
-        Czy wampirom coś daje picie własnej krwi? - zadał kolejne pytanie.
-        Chodzi ci o picie krwi innych wampirów? - zapytała nie będąc pewna, co on ma na myśli.
-        No na przykład, swojej własnej też – odparł. Coraz bardziej czuł, że to jednak nadal jego Adri, jego najlepsza przyjaciółka.
-        No cóż... - westchnęła - to raczej nie jest bezpieczne, wampiryzm polega w dużej mierze na intensywności. Wspomnienia przenikają do krwi, gdy takiej się napijesz możesz na przykład znów przeżyć ból narodzin, a tego wierz mi, przeżywać nie chciał być nawet raz, a co dopiero dwa razy – zrobiła pauzę by się napić – swojej własnej raczej nie, nigdy nie próbowałam, zresztą to by nie miało większego sensu.
-        Ach, rozumiem – rzekł – możesz sobie zrobić zapasy krwi, na przykład w termosie?
-        Nie, raczej nie, bynajmniej nie próbowałam – zachichotała, bo rozbawił ją niesamowicie tym pytaniem.
-        Wszystkie wampiry piją browar? - zapytał, patrząc jak upiła spory łyk ze swojej puszki.
-        Nie jestem do końca poinformowana – odparła szczerze – ale raczej nie, ani nie piją ani nie jadają ludzkiego jedzenia.
-        No, ale ty pijesz – odrzekł jej, spoglądając na nią z lekkim zdziwieniem, jakby była zaprzeczeniem własnych słów.
-        Tak – zgodziła się – ale ja jestem pół wampirem.
-        Czyli możesz sobie wybierać, na przykład, czy masz dziś ochotę powiedzmy na jajecznicę czy na krew dwudziestolatka?
-        Niestety nie – pokręciła przecząco głową – ludzkie jedzenie daje mi smak i poczucie, że nie zatraciłam się do końca, ale potrzebuje krwi, aby przeżyć.
-        Powiedz mi co z krzyżami i innymi tego typu rzeczami? - chciał wiedzieć.
-        Ależ jesteś ciekawski – zaśmiała się.
-        Pozwoliłaś pytać – odparł, uśmiechając się szelmowsko – więc co z tymi rzeczami?
-        Mówisz o czosnku, trumnach, kościołach i wodzie święconej?  - zapytała, a on przytaknął, więc rzekła – czosnek nie jest czymś co nas odstrasza, no może pomijając zionięcie czosnkowym oddechem, to odstraszyłoby każdego. – zachichotała – Wszelkiej maści krucyfiksy, srebro, kościoły i woda święcona to mit. Ja osobiście nie śpię w trumnie, ale wiem, że istnieją tacy, który używają jej zamiast łóżka, osobiście sądzę, że to niesmaczne.
-        A co ze słońcem?
-        Spala doszczętnie jeśli zbyt długo się na nim przebywa.
-        Co to znaczy „zbyt długo”?
-        Jakieś trzy minuty – odparła niewzruszenie.
Milczał przez dłuższa chwilę popijając własne piwo. Analizował sobie w głowie to, co mu powiedziała, dopasowywał do tego wszystko co wiedział o tych istotach z filmów, książek czy gier. Przyszło mu do głowy tylko jedno pytanie.

-        Dlaczego się ciebie nie boję?
-        Ponieważ jesteśmy przyjaciółmi – uśmiechnęła się promiennie.
Tym razem jej uśmiech nie wyglądał tak upiornie. Miała mniejsze kły, a może mu się tylko wydawało. Wiedział za to na pewno, że już się jej nie boi. Przemawiały za tym dwie rzeczy. Świadomość, że gdyby chciała go zabić, zrobiłaby to już dawno temu, oraz fakt, że byli najlepszymi przyjaciółmi od … nawet nie pamiętał od kiedy.
-        Co nie zmienia faktu – kontynuowała wyrywając go z zamyślenia – że musisz się nauczyć przede mną bronić.
-        W jaki sposób?
Upiła spory łyk ze swojej puszki i odstawiła ją na ziemię obok koca. Wstała bez słowa, odsunęła się od niego na jakieś trzy metry. Przyglądała mu się przy tym uważnie, jakby już wiedziała, że pojął co się teraz stanie. On również wstał niepewnie, swoją puszkę trzymał w dłoni, zapominając niemal, że ją ma. Jedną rękę zgięła za plecami, niczym jakiś kelner, a drugą wysunęła w jego stronę w zapraszającym geście. Nic nie powiedziała, uśmiechnęła się tylko. Ten uśmiech nie sięgnął oczu. Hakon dobrze wiedział czego ona w tej chwili oczekuje. Nie ruszył się jednak, jakby czekając na zaproszenie.
-        Atakuj – powiedziała łagodnie.
Wypił duszkiem resztę tego co miał w puszcze, zgniótł ją w ręce i odrzucił za siebie. Stał tak przez chwilę jakby chciał jej powiedzieć, że nie bije kobiet i że to głupi pomysł jest. Ona chyba zwariowała, pomyślał.
-        Przecież nie mogę cię ot tak uderzyć, jesteś kobietą – rzekł w końcu.
-        Dhampirem – poprawiła go.
-        Nie ważne z jakim dodatkiem, jesteś kobietą, a ja nie bije kobiet – zaprotestował.
-        To nie bicie, to trening, poza tym nie zrobisz mi krzywdy.
Znał ją na tyle, iż wiedział, że nie ma sensu na ten temat dyskutować. Adri jak się na coś uprze, to nie ma zmiłuj. Westchnął teatralnie. Przez głowę przebiegło mu kilka kolejnych pytań, między innymi: jak szybka może być dhampirzyca. Zrobił krok w jej stronę, nie ruszyła się, więc zrobił kolejny. Wciąż się uśmiechała. Zastanawiał się, czy straci kontrolę nad sobą jeśli ją zdenerwuje. Nagle zaatakował prawą pięścią prosto w jej policzek, wyprowadzając cios specjalnie z mniejszą siła, niż normalnie. Nie trafił, czego się zresztą spodziewał. Ledwie dostrzegł nieznaczny ruch stopami jaki wykonała, robiąc piruet niczym w tańcu. Wyminęła go i będąc już prawie za nim klepnęła lekko w plecy, mało nie stracił równowagi. Wyprostował się i spojrzał na nią, ta stała jakieś dwa metry od niego.
-        Zwinność – powiedziała po prostu.
-        Aha – mruknął.
Spróbował jeszcze raz, z podobnym skutkiem. Bawiła się z nim, najwyraźniej mając pewność, że chłopak nie jest dla niej żadnym zagrożeniem. Spojrzał na nią i uśmiechnął się wrednie, coś zaświtało mu w głowie. Liczył na to, że ona nie zorientuje się do czego ma prowadzić ten podstęp. Chciał by znalazła się blisko niego, na tyle blisko, by nie mogła wywinąć się od ciosu. Wiedział, że to duże ryzyko, ale cholera, może to wszystko mu się tylko śni. Jeśli nie – możliwości są dwie: od jutra będzie spał całymi dniami i balował nocami, albo zginie, ale przynajmniej się dobrze zabawi. Z kieszeni spodni wyjął mały nożyk naciął nim palec patrząc na nią. Krew pociekła, dhampirzyca syknęła. Znów uśmiechnął się wrednie, wyciągnął krwawiący palec w jej stronę. Bez wątpienia albo życie było mu niemiłe, albo był wariatem lub totalnym ignorantem. Możliwe, że wszystkie te trzy rzeczy naraz.
-        Chcesz? Na pewno będzie ci smakować – rzekł zapraszającym tonem.
-        Kusssisz mnie? - zapytała szepcząc mu do ucha, głos miała syczący niczym wąż.
Nie zauważył nawet że się ruszyła. Stała teraz za nim trzymając w jednej dłoni jego rękę ze zranionym palcem, a drugą dłonią oplatając go wokół szyi, odchylając delikatnie jego głowę. Był w szoku. Nie sądził, że aż tak szybko mogłaby się ruszyć. Przełknął głośno ślinę. Przez myśl mu przeszło, że może jednak jego podstęp nie zadziała. Mimo wszystko chciał spróbować. Twierdziła, że nie zrobi jej krzywdy. Nie wiedział, czy to była zachęta, czy uspokojenie, nie myślał teraz o tym, musiał działać szybko. Zamachnął się wolną ręką, w której trzymał nożyk, wbił go w jej nogę aż po samą rękojeść. Syknęła z wściekłością. Zdezorientowała się przy tym na tyle, że zdołał się wyrwać z jej uścisku.
-        Jeden zero dla mnie – rzekł odskakując.
-        Nieźle – pochwaliła go.
Ruszyła w jego stronę powoli wciąż go obserwując. On również ją obserwował zastanawiając się jaki będzie jej następny krok. Co za kolejny pomysł rodził się w jej głowie? Czy zaatakuję, czy może jemu każe atakować. A może ją zdenerwował i nim rzuci? Gdzieś czytał, że wampiry potrafią rzucić człowiekiem, tak jakby był po prostu szmaciana lalką. Znalazłszy się przy nim, wyciągnęła do niego prawą dłoń, nim się zorientował z szybkością kobry zamknęła w niej jego zraniony palec, poczuł nieznośne mrowienie przy palcu. Wyrwał dłoń i odsunął się kawałek. Po nacięciu nie było już śladu. Przyglądał się temu miejscu z niedowierzaniem. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, potem je zamknął i znów otworzył. W końcu wykrztusił.
-        J..jak?
-        Magia – odparła, głos miała aksamitny, a więc jednak to wcześniej nie było sztuczką z zapalniczką! Zauważył że na jej nodze też nie ma już rany. - To nie był dobry pomysł – rzekła, patrząc na niego poważnie – gdybym się nie posiliła jednym z tej bandy najprawdopodobniej bym się na ciebie rzuciła, nie rób tak więcej – przestrzegła.
-        Sprawdzałem tylko jak daleko się posuniesz – rzekł uśmiechając się do niej po swojemu.
-        Jesteś albo tak odważny albo tak głupi – rzekła z godnością – atakuj.
-        Nie, panie przodem.
Nie mógł być pewien, ale chyba przez jej twarz przeleciał cień złośliwego uśmiechu. W jednej chwili kucnęła i wyrzuciła nogę by go podciąć. Przewidział taką reakcję, odskoczył. Podniosła się błyskawicznie. Ruszyła do przodu szybko, zdecydowanie za szybko, choć jeszcze mógł to zauważyć, przynajmniej kątem oka. Miał wrażenie, że specjalnie dla niego się hamuje. Znalazła się z jego prawej, potem z lewej, nim zareagował stała już za nim. Zamachnęła się by zadać cios na jego lewe ramie, chwycił jej dłoń prawą ręką i pociągnął do przodu jednocześnie lewym łokciem wyprowadzając uderzenie prosto w jej brzuch. Trafił, tego zdecydowanie się nie spodziewała. Ledwie zdążyła jęknąć głucho, już przerzucił ją nad sobą, tak jak to widział w jakiejś grze lub filmie. Wylądowała na plecach tuż u jego stóp. Uśmiechnęła się łagodnie. Wiedziała że to był dobry kontratak. Wiedziała też, że gdyby przeciwnikiem był ktoś inny właśnie dostałaby kopniaka w twarz. Westchnęła głęboko.
-        W porządku ? - zapytał kucając nad nią.
-        Jasne, jesteś całkiem dobry – rzekła – dużo lepszy niż sądziłam – pochwaliła go – na dziś już koniec – zawyrokowała podnosząc się do pozycji siedzącej.
Przyłożyła dłoń do brzucha, tam gdzie ją uderzył, skrzywiła się lekko czując to nieznośne mrowienie. Hakon przysiadł się przy niej, patrząc w milczeniu na to, co robi. Chciał o to zapytać, ale uznał, że na dziś już ma dość wampirzo-magicznych wrażeń. Poza tym miał dziwne wrażenie, że jutro jak się obudzi to wszystko okaże się tylko snem i razem z Adri będą śmiać się z tego poprzez Skype. Uśmiechnął się na tę myśl, dziewczyna spojrzała na niego najwidoczniej myśląc, że uśmiecha się do niej, więc odwzajemniła gest. Chwile później wstała.

