22 października 2014

Zaklęcie Umarłych [6] - End

>>Zaklęcie umarłych<<
(6 - END)

-        Nie żyje – powiedziała przykładając dwa palce do szyi leżącego, by sprawdzić tętno.
-        Ten też – łowca kucał przy kolejnym martwym elfie.
Yizu wstała i przyjrzała się ciałom. Dwóch strażników świątyni Alishy, elfickiej bogini pokoju, leżało martwych na ziemi. Co dziwne, żaden z nich nie miał ani jednej rany, a miejsce nie zdradzało śladów walki. Wniosek mógł być tylko jeden. Zginęli zaatakowani z zaskoczenia przez magię. Yizu przygryzła wargę. Elfy nie posługiwały się magią. Bynajmniej nie taką, która nie zostawia żadnych śladów. Ta magia była bezbarwna i bezwonna, znaczyło to dokładnie tyle, iż zamachowcem był ludzki mag. Rozejrzała się po otoczeniu. Znajdowali się przed wejściem do świątyni, która umiejscowiona w lesie, była tak dobrze ukryta, że nie dało się zobaczyć całego budynku stojąc nawet przed główną bramą. Pomalowana na biało udekorowana była w centralnym miejscu znakiem Alishy – bukietem liści wszystkich drzew, symbolizującym zjednoczenie różnic. Po obu stronach wejścia paliły się pięknie zdobione pochodnie, święty ogień bogini dający światło dla tych, którzy zgubili swą drogę. Ruszyli do wnętrza długim korytarzem. Pomieszczenie którym szli było wąskie, a mimo to wydawało się dość przestronne, za efekt ten był odpowiedzialny zapewne wysoki sufit. Idąc miało się wrażenie ogólnego spokoju i przyjemnego orzeźwiającego wietrzyku. Niemalże działała tu jakaś leśna magia. Minęli otwarte drzwi i weszli do przestronnej sali. Udekorowana była kwiatami i umeblowana białymi zdobionymi, drewnianymi ławami. Gdzieniegdzie między meblami leżało kilka ciał. Yizu pośpiesznie sprawdziła funkcje życiowe. Wszyscy mnisi byli martwi. Warknęła pod nosem. Łowca spojrzał na nią ze zdziwieniem, czyżby aż tak wstrząsnęła nią śmierć mnichów? A może jej nerwy miały inne podłoże?
-        To Viria prawda? - zapytał.
Drgnęła gdy wypowiedział to imię, a jej pięść zacisnęła się samowolnie. Kiwnęła głową.
-        Tak, Viria. - odparła – być może jest tu nadal, albo uciekła z artefaktem. Musiała rozszyfrować moje notatki.
Umilkła i nie czekając skierowała się w stronę podwójnych drzwi znajdujących się po prawej, weszli w kolejny korytarz, ten był nieco bardziej przytłaczający, ale nadal jasny. Cała ta świątynia była nadzwyczaj jasna. Cisza jaka tu panowała wchodziła w najdrobniejsze zakamarki świadomości bezustannie i natrętnie o sobie przypominając. Dziwne było też to, że nawet ich kroki zdawały się być przytłumione, jakby nie szli po kamiennej posadce, lecz po trawie. Łowca kilkakrotnie spojrzał w dół, niemal spodziewając się, iż nagle odkryje, ze jego stopy znajdują się zupełnie gdzie indziej niż reszta ciała.
-        Co zrobisz kiedy ją znajdziesz? - zapytał znienacka.
-        Sądzę, że ją zabije – odrzekła swobodnie.
Odwróciła głowę w jego stronę i spojrzawszy na niego uśmiechnęła się. Ten uśmiech miał w sobie coś … wężowego? Inne słowo nie przychodziło mu do głowy. I te oczy. Zarówno one jak i uśmiech były zupełnie obce na tej twarzy. Spojrzenie miała zdecydowane, ale tak zdecydowane, jakiego jeszcze nigdy u niej nie widział. Te oczy były skoncentrowane na jednym tylko celu. To były oczy zabójcy. Wzdrygnął się na samą myśl. Zaczął się zastanawiać czy gdyby przyszło mu z nią walczyć, gdyby dostał na nią zlecenie zanim ją poznał. Które z nich wyszłoby żywe z tego pojedynku? Zauważył też, że jej kroki zabrały pewności, ale równocześnie stały się niemal automatyczne, gdyż właścicielka nóg najwyraźniej miała głowę zaprzątniętą czymś zgoła innym niż zwracaniem uwagi na to gdzie i jak idzie. Mimo wszystko nie patrząc nawet na przeszkodę, którą było leżące ciało kolejnego elfiego mnicha, ominęła go zgrabnie, nawet nie sprawdzając czy żyje. Łowca przyjrzał się nic nie wyrażającej twarzy ofiary. Wampirzyca miała rację, nie żył.  