25 listopada 2012

Ostatni artefakt - cz 6 END

Zapraszam do ostatniej części tego opowiadania ;-) Liczę na Wasze opinie ;-) 

Ostatni Artefakt - cz 6


Ktoś jęknął i usłyszałem głuchy odgłos padającego ciała. W momencie, gdy Kirin zerwała się na nogi, chwytając kostur, dotarło do mnie, że to nie mnie chciała zabić tym sztyletem. Otrząsnąłem się z szoku i zerwałem, chwyciwszy miecz. Kirin wyminęła mnie, po drodze wyrywając nóż z gardła martwego mężczyzny w szacie. Obróciłem się i oniemiałem. W moją stronę szło kilku ludzi, wszyscy odziani w zbroje z herbem kropli krwi. Te stroje nadawały im irracjonalny wygląd identycznych żołnierskich klonów, gdyż hełmy zasłaniały im pół twarzy. Byli uzbrojeni w miecze i halabardy. Normalnie wojsko w służbie zakonu! Za nimi spostrzegłem trzech magów w szatach. Żołnierze natarli na nas, a Kirin wpadła między nich, uzbrojona w sztylety.

- W pachwinę! - krzyknęła i już jej nie widziałem.
Uniosłem miecz, by obronić się przed ciosem halabardy. Podbiłem broń do góry, po czym kucnąłem i rzuciłem się do przodu. Ostrze mojej jednoręcznej klingi wbiło się w wewnętrzną część uda przeciwnika. Kątem oka zauważyłem, że Kirin powaliła już kilku, była szybka. Nagle odskoczyła, chwyciła kostur i podniosła go do góry. Kula ognia uderzyła w niewidzialna tarcze nad nami. Spostrzegłem, że jeden z magów unosi różczke, a niebieska energia, zapewne z kostura Kirin, trafia w niego, pozostawiając po człowieku jedynie dymiące buty. Makabryczny widok... Poczułem pieczenie na twarzy, ostrze miecza przesunęło się po moim policzku. Na świętą parę, kolejna blizna i to znów przez moją nieuwagę! Skoczyłem między wojowników.

Nie pamiętam ilu z nich zabiłem, ile razy Kirin obroniła nas przed magią, ani jakim sposobem uśmierciła dwóch kolejnych czarowników. To cud, ale wygrywaliśmy, chociaż nie wiem jakim sposobem. Pamiętam, że zostało dwóch, może trzech przeciwników, gdy nagle wykrzyknęła moje imię. Obróciłem się gwałtownie, tylko po to, by ujrzeć, jak dziewczyna przyjmuje zdradziecki cios, przeznaczony dla mnie. Spojrzałem jej w czerwone ślepia, czerwone, paciorkowate oczy dziewczyny, o której prawie nic nie wiedziałem. Tej, którą spotkałem po prostu w drodze, zaklętej w mysią twarz wprawnej wojowniczki z dwoma sztyletami, sztucznie obdarzonej mocą kobiety ze skradzionym kosturem. Spojrzałem w czerwone oczy tej, która zaczynała mi ufać... tej, która przyjęła cios, przeznaczony dla mnie.

Wyciągnęła nóż i spróbowała wbić go w przeciwnika, mimo że sztych wystawał jej spomiędzy żeber. Jej zielony płaszcz pociemniał w tym miejscu.

Nie czułem gniewu, nie czułem rozpaczy. Nie czułem smutku, ni żalu. Zimnem rozlała się w e mnie najszczersza nienawiść.

Coś się rozprysło w moim ciele. Poczułem, jakby nagle wypełniła mnie woda. Ciężka, mrowiąca woda. Uniosłem rękę do góry i wykrzyknąłem imię. Nie wiem dlaczego właśnie to, ani skąd wiedziałem jak brzmi. Wydało się tak znajome, jakbym zawsze je pamiętał, mimo że słyszałem je pierwszy raz w życiu. W jednej chwili niebo zasnuło się chmurami, a ja wciąż wrzeszczałem, próbując przekrzyczeć wiatr, który zerwał się do tańca z imieniem i grzmotami. Niebo przeszyły dwa zygzaki błyskawic i oba trafiły w cel. Ostatni dwaj rycerze zakonu padli martwi, spaleni niemal na popiół w poczerniałych zbrojach i hełmach. Gwieździste niebo rozpogodziło się zupełnie nagle, gdy oddałem imię burzy. Dyszałem ciężko, nie mogąc pojąc, co właściwie się stało.

Kirin upadła na kolana, zrównałem się z nią i chwyciłem za ramiona.
- Oni – zaczęła – oni przyszli po ciebie – powiedziała, jakby dopiero zdała sobie z tego sprawę.
- Kirin...
- Ty jesteś... Jesteś ostatnim artefaktem – czerwone paciorki jej oczu wpatrywały się we mnie.
- Daj spokój Kirin – odparłem, gorączkowo zastanawiając się, czy wyjąc z niej miecz, ryzykując potężny krwotok, czy spróbować tak zanieść ją do miasta – człowiek nie może być artefaktem – dodałem. Albo wioski, albo chociaż gospodarstwa, jakiejś farmy, myślałem.
- Magia ... - szepnęła – która nie wie, że nią jest...
- Kirin … - chwyciłem ją, bo nie była w stanie utrzymać się nawet na kolanach.
- Nie pozwól im... - zaczęła.
Kropla krwi z mojej rany na policzku spadła prosto na jej krucyfiks. Dziewczyna utonęła w świetle.
- Kirin! - krzyknąłem zdezorientowany.
- Ariya … - usłyszałem.

Minęła może minuta, może nawet nie, a światło, otaczające moją towarzyszkę, zgasło. Miała rację, pięć artefaktów miało moc spełniania życzeń. Jej własne życzenie się spełniło.
Była młoda kobietą o kasztanowych, lekko kręconych włosach.
Była delikatną twarzyczką o zielonych, dużych oczach.
Była delikatną istotką o drobnych, uroczych ustach.
Była piękna.
I była martwa.

***

Ułożyłem ostatni kamień na grobie Ariyii. Przed oczami wciąż miałem jej szmaragdowe, martwe spojrzenie, jej zastygłe w lekkim uśmiechu, równie martwe usta. Czułem wciąż jej drobną dłoń, zaciśniętą na mojej. Klęczałem nad grobem wpatrując się w ten ostatni głaz, wieńczący jej nagrobek. Chwilę mi zajęło, zanim znów mogłem się ruszyć. W ziemię, tuż przy głowie, wbiłem ostrza jej sztyletów, tworząc znak X. Wstałem. Skryłem pod ubraniem krucyfiks z pięcioma różnokolorowymi oczkami. Zapiąłem kostur na plecach. Czułem, jak iskra mocy kotłuje się we mnie, niczym zagniewane zwierze w klatce. Zignorowałem to. Spojrzałem na wschód, gdzie widać było najwyższe wieże Weron. Za miastem była droga prowadząca do zakonu krwi, tak przynajmniej wynikało z mapy, którą miała przy sobie. Zerknąłem jeszcze raz na grób, jaki jej usypałem, a potem na drogę.
Nie miałem pomysłu na życie.
Ten był dobry, jak każdy inny.
>>*END*<<

9 komentarzy:

  1. Jestem pod ogromnym wrażeniem, szok!! Extra!!! Super!!! Więcej takich opowiadań :)

    PS- Szukałem u Ciebie błędów, ale nic nie znalazłem ;(( Szkoda :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo mi się podobało :) Nie każda historia kończy się happy endem :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję, i również ślę pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co z Twoim drugim blogiem? Funkcjonuje jeszcze?

    OdpowiedzUsuń
  5. Na Wielkanoc od króliczka,
    niech Ci wpadną do koszyczka
    niezła kasa i kiełbasa,
    radość życia, coś do picia
    i na miłość chęci tyle,
    by mieć wszystko inne w tyle.

    .............$...$....$
    ..........$................$
    ........$....................$
    ......$........................$
    ....$............................$
    ..$...............................$
    .$.................................$
    $.....................(ஜஜஜ)...$
    $... (▒▒▒)........(ஜஜஜஜ).$
    $..(▒▒▒▒▒)....(ஜஜஜஜஜ)$
    .$(▒▒▒▒▒▒)..(ஜஜஜஜஜ)$
    ▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓▓
    §§§§§§§§§§§§§§§§§§§§§§§..... (█)
    ---§§(_)(_)(_)(_)(_)(_)(_)§§...(█)@
    -----§§(_)(_)(_)(_)(_)(_)§§.......@(█)
    -------§§(_)(_)(_)(_)(_)§§...(█) @
    ---------§§(_)(_)(_)(_)§§......@(█)
    ---------§§(_)(_)(_)(_)§§ .(█)@
    ..........▓▓▓▓▓▓▓▓▓....@(█)
    ...........................(█) @......
    .............................@(█) ...
    ......................(█) @.........
    .........................@..........
    ......................@ ...........
    (`*•.¸ (`*•.¸ ¸.•*´) ¸.•*´)

    Oby zdrowie dopisało
    i jajeczko smakowało,
    by szyneczka nie tuczyła,
    atmosfera była miła,
    a zajączek uśmiechnięty,
    przyniósł wreszcie te prezenty.
    Niech to będzie czas uroczy,
    życzę miłej Wielkanocy.

    ***WESOŁEGO ALLELUJA*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ty nie masz innego bloga, bo komentowałaś u mnie, a ja na pewno u Ciebie nie, przynajmniej nie tutaj, bo nie czytam opowiadań, więc jak inaczej mogłabym do Ciebie trafić?

    http://bozepomozmiiprowadz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie przeczytałam ani jednej części, bo nie lubię opowiadań;p

    Tęsknię za "normalnymi" postami w Twoim wykonaniu,więc czekam i na takie! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Super!! Serio super !!! Lilith Dragonet

    OdpowiedzUsuń