23 marca 2014

Ośmioro ocalałych cz1

1.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było nawet czyste i dobrze utrzymane. Jeśli oczywiście nie liczyć wybitych szyb w szklanych drzwiach, prowadzących na patio i kilku przewróconych krzeseł. Na stole stał całkiem ładny wazon z wyschniętymi na wiór kwiatami. Po lewej znajdowało się przejście do kuchni z obiecująco wyglądającą lodówką. Nie pokusiłam się jednak o otworzenie jej. Nie miałam ochoty na kolejne rozczarowanie, albo co gorsza – jego brak. Szafki kuchenne wyglądały bardziej zachęcająco, zanotowałam sobie więc w pamięci, by później je sprawdzić. Cisza, która panowała w całym domu, była równie przyjemna, co przerażająca.  Wzięłam do ręki zwinięte arkusze papieru i wyszłam na zewnątrz. Moje kroki wydawały chrzęszczący dźwięk, gdy szłam po szkle. Minęłam dobrze utrzymany trawnik, ogrodowy basen bez wody z wielką dziurą w ścianie i kilka przewróconych mebli, idealnych na grilla. Przez krótką chwilę zatęskniłam za beztroskimi chwilami pełnych słońca dni sprzed katastrofy. Dni, gdy jedynym problemem była równa opalenizna. Wiedziałam jednak, że ten czas minął bezpowrotnie.

Tu krajobraz przedstawiał się dużo gorzej: piaszczyste pobocza, popękany asfalt, ususzone gdzieniegdzie widoczne jeszcze krzewy. Nieopodal stał doszczętnie spalony budynek, o którego szkielet opierał się zniszczony słup elektryczny. Gdzieniegdzie, jakby rzucone niedbale przez chaotycznego artystę, walały się zielone kosze na śmieci z numerami nieistniejących już domów. Całkiem na zachód ode mnie stały już tylko zrujnowane fundamenty ceglanych niegdyś budowli. Z przeciwnej strony wiatr przynosił skrzypiący dźwięk wiszącej na ostatniej śrubie, niegdyś świecącej tablicy z logo ONESTOP. Z samego budynku pozostała jedynie, a może aż, połowa. Przewrócona budka telefoniczna podpierała tył spalonego samochodu, przy którym stali inni. Cała siódemka... plus ja.

Nim zdołałam się odezwać, na spotkanie wyruszył mi Wilk - wysoki, barczysty ciemnowłosy mężczyzna około trzydziestopięcioletni. Niegdysiejszy ochroniarz, na tyle, na ile zdołałam się dowiedzieć. Był wyższy ode mnie, co pozwało mu bez większego wysiłku patrzeć na mnie z góry. Spojrzenie jego bladych oczu było twarde, silne. Ale wiedziałam, że to pozory, co jakiś czas przez te oczy przemykał cień strachu, niepokoju…
- Będziesz liderką naszej grupy - oznajmił, a ja zamrugałam oczami, jakbym nie bardzo zrozumiała co do mnie powiedział.
- Przepraszam, że co? - zapytałam.
- Było głosowanie ... - powiedziała niepewnie Nevi, skuliwszy się pod moim spojrzeniem, jakbym ją spoliczkowała.
Nevi była niższa ode mnie, co było nie lada wyczynem, gdyż mierzyłam sobie ledwie metr sześćdziesiąt osiem. Ona drobna i malutka, przez co łatwo było ją pomylić z dzieckiem. Wiedziałam jednak, że ma około dwudziestu lat. Jej czarne, długie włosy związane były w wysoki koński ogon, a przestraszone wiecznie oczy, rozglądały się nerwowo, jakby oczekiwały zewsząd śmiertelnego ciosu. Odkąd ją poznałam, nie odstępowała na krok blondynki, o krótkich nastroszonych włosach, sądząc po żywotności koloru miała chip farbujący. Blondynka, której imienia jakoś nie mogłam sobie przypomnieć, miała twarz bardzo podobną do twarzy Nevi, poza tym, że nosiła okulary, a jej oczy były wiecznie smutne.
- Tak..? - zapytałam - a dlaczego mnie nie było przy tym głosowaniu?
- Musieliśmy mieć nieparzystą ilość głosów - odezwał się wysoki, chudy jak tyczka szatyn w okrągłych okularach, które wiecznie poprawiał na nosie.
Miał na sobie coś na kształt peleryny i byłam pewna, że skądś go znam, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. O ile mnie nie okłamał, miał na imię Jared, ale równie dobrze mógł się ochrzcić samym Jezusem, nie miałabym nic przeciwko. Po katastrofie dawna tożsamość, czy w ogóle jakieś dokumenty ją potwierdzające, przestały mieć rację bytu.
- Zresztą i tak nie było innego kandydata – dodał, znów poprawiając okulary, słońce błysnęło w uciapanych palcami szkłach.
Popatrzyłam po ich twarzach: po mojej małej, drobnej Nevi i jej smutnej siostrze, bo barczystym ciemnowłosym osiłku, po szatynie w okularach, blond nastolatku, który wyglądał, jakby jego włosy jeszcze pamiętały czasy sprzed katastrofy, łysym facecie przy kości, żywcem wyjętym z reklamy pizzy, oraz milczącej jak dotąd, niebieskowłosej Emo z różowymi pasemkami, wysokimi, wiązanymi butami na koturnach i posępnym makijażem.  Dziewczyna nie chciała nam się przedstawić. Uznaliśmy zatem, że imię: Cicha, będzie dla niej nad wyraz odpowiednie. Wszyscy też po cichu zastanawialiśmy się, co takiego jest napisane w tym zeszycie, który wciąż przytulała do piersi, niczym jakiś talizman.