-        Późno już. Powinieneś wracać – rzekła.
-        O cholera, nie jedzie już żaden autobus aż do szóstej rano! - krzyknął patrząc na zegarek.
-        Nie przejmuj się – obdarzyła go tajemniczym uśmiechem – odstawie cie do domu.
-        Jak? Masz tu w okolicy samochód? - zapytał rozglądając się, jakby faktycznie oczekiwał, że gdzieś w mroku drzew stoi auto.
-        Nie – odparła – zaniosę cię.
-        Jak to?! - zrobił zdziwioną minę.
Zdawał sobie sprawę, że jest silna, ale żeby go nieść tyle kilometrów? Nie mieściło mu się w głowie. Poza tym jeśli mieli iść na piechotę nie chciał, by go nosiła. Podeszła do niego bez słowa, chwyciła go za rękę po czym objęła delikatnie, jakby się bała, że go stłucze, jak porcelanową lalkę, jeśli wzmocni uścisk.
-        Zamknij oczy – wyszeptała.
Posłuchał jej, chwile później poczuł że zapadli się w miękkość. Chwycił ją mocniej, bo miał wrażenie że cały czas spadają. Nie słyszał nic poza własnym i jej oddechem. Chciał otworzyć oczy, ale bał się tego, co może zobaczyć. Spadali tak przez ułamek sekundy, a może całą wieczność? Nie wiedział. Nagle po prostu poczuł grunt pod stopami. Otworzył oczy. Stali na tarasie przed jego domem. Rozdziawił usta ze zdziwienia, lecz nie był w stanie nic powiedzieć jeszcze przez dłuższą chwilę.
-        Teleportacja – wyjaśniła, jakby znała pytanie które utworzyło mu się w głowie.
-        A..Aha...
-        Jesteś całkiem dobrym wojownikiem – pochwaliła go raz jeszcze, uśmiechając się przy tym ciepło.
-        Mam wrażenie, że jesteś lepsza – odrzekł jej.
-        Naturalnie – zgodziła się niby to mimochodem.
-        Znasz sztuki walki? - chciał wiedzieć.
-        Można powiedzieć, że niektóre podstawy – zachichotała, jakby ją to niezmiernie rozbawiło.
-        I magię też? - dopytywał się.
-        Owszem.
-        Nauczysz mnie?
Adrelia obdarzyła go szczerym uśmiechem, uzbrojonym w kły.

>>*<<

2 komentarze:

  1. Nieźle, ale ciekawe, że tak sobie wyszedł z nieznajomą.
    Molly chan czytała ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiedziałabym, że typowe gdy zirytujesz wampira :) Najpierw uświadomi Ci jak nędzny jesteś a potem najczęściej zabija :) Swoją drogą chłopak szybko przeszedł z tym na porządek dzienny :) Sakura Lilith Dragonet

    OdpowiedzUsuń