Ta cała Viria musiała nie mieć sumienia, albo aż tak była zaślepiona chęcią zdobycia potęgi. Nawet jeśli jej tu nie ma, spotkanie obu kobiet jest nieuniknione. Każda bowiem chciała tego, co miała ta druga – zwojów. Zgrzytnięcie  otwieranych drzwi wyrwało go z zamyślenia. Pomieszczenie wydawało się ogromne, wydawało bo pierwsze co zobaczyli to niezliczona ilość półprzezroczystych zasłon uczepionych sufitu. Panował tu lekki wietrzyk, jakby otwarte były jakieś okna, a i sam materiał powiewał lekko. Czarnowłosa odsuwała delikatnie zasłony, przechodząc między nimi nadzwyczaj ostrożnie. Idąc sięgnęła dłonią do tyłu i powoli, nie wydając żadnego dźwięku, wydobyła z torebeczki przy pasie swój miecz.  Przeprawiwszy się przez zasłony znaleźli się najprawdopodobniej na środku pokoju. To co widzieli miało kształt kwadratu, a na wszystkich ścianach na około wisiały takie same zasłony, lekko powiewając. Wokół nich znajdowało się też kilka kolumn będąc jakby oznaczeniem geometrii środka pomieszczenia. Naprzeciw nich, niemalże pod samymi firanami stało coś na kształt ołtarza, a na nim skrzynia z kości słoniowej. Była otwarta i … pusta w środku. Coś białego mignęło między materiałem naprzeciwko nich. Łowca sięgnął do płaszcza, a więc jednak tu była. Yizu zacisnęła dłoń na mieczu. Coś mignęło raz jeszcze, jakby zmierzając w drugą stronę. Wyglądało jakby Viria bawiła się z nimi, chcąc rozochocić, ukazując rąbek siebie to tu, to tam, by podsycić atmosferę i panujące emocje. Shiro zaryzykował spojrzenie na wampirzyce. Jej oblicze jednak było nadzwyczaj spokojne, tylko te oczy... Bordowy kolor zdominował jej tęczówki, jednak nie ruszyła się z miejsca.  W końcu, jakby znudzona zabawą magini wyszła im naprzeciw. Była wysoka i piękna. Chociaż to słowo nie oddawało w pełni jej urody. Idealna twarz o śniadej cerze, przyozdobiona błękitnymi oczyma i złotymi lekko kręconymi długimi włosami, które opadały kaskadą na ramiona, była niemal anielska. Jest strój potęgował jeszcze to wrażenie. Szata do samej ziemi w kolorze świeżego śniegu przyozdobiona złotą nitką na samym dole oraz przy rozszerzanych rękawach, a także pozłacany pas w kształcie przypominający długi sznur. Całość ukazywała zarówno potęgę jak i skromność. Zastanawiał się, jak wiele zaklęć zużyła na ostateczny rezultat, który teraz przed nimi prezentowała. W prawej ręce trzymała kostur. Na samej górze laski znajdowała się fioletowa szklana kula. Kobieta uśmiechnęła się promiennie i wiedział, że ten uśmiech niejednego zwalił z nóg.
-        Yizu moja droga – rzekła – czekałam na ciebie.
Dziewczyna nie odezwała się. Nagle znalazła się przed magiczką z mieczem uniesionym do ataku, tamta uniosła kostur i ostrze zgrzytnęło o magiczną laskę. Łowca nie czekał, skoczył w stronę przeciwniczki, atakując ją od tyłu, był niewiarygodnie szybki, ale ona zdążyła podnieść magiczną tarczę, która odrzuciła go tak, że uderzył plecami o jedną z kolumn. Zaklął pod nosem. Bez względu na to, jak wyglądała z pewnością nie była bezbronna. Yizu również została odepchnięta i wylądowała na tyłku dwa metry przed blondynką. Podniosła się natychmiast. Przez chwilę krążyły wokół siebie niczym zawodnicy na ringu. Viria uniosła kostur, kula na jego szczycie rozjaśniała nieco. Poczuli zawirowania mocy, gdy przygotowywała się do zaklęcia. Wampirzyca znienacka rzuciła się na Łowce, który właśnie się podnosił w chwilę przed tym jak promień błyskawicy trafił w kolumnę pod którą jeszcze sekundę temu się znajdował.
-        W porządku? - zapytała gdy, obejmując się, przeturlali się kawałek.
-        T...tak – odrzekł zdziwiony.
Jakim cudem jego towarzyszka wiedziała, że to właśnie on jest celem? On sam odczytał intencje przeciwniczki dopiero w momencie, gdy zaklęcie opuściło kulę. Czyżby była to jakaś wampirza intuicja? Yizu wstała wyrzuciła rękę w stronę blondynki i wypowiedziawszy jakieś zaklęcie rzuciła w nią kilkoma ostrymi lodowymi dyskami. Odpowiedzią były ogniste strzały, które w mgnieniu oka zniwelowały zaklęcie. Wampirzyca skoczyła w jej stronę, ale została odepchnięta, korzystając z zaskoczenia łowca spróbował swoich sił, ostrza sztyletów kilkakrotnie napotkały kostur nijak nie mogąc go ominąć. Blondynka obróciła się z zadziwiającą gracją i szybkością i kopnęła go w brzuch, wylądował na podłodze.
-        Zaczynasz być irytujący – powiedziała z wyższością, patrząc na niego.
Wyciągnęła do niego rękę, jakby chciała chwycić go za głowę i podnieść. Powiedziała przy tym kilka słów i zamknęła dłoń w pięść. Nic się nie stało. Wyraz zaskoczenia przemknął szybko po twarzy Virii, jakby zlękniony, że gdy pozostanie tam na dłużej, coś mu się stanie. Przez myśl przebiegły jej szybko ostatnie minuty, ta cholerna dziewucha musiała to zrobić, gdy wtedy go objęła. Magiczna odwróciła się w stronę wampirzycy.
-        Narzuciłaś na niego umysłowe anty zaklęcie. Sprytnie – pochwaliła. - Wiem po co to zrobiłaś – uśmiechnęła się – będzie ci potrzebny, niemal zapomniałam.
-        Potrzebny? - nie umiał powstrzymać pytania.
-        O tak mój drogi – odparła – umrzesz tu w tej świątyni, prawda? - ostatnie słowo było skierowane do wampirzycy.
Yizu nie odpowiedziała, uniosła ręce i posłała w stronę przeciwniczki wodny bicz, tamta jednak utworzyła tarczę na czas. Wampirzyca warknęła. Doskoczyła do blondynki i znów zamachnęła się mieczem. Ostrze zgrzytnęło po kosturze jak poprzednio. Shiro chciał wspomóc towarzyszkę, ale bez względu na to ile razy próbował nie udawało mu się nawet zadrasnąć kobiety w białej szacie. Okrążyli ją. Yizu stanęła naprzeciw Virii, zaś łowca za nią. Skoczyli w momencie gdy tamta uniosła kostur, a kula znów pojaśniała odrobinę. Poczuł nagle szarpnięcie w prawym boku, kiedy błyskawica w kształcie psiego łba wbiła mu zęby w bliznę po poprzedniej ranie, zawył upadając. Z nadpalonej na brzegach rany polała się krew.
-        Shiro! – krzyknęła czarnowłosa
Wyczuł w jej głosie panikę i … troskę? Na bogów, ona troszczyła się o mnicha Zakonu Świętego Krzyża, naprawdę niesamowite. Zaklął pod nosem próbując wstać. Rzuciła się w jego stronę, w czasie skoku wyjmując nóż. Nim ktokolwiek się zorientował ostrze zostało posłane w stronę magiczki, zadrasnęło jej policzek zanim zdążyła podnieść tarczę. Yizu tymczasem dopadła do łowcy.
-        Nic ci nie jest? - zapytała pośpiesznie.
-        Nie powinnaś się o mnie martwić. - odrzekł.
Nikt nigdy nie martwił się o niego. Zawsze przecież był tylko łowcą Nie miał osobowości, a przynajmniej nie powinien mieć, przyjaciół, planów, czy marzeń. łowca był człowiekiem do wykonywania zadań. Jeśli zadanie nie zostało wykonane, oznaczało to tylko jedno -  łowca był martwy. I to również nie miało żadnego znaczenia. Jednak ona, ta, która w innych okolicznościach mogłaby być jego ofiara, lub zabójcą, wyrażała troskę o jego osobę. Tak to go zaskakiwało, że niemal się zaśmiał.
-        Och, wyglądasz na zdziwionego – zagadnęła arcymagini. - I naprawdę sadzisz, że jesteś dla niej kimś ważnym? - zapytała ze śmiechem. - Naprawdę myślisz, że jesteś czymś więcej niż tylko źródłem?!
-        Ty! - warknęła Yizu, nim Shiro zdążył odpowiedzieć.
Skoczyła w stronę przeciwniczki, lecz tamta zrobiła krok do tyłu, uniosła dłoń, na której pojawiła się niebieska kula otoczona płomykiem w tym samym kolorze. Pocisk trafił wampirzyce w połowie drogi do celu, rzuciło nią o najbliższą kolumnę z taką siła, że gdy upadła na kolana kaszlnęła krwią.
-        Dość już tej zabawy.– powiedziała tamta beznamiętnie.
Uniosła obie ręce, kostur zajaśniał fioletowym blaskiem. Słowa jakie wypowiedziała nie były im znane, za to oboje zrozumieli na czym polegało zaklęcie. Wokół nich utworzyła się półprzezroczysta osłona w kształcie sześcianu, pozostawiając kobietę w bieli na zewnątrz. Więzienie wyglądało jak pokój, którego ściany zrobione zostały z lekko brudnego szkła. Yizu wstała powoli i nie spuszczając przeciwniczki z oka podeszła do Shiro.
-        Żyjesz? -zapytała wiedząc że krwawi.
-        Jakoś – odparł siląc się na uśmiech.
Zaryzykowała zerknięcie w stronę rany. Stracił sporo krwi i wyglądał dość blado, ale nie była to śmiertelna rana, oczywiście mogła się nią stać, jeśli pozwoli się krwi wciąż płynąć. Wampirzyca odcięła nożem spory kawał fioletowo czarnego płaszcza, ku  zagorzałym protestom jego właściciela i zrobiła prowizoryczny opatrunek. Na razie musi wystarczyć. Wstała i od niechcenia rzuciła sztyletem w kierunku przeciwniczki. Broń odbiła się od bariery i upadła na ziemię. Yizu uśmiechnęła się krzywo. Była ciekawa w jakim celu zostali uwięzieni, ale  nie miała zamiaru o to pytać dopóki nie wypróbuje wszystkich możliwości. Rzuciła zaklęcie wodnego bicza, co zaowocowało kałużą na podłodze. Spróbowała lodowych dysków, które jednak roztrzaskały się o barierę. Viria przyglądała się tym poczynaniom z niejakim zaciekawieniem. Czarnowłosa oblizała wargi, przymknęła oczy, uspokoiła oddech. Wyjęła sztylet z kieszonki przy pasie. Powoli go uniosła i otworzywszy oczy wymierzyła w Arcymaginię, po czym rzuciła go.. za siebie. Przez chwilę wszyscy wstrzymali oddech. Łowca ujrzał malutki niebieskawy portal utworzony za plecami swej towarzyszki. Sztylet zniknął w nim, ale nie pojawił się w żadnym innym miejscu. Viria zaśmiała się.
-        Nie sądzę by udało ci się ominąć barierę przy pomocy tego portalu.
-        Oddaj zwój – wycedziła tamta.
-        Ach, zwój? Moja droga, oczywiście, mówisz i masz
Z szerokiego białego rękawa wyjęła zwój i bransoletę. Rzuciła go w ich stronę. Yizu złapała podarek, który przeleciał przez barierę zupełnie jakby jej tam nie było. Rozwinęła go, był autentyczny. Spojrzała ze zdziwieniem na niedawną koleżankę.
-        Nie myśl sobie, że nie wiem, że tylko ty możesz odprawić ten rytuał. - rzekła tamta jakby odczytała niewypowiedziane pytanie. - krąg to nie problem, natomiast ty wiesz coś, czego nie ma ani w twoich ani w twojej matki notatkach.
-        Więc?
Viria uśmiechnęła się uroczo, po czym narysowała coś palcem wskazującym w powietrzy przed sobą i posłała pocałunek w te stronę. Kształty w powietrzu zafalowały i zrobiły się wyraźne. Był to jeden z magicznych kręgów. Magini machnęła ręką i znak przeleciał przez barierę po czym wylądował na podłodze powiększając się do odpowiednich rozmiarów.
-        Więc odprawisz dla mnie ten rytuał. Oddasz mi zaklęcie, a potem możesz sobie zniszczyć te zwoje, nie dbam o nie.
-        A jeśli odmówię?
-        Cóż – błysk w jej oku radził nie odmawiać – zostaniesz tu na zawsze. Oczywiście masz tego tu kochasia, ale nie sądzę by on jeden wystarczył ci na długo. Ciekawe jak wampir umiera z głodu, nie sądzisz? - przekrzywiła głowę przyglądając się rozmówczyni.
Ta przygryzła wargę. Bariera była odporna zarówno na ataki fizyczne jak i magiczne. Cholerna prymuska nieźle się przygotowała! Na domiar tego portal nie działał. To musi być coś z zakrzywieniem czasu i przestrzeni, dlatego Yizu nie mogła utworzyć okna wyjścia po drugiej stronie. Spojrzała na swego towarzysza. Mogłaby spróbować znaleźć inny sposób, ale nie wiedziała ile jej to zajmie, a czekanie na ratunek nie wchodziło w grę. Poza tym walka wyczerpała ją i za kilkanaście godzin zgłodnieje, a sądząc po zapachu jaki wydziela z siebie zraniony - nastąpi to szybciej niż by chciała. Milcząc rozłożyła wszystkie zwoje w kręgu i założyła bransolety. Blond piękność przyglądała się temu z zadowoleniem.
-        Grzeczna dziewczynka – skomentowała zakładając ręce na piersi.
Yizu nie odpowiedziała, podeszła natomiast do łowcy i rzekła do niego.
-        Daj mi swojej krwi.
-        Nie – odrzekł patrząc jej w oczy.
-        Pytam tylko z czystej grzeczności – powiedziała.
Ton głosu jej się zmienił, ale on pokręcił tylko głową.
-        Wezmę sobie sama – rzekła zimno – nie jesteś w stanie się obronić.
Nie po to go uratowała. Nie po to straciła tyle energii, żeby teraz z niego pić. Nie wierzył w to. To wszystko przez co przeszła ta determinacja, słowa jakie wypowiadała i teraz miałaby po prostu przystać na żądanie tej szalonej kobiety?!
-        Spróbuj szczęścia – uśmiechnął się wrednie.
-        Wezmę! - krzyknęła chwyciwszy go za szyję.
Przycisnęła go ściany bariery, czuł za sobą zimny mur poprzeplatany zawirowaniami energii magicznej. Zacisnął dłoń na jej ręce. Patrzył jej w twarz. Wyraz jaki malował się na jej obliczu był zacięty. Oczy miała lekko przymrużone, a usta zaciśnięte w wąską linię. Dobrze wiedział, że jeśli naprawdę chciałaby go zabić, nie dałby jej rady, nie w takim stanie w jakim jest teraz. Mimo wszystko nie wyczuwał u niej złych intencji, a nie sadził, że jego zdolności stępiły się tylko dlatego, że stracił trochę krwi. Opuścił dłoń, postanowiwszy jej zaufać. Niemal natychmiast przywarła do niego wbijając kły. Ostry, lodowaty ból rozszedł się po jego ciele. Krzyknął mimowolnie. Yizu piła, piła nieprzerwanie, poczuł jak jego świadomość, tak samo jak i powieki robią się ciężkie. Czyli jednak naprawdę chciała go zabić. Potrzebowała go po prostu na tę specjalną okazję, przechowywała jak naczynie z dobrym winem, a on naiwnie szedł za nią, bo co? Bo go ciekawiła. I wtedy przyszły wspomnienia. „Gdyby nie obudził anioła, nie wyszlibyśmy stamtąd żywi” mówiła o swoim ojcu. „Żebyś ty zabił mnie” odpowiedziała na jego niedawno zadane pytanie. W końcu do niego dotarło. Jakimś sposobem nie mogła sama obudzić anioła, nawet gdyby próbowała samobójstwa. Wiedział to, przecież gdyby mogła, po prostu by to zrobiła! Nie, to musiał być ktoś inny, ktoś, kto chce jej śmierci. Powoli, niemal leniwie sięgnął po nóż. Albo ona, albo on. Swojej śmierci nie chciał na pewno.  Ostrze przeszło gładko przez jej skórę.
-        ...ych.. - wydała z siebie dźwięk.
Poczuł że wysunęła kły. Była tak blisko, że usłyszał spadającą kroplę. Nie wiedział jednak czy była to łza, resztka jego krwi, czy też jej własna. Trwała przez niemal wieczne kilka sekund aż zaczął się zastanawiać czy postąpił słusznie. W końcu jednak usłyszał słabe.
-        ...dziękuje...
Poczuł na ramionach jej ręce gdy podparła się do odskoku i chwile później zobaczył ją w całej okazałości. Anioł... Stała w środku kręgu. Pierwszą uwagę przykuwały jej oczy.  Kolor krwi zawładnął nimi, nie pozostawiając miejsca na tęczówki czy źrenice. Jej włosy falowały delikatnie od naporu magii jaka ją otaczała. Czerwona grzywka lekko zasłaniała prawe oko. Miała na sobie zbroje, teraz widział to wyraźnie. Ubiór był ze srebra, a przynajmniej tak wyglądał i nadawał jej postaci amazońskie cechy. Buty sięgające na wysokość trzy czwarte łydki miały zdobienia w kształcie pierzastych skrzydeł. Również klamra pasa przy spódnicy je przedstawiała. Napierśnik miał wyryte jakieś znaki wokół pępka, ale nie potrafił ich odczytać. Jednak tym, co robiło największe wrażenie zaraz po oczach, była ognista sugestia skrzydeł.
-        A więc to jest element nie zawarty w żadnych notatkach. - rzekła Blondynka
Yizu, o ile to nadal była Yizu, uniosła nieco obie ręce i odchyliła głowę. Powiedziała coś tym swoim głosem. Nagle jakby eksplodowała z niej światłość. Zdążył jeszcze usłyszeć kobiecy krzyk i poczuć jak bariera, o którą się opierał, pękła. Coś rzuciło nim do tyłu.

Xxx

Ciepła dłoń pogłaskała go po policzku i poklepała delikatnie.
-        Shiro, otwórz oczy – usłyszał czyjś łagodny głos.
-        Kto..?
Zapach róż unosił się wokół tego głosu. Z trudem otworzył oczy. To co przed sobą zobaczył przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Kobieca twarz wypełniała całe jego pole widzenia. Burza czarnych loków otaczała jej ciepłe oblicze, a zielone oczy przyozdobione lekkimi zmarszczkami uśmiechały się wraz z ustami.
-        Cii.. nic nie mów. – powiedziała łagodnie. - Zanim odejdę, miałabym do ciebie prośbę.
Kiedy na nią patrzył zdał sobie wreszcie sprawę dlaczego zielonooka kobieta wygląda tak znajomo. To była Yizu, miała inny głos i wyglądała na dwadzieścia parę lat starszą, ale poza tym była jej idealną kopią... a może poprzedniczką?
-        Tak..? - wyszeptał.
-        Zaopiekuj się proszę moją córką.

EPILOG

-        Myślisz że ona pamięta swoje poprzednie życie? - zapytał wilkołak.
Łowca spojrzał na dziecko trzymane w ramionach. Gdy tylko wyszedł z świątyni skierował się od razu do wilków, mając w pamięci jak dobrze go przyjęli mimo tego kim był. Ledwie udało mu się dotrzeć do granicy, ale tam już znalazł go patrol i został zaprowadzony do znajomego miasteczka. Teraz, po tygodniu kuracji i leczenia ran, mógł już swobodnie się poruszać. Spacerowali po najniższym poziomie wioski. Uznany brat wampirzycy nie odstępował go na krok, jakby zadał sobie za punkt honoru opiekę nad nimi obojgiem.
-        Nie wiem – odparł – dowiemy się, gdy nauczy się mówić.

Mała dziewczyna o ciemnych włoskach i niebieskiej grzywce uśmiechnęła się do niego po same zielone oczy. 

3 komentarze:

  1. Wciąż dużo nierozwikłanych zagadek. Co to za rytuał? Kim jest Anioł? Czemu w niej mieszkał? Czy w zwojach była uwięziona matka Yizu i została uwolniona? A jeśli tak to dlaczego? A poza tym banda rudych goblinów przemyciła do Twojego tekstu kilka błędów :) Na szczęście czówam więc ich wysiłki spełzną na niczym ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakończenie zaskakujące .. chociaż opowieść jakby nie dokończona... Lilith Dragonet

    OdpowiedzUsuń