Westchnęłam ciężko i zerknęłam do tyłu na powalony, wysoki płot, zastanawiając się, jakim cudem to małe osiedle przetrwało w tak nienaruszonym stanie. Odwróciłam znów na spojrzenie moich siedmiu ocalałych i zobaczyłam na ich twarzach wyczekiwanie.
- Dobra - rzekłam w końcu, rozkładając znalezioną mapę na masce zniszczonego samochodu - są tu trzy domy, o ile się nie mylę wszystkie są puste, jeden z nich – ten po środku - jest w bardzo dobrym stanie, ma co najmniej cztery sypialnie, moglibyśmy w nim zamieszkać - wskazałam na mapie dom, z którego właśnie wyszłam - jednak przeszukać należy wszystkie. Zajrzyjcie wszędzie. Do szafek, lodówek, schowków pod schodami, nawet do pralni. Gdzieś może być coś do jedzenia, jakieś puszki, suche pokarmy, może woda. Trzeba to znaleźć. Tu są przejścia między ogródkami - wskazałam kolejne miejsce na mapie – Możliwe, że gdzieś tam są jeszcze ciała, więc bądźcie ostrożni. Trzeba będzie je wynieść za płot, zanim zaczną się rozkładać, o ile już nie zaczęły – skrzywiłam się mimowolnie. Od katastrofy minęło zaledwie parę dni, ale było ciepło, a niekiedy wręcz gorąco, kto wie, ile takie ciało potrzebuje w tym zaduchu, by zacząć się rozkładać  -  Jeśli znajdziecie jakieś narzędzia, też je zabierzcie, mogą się przydać. - zerknęłam po mężczyznach - poszukajcie też łopaty, jeśli damy radę wykopiemy groby. - Potem przeniosłam spojrzenie na Nevi - Nevi, twoim głównym zadaniem będzie znalezienie jakichś medykamentów. Domowe apteczki, te sprawy - powiedziałam, a ona skinęła głową. - Ja spróbuje znaleźć coś, czym naprawimy ten płot - wskazałam za siebie – Cicha – spojrzałam na niebieskowłosą – przeszukasz górne partie budynków, sypialnie, łazienki, poszukasz czystej pościeli, ubrań, Jared pójdzie z tobą . No dalej do roboty!

Przez chwilę patrzyłam za nimi, jak znikają za płotem, idąc w stronę domów. Nevi jak zwykle trzymała się blisko siostry, Wilk, Pan Faja i David ruszyli na lewo, a Cicha z Jaredem skierowali się na prawo.  Ja weszłam do pierwszego z domów i podniosłam jedno z leżących krzeseł. Usiadłam na nie ciężko i oparłam się o stół. Czułam się zmęczona, a jeszcze tyle było do zrobienia. Przymknęłam na chwilę oczy...

3 komentarze: