9 października 2014

Zaklęcie Umarłych [3]

>> Zaklęcie umarłych<<

(3)


Tylny dziedziniec Gildii Magów skąpany był w mroku. Weszli przez ukrytą w gąszczu furtkę, której najwyraźniej dość często używano w celu wymykania się poza mury gildii. Yizu wiedziała, że czynili tak zarówno młodzi adepci sztuk magicznych, jak i starsi magowie. Wraz z towarzyszem bezszelestnie pokonała dziedziniec, by już po chwili pod osłoną ściany ruszyć w stronę wejścia do jednego z budynków. Ów budynek znajdował się na zachodzie terenu gildii i w świetle dnia prezentował przepiękną architekturę. W tej chwili gdzieniegdzie w oknach paliły się światła zdradzając ludzką obecność. Yizu wyjrzała zza rogu.  Dwóch adeptów minęło ją, nawet nie zauważywszy w ciemności.
Łowca przyjrzał jej się. Zupełnie nie wiedział co o niej sądzić. Z jednej strony była jak potrzebujące opieki dziecko, z drugiej, jak skała, do której nie można się zbliżyć. W tej chwili widział w niej koncentracje, jakiej by się po niej nie spodziewał. Kiedy wyjaśniła swój plan wtedy w barze, nie był zdziwiony jego treścią, jednakowoż coś innego zwróciło jego uwagę. Tyir... ten mag był chyba jej przyjacielem. To, co wtedy wypowiedziała na długo zapadną w pamięci. „Tylko nie wpakuj się w kłopoty” Te słowa wyrażały więcej niż ich brzmienie. Ona troszczyła się o tego maga, tym samym odstępując od tego wszystkiego, co mnich Zakonu Świętego Krzyża wiedział o wampirach. Był szkolony do zabijania potępionych, między innymi wampirów,  jego ostrza pozbawiły życia ponad setkę przedstawicieli tego gatunku, ale jeszcze nigdy nie widział by jakikolwiek wampir o kogokolwiek się troszczył. Później, gdy o to zapytał, wyjaśniła, że Tyir jest dość niezdarny i często pakuje się w kłopoty coś psując, albo gubiąc. Kiedy to mówiła miała dziwny wyraz twarzy, jakby... uśmiechała się do własnych wspomnień. Dostali się do budynku zadziwiająco łatwo i ukryli się w jednym z korytarzy. W ciemności Łowca widział równie doskonale jak w dzień, a w tej chwili widział, jak czarnowłosa wampirzyca ściągnęła pelerynę a potem całą ją wpakowała w tą mała torebeczkę, która wcześniej miała przy udzie, a która teraz znajdowała się z tyłu przy pasie. Już samo to że schowała tam taki kawał materiału było dziwne, ale jeszcze dziwniejsze było to, że z tej samej torebeczki, którą ocenił na mogącą pomieścić ledwie dwa może trzy średnie noże do rzucania, ona wyjęła miecz. Miecz wyglądał jak większość mieczy jakie do tej pory widywał, ale rękojeść jego otoczona była czerwonoczarną wstążką, której końcówki luźno zwisały, kołysząc się delikatnie przy każdym ruchu. Łowca widział teraz szczegóły jej nowego ubioru. Bluzka, którą tym razem zasłaniała cały brzuch, była rozcięta u góry rękawów, od ramion aż po nadgarstki i powiązana rzemykami, które przyozdabiały ją również z przodu przy dekolcie. Skryci w ciemności czekali kilka minut. Zastanawiał się nad jej kolejnymi słowami „Zrobimy to tak, żeby nie ucierpieli niewinni”. Powoli zaczynał wątpić w jej przynależność rasową, ale miała kły, żywiła się krwią, tego akurat był pewien, bo zawsze gdy wracała dobrze to wyczuwał. Nagle w oddali coś huknęło, usłyszeli wrzask, a w oknach korytarza zobaczyli nieco oddalone płomienie. Tyir dobrze się spisał. Łowca, wraz ze swoją towarzyszką cofnął się jeszcze w głąb ciemności, gdy niedaleko nich szybko przebiegło kilku młodych adeptów oraz dwóch starszych magów. Yizu uniosła rękę dając znak, by jeszcze nie ruszali się z miejsca. Chwile później obok nich przebiegło kolejnych kilku adeptów mówiąc coś o pożarze w stajni. Wampirzyca i Łowca wyszli z ukrycia, przez chwile szli korytarzem po czym skręcili w lewo, weszli na schody i ruszyli w stronę drewnianych pięknie zdobionych dwuskrzydłowych drzwi. Podeszła do nich pewnym krokiem i kopniakiem otworzyła. W komnacie do której weszli siedziało może z ośmiu magów, z tego co dało się zauważyć raczyli się herbatką i ciastkami, pierwszy z nich, który najszybciej zareagował posłał w jej stronę kulę ognia, uchyliła się zwinnie, a zaklęcie trafiło w futrynę.
-        To potępiona brać ją! - krzyknął ktoś.
Nieoficjalna plotka głosiła, że magowie nienawidzą wampirów, a wszelkie ich potępienia przez kościół dochodzą do skutków właśnie za sprawą tych mężczyzn w szatach. Łowca niezbyt przepadał za magami, mimo że często byli jego jedynym źródłem utrzymania. Zdziwiło go jednak, że żaden z nich nawet nie zatrzymał się na sekundę by rozważyć co tu robi mnich Zakonu Świętego Krzyża i dlaczego towarzyszy potępionej. Magowie chwycili swoje laski, łowca znalazł się za dwoma najdalszymi i pozbawił ich przytomności, Yizu natomiast zanurkowała między kilku najbliższych, a jej miecz zasmakował krwi. Któryś chwycił pogrzebacz i ranił ją boleśnie w bok, syknęła z bólu opuszczając nieco gardę, wtedy dostała cios laską w twarz, zatoczyła się, jednak  następny atak napotkał uniesiony miecz. Jeden z magów posłał w stronę łowcy fioletową kulę energii, lecz ten już nie stał na jej drodze. Miotający poczuł lekki podmuch i nim zdołał się obrócić, został pozbawiony przytomności ciosem w kark. Yizu odepchnęła atakującego, w tym samym momencie ktoś rzucił w nią kulą ognia. Łowca w jednej chwili znalazł się przy niej i uniósł dłoń. Półprzezroczysta powłoka pojawiła się wokół niego i czarnowłosej, rosnąc drastycznie i uderzając w pozostałych magów, pozbawiając ich przytomności.
-        Zawsze tak miłosiernie walczysz? - zapytała z sarkazmem, syknęła przy tym, bo krwawiący bok zabolał.
Łowca nie zdążył odpowiedzieć, coś uniosło go i uderzyło nim o ścianę. Nim zdołał się podnieść, znów został uniesiony i rzucony, tym razem uderzając futrynę. Yizu zerknęła w stronę drzwi prowadzących do kolejnego pomieszczenia. Na schodach stał mag w czarnej szacie. Ten sam, który tak niespodziewanie ulotnił się z polany.
-        Widzę, że jednak wróciłaś – powiedział beznamiętnie.
Łowca w jednej chwili znalazł się za magiem i ciął sztyletami na krzyż, lecz sztylety trafiły w pustkę. Mężczyzna stał już gdzie indziej.
-        Mówiono ci, że ona jest niebezpieczna – rzekł.
Łowca poczuł, jakby wielka płyta opadła mu na plecy, coś przygniotło go do podłoża. Yizu w końcu się opanowała , chwyciła mocniej miecz i skoczyła do ataku. Zatrzymała się w powietrzu, jej ręce zostały rozłożone na boki, a miecz odebrany.
-        Co do... ? - zaczęła zdezorientowana.
Chciała użyć, swojej siły, szybkości, ale nie mogła. Czuła jakby coś trzymało ją za nadgarstki, jakaś silna, niewidzialna dłoń, albo ciasne, szerokie kardany, ucisk nasilił się, syknęła.
-        Rozerwę cię na strzępy – powiedział mag.
-        Magu – odezwał się Łowca – masz ostatnią szansę, by odpuścić.
-        Czy ty chociaż wiesz po co jej te zwoje? - zapytał zaszczycając mężczyznę spojrzeniem.
Coś chwyciło jego ręce i rozłożyło tak, że wyglądał jak ukrzyżowany na podłodze. Poczuł na plecach większy ciężar, jakby powietrze nad nim stało się nagle niesamowicie ciężkie, aż zabrakło mu tchu.
-        Nie – odparł po prostu.
-        Ona ma zamiar za ich pomocą zniszczyć świat!
-        Nieprawda! - zaprotestowała
-        A ty – kontynuował mag niewzruszenie – zginiesz przy tym jako pierwszy. - uśmiechnął się lekko – A jeśli ona dziś umrze, ty i tak zostaniesz stracony za zdradę kościoła.
Yizu spróbowała się szarpnąć, splunęła w stronę oprawcy, ale i tak stał za daleko.
-        Przyszłaś po zwój – mag zwrócił się do wampirzycy – a jedyne co dostaniesz to śmierć.
-        Jesteś gnidą – warknęła.
Ten tylko się zaśmiał. Łowca spróbował się podnieść, ale ciężar niemal miażdżył mu kręgosłup. Mag spojrzał w stronę miecza wampirzycy, który teraz leżał na posadzce bez opieki. Broń uniosła się i skierowała ostrze w stronę niedawnej właścicielki. Wampirzyca warknęła wściekle w stronę uśmiechniętego maga.
-        Twoja godzina nadeszła – powiedział.
Nie mogąc się ruszyć, nie mogła zadziałać. Nie mogła użyć żadnego zaklęcia, nie mogła użyć wampirzych zdolności. Zaczęła żałować, że wplątała w to wszystko Łowce, który niechybnie zostanie uśmiercony zaraz po niej. Miecz ruszył, zamknęła oczy.
-        Uch... - usłyszała znajomy głos.
Otworzyła oczy i od razu pożałowała że to zrobiła. Tyir upadł właśnie na kolana, z jego piersi wystawała rękojeść jej miecza.
-        Tyir... - szepnęła
-        Nie powinieneś mi wchodzić w drogę starcze – rzekł mag w czarnej szacie.
-        Tyir! - tym razem krzyknęła, a krzyk ten był przesycony rozpaczą
Łowca nadal przygnieciony do podłoża nie widział jej twarzy, ale był pewny, że dziewczyna jest co najmniej wstrząśnięta, jej głos mówił wszystko.
-        Ty... - wzięła głęboki wdech – Ty... Ty pierdolony morderco! - wrzasnęła
Łowca zdołał na tyle unieść głowę, by zobaczyć, jak wampirzyca kieruje palce w kierunku maga.
-        Zabije cię ty skurwysynie! - krzyczała – zabije cię, a to i tak będzie za łagodna dla ciebie kara!
Z palców prawej ręki wystrzeliło pięć małych dysków. Wyglądały jakby były zrobione z lodu, dyski lecąc w stronę maga zaczęły się powiększać.
-        Zginiesz! - warknęła.
Jednak pociski nie dosięgły celu. Rozbiły się o barierę otaczającą mężczyznę w czerni. Mimo to nie przestawała, posyłała coraz to nowe i nowe dyski robiąc coraz więcej lodowego pyłu wokół maga, a raczej jego bariery. Atakowany stał tylko i przyglądał się jej z zadowoleniem, w końcu jednak chyba znudził się widowiskiem po wampirzyca zawyła przeraźliwie, gdy palce jej prawej ręki zostały złamane. Spuściła wzrok i przygryzła wargę z bólu. Miecz wysunął się z ciała martwego Tyir'a i znów ostrze skierowało się na nią. Yizu podniosła wzrok. Uśmiech wypełzł na jej twarz. Był to uśmiech tak pewny, że mag zawahał się. Co ona kombinowała?
-        Zegnaj – powiedziała po prostu
Ostrze ruszyło w jej stronę, lecz tuż przed celem opadło, jakby siła, która nim kierowała nagle ustała. Wampirzyca została puszczona i osunęła się na kolana przy ciele przyjaciela, który oddał życie by ją obronić. Ciężar przygniatający Łowce zniknął tak nagle, że ten dopiero po sekundzie zorientował się, iż może wstać. Wstał powoli i podszedł do niej. Mag w czerni stał wciąż w miejscu. Bez wątpienia był martwy. Mimo to stał. Łowca spostrzegł lekki szron wokół butów maga. Niewprawny obserwator byłby zdziwiony takim obrotem spraw, ale on nie był niewprawnym obserwatorem. Niewielu jednak ludzi zauważyłoby maleńki niebieski portal wśród tego śnieżnego pyłu, jaki opadał uderzając o barierę. Kucnął przy wampirzycy. Doszedł do wniosku, że w jakiś sposób wprowadziła zaklęcie do wnętrza ciała maga i po prostu go zamroziła. Wskazywały na to oczy denata, które wyglądały jakby nałożono na nie półprzezroczyste soczewki i ten szron przy ziemi. Yizu wystawiła prawą dłoń w stronę Łowcy.
-        Nastaw – powiedziała, nie patrzyła na niego, a niebieska grzywka zasłaniała jej oczy.
Spełnił jej prośbę, zawyła po raz drugi. Wstała bez słowa, podeszła do maga w czerni, wyjęła z kieszeni jego szaty jakiś klucz, po czym ruszyła po schodkach do kolejnego pomieszczenia. Łowca wstał, ale nie poszedł za nią. Chwile później zobaczył jak wyszła, wzrok miała spuszczony, a w ręku trzymała zawiniątko podobne do tego, które widział u niej za pierwszym razem. Minęła go bez słowa i ruszyła korytarzem w drogę powrotną. Szedł za nią zastanawiając się czy nie spotkają powracających magów i wtedy ja na zawołanie zobaczył dwóch nowicjuszy, nie zdążył zareagować, kiedy wystawiła w ich stronę otwarta dłoń z której wytrysnęła woda pod ciśnieniem, uderzając w młodych adeptów i pozbawiając ich przytomności. Zrobiła to jeszcze kilkakrotnie za każdym razem powarkując. Wciąż szła przed nim. Miał wrażenie, że całkiem zapomniała o jego istnieniu. Skręcili w lewo i napotkali maga w zielonej szacie i okularach, tego samego, który próbował zatrudnić Łowce w karczmie. Yizu w jednej chwili znalazła się przy człowieku i chwyciła jego szatę szarpiąc nim groźnie. Okularnik wpierw spojrzał na mnicha, a jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia, które przerodziło się w śmiertelne przerażenie, kiedy spojrzał w jej twarz. Łowca zatrzymał się, powoli sięgnął pod poły płaszcza, ale ona tylko warknęła groźnie i szarpnięciem posłała maga w stronę ściany, ten osunął się po powierzchni jakby ze strachu stracił władze w nogach. Wampirzyca i jej wciąż podążający za nią towarzysz wyszli na zewnątrz przeszli szybkim krokiem przez dziedziniec po czym używając tej samej furtki znaleźli się poza murami gildii. Za bramką czekały dwa osiodłane konie. Yizu wskoczyła na jednego i ruszyła galopem, Łowca niewiele myśląc zrobił to samo. Przejechali przez bramę miasta nawet nie zaszczycając zaskoczonego strażnika spojrzeniem. Dziesięć minut późnij człowiek, który ich śledził aż spod bramy Carmilli, wyminął Łowcę i zrównał się z wampirzycą. Koń był cały biały i wyglądał na szybkiego, a mężczyzna go dosiadający miał nie więcej niż dwadzieścia lat, odziany był w płaszcz z kapturem przy prawym boku miał miecz, a pod falującymi od prędkości połami płaszcza Łowca zauważył kilka sztyletów do rzucania, oraz długi zakrzywiony nóż. Mężczyzna na białym koniu odwrócił głowę w jej stronę najwyraźniej coś mówiąc. W odpowiedzi skręciła ostro w prawo i ruszyła do lasu, zakapturzony zrobił to samo. Jechali tak dobre trzy minuty po których on w końcu skoczył na nią zrzucając z konia. Przeturlali się po ziemi, a ona wylądowawszy na nim przystawiła mu jeden z jego małych noży do gardła, warknęła przy tym.
-        Yizu, na litość boską, to ja! - zawołał
Te słowa, a może jego głos sprawiły, że się zawahała. Dało mu to możliwość szybkiej reakcji, w efekcie czego ona teraz leżała na ziemi, a on siedział na niej i trzymał ją za ręce. Łowca zbliżył się do nich.
-        Dobrze ci radze, usssspokuj ssssię – powiedział ten, który na niej siedział
Z tym, że teraz nie był to człowiek, lecz czerwony jaszczur w ludzkim ubraniu. Łowca zsiadł z konia. Podszedł powoli do nich obojga. Wampirzyca właśnie uspokajała oddech.
-        Codin – zwróciła się beznamiętnym tonem do jaszczura.
Zaraz. Jaszczura? Przecież przed chwilą był człowiekiem na białym koniu i rzeczywiście, ów koń był tu w pobliżu, ale na dziewczynie siedział jaszczur. Łowca jeszcze nigdy nikogo takiego nie widział, a widział już wiele. Jaszczur jednakowoż nie wydawał się wrogiem, ale z wyrazu jej twarzy można było wywnioskować, że nie jest też przyjacielem. Wyprostował się puszczając jej ręce.
-        Ssssłucham – powiedział
-        Wiesz jak cię nie znoszę.
Powiedziała to beznamiętnie, ale jej pięść była szybka niczym błyskawica. Uderzony w pysk gad spadł z niej i przekoziołkował uderzając plecami o najbliższe drzewo.


3 komentarze:

  1. Uwielbiam jak piszesz ale zawału idzie dostać czekając na kolejne rozdziały :P Lilith Dragonet

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna akcja :) Lubię motyw zemsty :)

    OdpowiedzUsuń