23 kwietnia 2015

Tolkienowski statysta cz5 END

Rozdział piąty (ostatni  tej części ;-) ) Zapraszam :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Nie mogą nic wymyślić! - pożaliła się Lethi.

Aż dziw, że w McDonald'sie było tyle narodu w niedziele z rana. Dzieciaki piszczały, krzyczały lub po prostu wyrażały radość śmiechem, a rodzicem, mniej lub bardziej skutecznie, próbowali uspokoić swoje pociechy. Tłum był... no cóż, tłumny, a między nimi, garbiąc się nad swoją porcją frytek, siedziała niezwykle zmartwiona Lethi.

- Chcesz mi powiedzieć - Marcus przerwał, by siorbnąć swojego szejka - że zawinęliśmy elfa spod samiuśkiego nosa facetów w czerni, a ty nie masz pomysłu, co z tym dalej zrobić?

Lethi skinęła głową, żując frytkę, bardziej z obowiązku niż z ochoty. Obok niej, cały rozradowany Amras pochłaniał trzeciego chickenburgera.

- To po grzyb żeśmy go wynosili, jak milion dolarów z banku? - zapytał Marcus, zerkając na elfa - Do tego sądzę - podjął - że milion byłby bardziej pożyteczny.

- Nie mogłam go tam zostawić - jęknęła z rezygnacją - źle się tam czuł.
- Wcale się nie dziwie - skomentował jej przyjaciel - na dłuższą metę i ja bym zwariował.
- To da się bardziej? - zapytała , niechybnie sugerując, że Marcus już jest dość dobrym kandydatem na przydzielenie lokacji, gdzie ściany wyłożone są poduszkami.
- No bardziej niż ty, to raczej nie - chłopak ani myślał tracić rezon.
- Ale poważnie Marcus, co my z nim zrobimy?
- Mam pomysł - odrzekł chłopak, zerkając na elfa, który poprawiwszy sobie czapkę na głowię zaczął eksperymentować z łączeniem smaku frytek i lodów śmietankowych. Sądząc po wyrazie jego twarzy, smakowało dość nieźle. Marcus pochylił się do przodu i zniżył głos do konspiracyjnego szeptu - jak pójdzie do łazienki, bierzemy nogi za pas.

Dziewczyna popatrzyła na niego poważnie.

- Coś ty brał? - zapytała takim tonem, jakby faktycznie myślała, że przyjaciel jest naćpany.
- Twoja obecność działa na mnie mocniej, niż najlepsze zielsko - wyszczerzył się z zadowoleniem.

W odpowiedzi rzuciła go frytką, złapał ją zręcznie w zęby i pożarł z mlaśnięciem. Lethi oparła łokcie na stole i skryła twarz w dłoniach. Do domu wrócić nie mogła. Po raz, bo MIB będzie ich tam na pewno szukał, po dwa, że już widzi protesty rodziców odnośnie mieszkającego z nimi elfa. Chociaż jego gatunek będzie tak mało ważny, na tle tego, że owy elf jest facetem. Nie mogła się zgłosić z powrotem do MIB, bo znów by zabrali Amrasa, a ją najpewniej wsadziliby do więzienia. Pozostało jej na własną rękę znaleźć bramę do innego świata. Kompletnie jednak nie wiedziała z której strony ugryźć to zagadnienie, by nie nabawić się niestrawności. Nie miała żadnego punktu zaczepienia, nie marząc już nawet o mapie owych przejść, która najpewniej istniała i znajdowała się gdzieś w siedzibie Magicznego Instytutu Bezpieczeństwa. Na domiar tego, odkąd się dowiedziała o tej całej sprawie z magią, miała wrażenie, że każdy jest potencjalnym czarownikiem lub magiczką, albo czarownicą.

- Marcus - odezwała się.
- Nooo.... - posłał jej uśmiech - widzę, że coś wykombinowałaś. - złożył ręce - mów.
- Pamiętasz tę swoją nawiedzoną koleżankę Agathę?
- Tę, która twierdzi, że jest czarownicą.
- Dokładnie!

xxx

Agatha była, delikatnie mówiąc, zaskoczona. Delikatnie mówiąc, gdyż sama zainteresowana zachowywała się dość mało delikatnie. Najpierw wybałuszyła oczy, niczym ściśnięta w imadle żaba, potem szczęka jej opadła tak nisko, że próżno szukać jej na podłodze, większego bez wątpienia farta mając w piwnicy. Na koniec zaczęła się jąkać i chodzić po pokoju, tam i z powrotem, jakby miała w ten sposób wychodzić ze sto złotych.

- Ja... ja... ja... jak to... to.. wy... wy... wy mi, mi, mi wierzycie? - pytała wciąż i wciąż.
- No normalnie - rzekł Marcus - skoro mówisz, że jesteś czarownicą, to ja ci wierzę.
- A... A... A... le to to nie ta, ta tak powinno być - zaprotestowała uwierzona czarownica.
- No, a jak? - zainteresowała się Lethi.

Tamta zatrzymała się i obdarzyła ją takim spojrzeniem, jakby Lethi wygrała konkurs na najgłupsze pytanie uniwersum.

- Wyście nie powinni mi wierzyć - powiedziała, najwyraźniej uznawszy, że nagrodą w konkursie może być odpowiedź. - taka jest zasada. Ja mówię, że jestem czarownicą, a wy mi nie wierzycie i wszyscy są zadowoleni.
- Po co w takim razie mówisz cokolwiek?

Kolejne spojrzenie i kolejne wygrane konkursowe pytanie, a nagrodą będzie:

- Moja mistrzyni zwykła mawiać, iż najciemniej pod latarnią.
- Zaprawdę mądrze prawi twa mistrzyni - rzekła Lethi, nie mogąc się powstrzymać.

Dziewczyna posłała jej mordercze spojrzenie.

- Czy ty lub mistrzyni twoja znacie ścieżki światów? - wtrącił Amras, uprzejmie.

Agatha przyjrzała mu się nieufnie. Nie dość, że typ jest piękny, jak z obrazka, co już samo w sobie jest groźne, to jeszcze jest jej nie znany za to wie o czymś o czym nie wie sama ona. Milczała przez chwilę.

- A ty co za jeden? - zapytała w końcu.
- Imię me Amras, szanowna wiedźmo - rzekł i zdjął czapkę.

Dziewczyna odskoczyła z piskiem. Nie do końca jednak było wiadomo, czy była to reakcja na " wiedźmę" czy na elfie uszy urodziwego młodzieńca. Choć możliwe również, że gdzieś za jego plecami przebiegła mysz, gdyż czarownica minę miała, jak panna z dobrego domu, która ujrzała gryzonia w swojej szkatułce na biżuterię. Nie do końca też było wiadome, czy owa dama bardziej krzywi się z obrzydzenia, czy uśmiecha z radości na myśl o nowym zestawie błyskotek. Agatha tak właśnie wyglądała. Efekt potęgował fakt, że dziewczyna miała na sobie tyle koralików, bransoletek i wisiorków, że przy dobrych wiatrach mogła uchodzić za choinkę.
- To to to... to jest elf! - wskazała go palcem, jakby komukolwiek faktycznie trza było pokazywać obiekt zainteresowania. - To kpina jakaś jest? - wzięła się pod boki i zmierzyła groźnym spojrzeniem dwoje ludzi - Kpiny sobie urządzacie?! W bal przebierańców się bawicie? W tym świecie nie ma elfów!
Dwójka ludzi, będąca obiektem słusznego skądinąd gniewu wiedźmy, ni jak nie poczuwała się do odpowiedzialności, co by ten gniew ostudzić lub chociaż się wytłumaczyć. Marcus wzruszył ramionami.

- Turysta - rzekł, uśmiechając się rozbrajająco.
- Ty chyba słownikowej definicji " turysty " nie widziałeś - zirytowała się, chwytając za telefon - dzwonie do mistrzyni.

xxx

Patrząc na mistrzynię czarownicy, czyli właściwie starszą czarownicę. Lethi nie mogła oprzeć się wrażeniu, że rozmawia z kijem od szczotki, tudzież, wdzięczniej mówiąc, mopem. Bynajmniej dopóki kobieta się nie ruszyła. Była wysoka tak, że gdyby Lethi chciała się z nią zrównać, musiałaby pewnie stanąć na krześle. Chuda, jak wspomniany już kij do mopa, w sposób tak drastyczny, że Lethi zaczęła się zastanawiać, czy mistrzyni zaraz będzie mieć anoreksję czy anoreksja - ją. Kości policzkowe były tak widoczne, jak odblaski nocą, a nos wyglądał, jakby dobry kowal nad nim pracował i był tak ostry, że miało się niemal pewność, iż jest używany do krojenia chleba. Szarawe oczy patrzyły na przybyszów, jakby czytały im w duszach, a popielate, rzadkie włosy, opadły na ramiona. Istny mop na kiju. Dopóki się nie poruszyła. Kiedy to robiła, a zwłaszcza, kiedy się okręcała, a okręcała się często, krzątając się po kuchni, przypominała parasolkę. Winna była temu długa, kwiecista spódnica, rozkładająca się w niemal idealne koło, przy każdym ruchu.

- To fascynująca historia! - zaszczebiotała, stawiając przed nimi faworki domowej roboty.
- Czy może pani nam jakoś pomóc? - zapytała Lethi, sięgając po poczęstunek.
- Kochana! - Kobieta z entuzjazmem objęła dłońmi kubek kawy - ja tu nic nie zrobię, ty go przeprowadzisz!

Ręka Lethi zatrzymała się w pół ruchu do ust.

- Jak to ja?
- No - potwierdziła tamta - ty tu jesteś jedyną czarownicą przejścia.
- Czym? - szczęka Lethi opadła do samego niemal stołu.
- Oż ty wiedźmo - zaśmiał się Marcus - Wiedziałem, że coś jest na rzeczy.
- Nic nie jest na rzeczy, nie jestem żadną czarownicą! - posłała mu wrogie spojrzenie.
- Ależ jesteś kochanieńka i do tego masz niezwykły talent - zaszczebiotała Parasolka - poza zwykła magią potrafisz stworzyć przejścia w dowolnym miejscu.
- Raczej nie - zaprzeczyła dziewczyna.
- Ach tak? - wiedźma mistrzyni upiła łyk kawy i zapaliła papierosa - a od pana Ti – Rence’a  jak żeście się wydostali?

xxx

- No eee.... i co ja mam z tym zrobić? - Lethi nie była do końca pewna nawet o które " to " chodziło.

Po wypiciu porządnie mocnej, ziołowej herbaty, elf, czarownica, nie przyjmująca do wiadomości faktu, że jest czarownicą i człowiek, skierowani zostali do rozsypującej się stodoły na tyłach wcale ładnego domu wiedźmy - mistrzyni. Parasolka otworzyła wielką, zardzewiałą, lecz mimo to zaskakująco sprawnie działającą, kłódkę i odsunęła ciężką zasuwę, wpuszczając ich do środka. Ich oczom nie ukazał się jednak spodziewany widok. Nie było tu siana, starego pługa, koni, czy krów, co byłoby jak najbardziej zrozumiałe, zwarzywszy na to, że dom mistrzyni znajdował się dość daleko od miasta, a komunikacja, już bardziej wiejska, niż miejska, kaszlała na każdym kilometrze, doczłapując się do przystanków ledwie trzy razy na dzień.
W stodole jednak było bardzo czysto. No może nie licząc porozrzucanych świec i bazgrołów na betonie pełniącym role podłogi. Po dokładnych oględzinach " bazgroły " okazały się runicznym kręgiem z rodzaju tych kreślonych w japońskich kreskówkach. Świece natomiast nie były w nieładzie, jak się początkowo zdawało, lecz zostały poustawiane w odpowiednich miejscach w kręgu. Na samym środku misternie rysowanych szlaczków znajdowało się lustro. No lustro, ale bez lustra. Właściwie to rama lustra. No, ale dało się w tym przeglądać, więc Lethi uznała, że koncepcja lustra, chodź lekko odbiegająca od definicji, w gruncie rzeczy jest jednak zachowana. To że " lustro " było czarne jakoś nie poprawiało nastroju.
Lethi usłyszała pstryknięcie palców i wszystkie świece zapaliły się, jak żarówka za pomocą włącznika. Obrzucona pytającymi spojrzeniami Parasolka wzruszyła tylko ramionami i rzekła, że zapalenie ich po kolei jest strasznie nużące. Lethi w duchu przyznała jej rację. Trzynaście świec rozstawionych w tak wielkim okręgu, stanowiły nie lada wyzwanie dla kogoś, kto chciałby je zapalać ręcznie, próbując jednocześnie nie zmazać samego koła pełnego rozmaitych figur i znaków. Sam fakt zapalenia ognia pstryknięciem nie zrobił na nowo mianowanej czarownicy wrażenia bardziej, niż czarne szkło w złotej ramie. W jakiś sposób lustro rozpoznawało ją niepokojem.

- To moja droga - Parasolka zwróciła się do Lethi - jest brama przejścia.
- No i? - Lethi zrobiła głupią minę.
- No i odstawimy tędy elfa do domu - rozochocił ją Marcus - a ja będę mógł wrócić na fractale!
- A pani wie o istnieniu Magicznego Instytutu Bezpieczeństwa? - chciała wiedzieć Lethi.
- Oczywiście - tamta zaciągnęła się papierosem, czwartym już chyba zresztą. - Każdy magiczny o nich wie.
- No i oni wiedzą o tym portalu?
- Pewnie.
- To dlaczego nie przyprowadzili tu Amrasa?
- Po pierwsze, to ja nie lubię urzędasów...
- Mistrzyni by ich pewnie nie wpuściła - wtrąciła Agatha.
- Pewnie, że nie. Żaden gryzipiórek nie będzie mi się tu panoszył - rzekła z wyższością.
- No, a po drugie? - Lethi czułą, że odpowiedź jej się nie spodoba.
- Po drugie to nie wiadomo czy to jego świat. Ta brama prowadzi do Ear.
- Tak - powiedział Amras niespodziewanie. Wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę.

Wydawał się zupełnie niespeszony taką ilością zainteresowania. Wpatrywał się w lustro, jakby od samego patrzenia na nie miało wyjawić swe najgłębsze sekrety.

- Co tak? - zapytał Marcus
- Ear to mój dom, teraz pamiętam - rzekł i pierwszy raz, odkąd Lethi go zobaczyła uśmiechnął się niemal z czułością.
- No to niech pani to otwiera - zadecydowała Lethi
Kobieta zaciągnęła się porządnie i powoli wypuściła dym nosem.
- Nie mogę - powiedziała krótko.

Szczęka Lethi walnęła niemal o podłogę.

- Jak to nie?
- Nie jestem czarownicą przejścia, ani przewodnikiem, brama nie otworzy się przede mną.
- Po co pani taki krąg, który nie działa? - spytał Marcus - żeby koleżanki zazdrościły?
- Krąg tu jest od wieków, ignorancie! - zirytowała się Agatha.
- To zadzwońmy po Instytut, oni na pewno mają czarownice przejścia - rzuciła pomysłem Lethi.
- Albo ty możesz to zrobić - Parasolka widać uznała, że wykazuje się lepszą pomysłowością, gdyż wyszczerzyła żółte zęby w uśmiechu.
- No ale jak?
- Nie wiem - wzruszyła ramionami - ale szkoda, by taki talent się zmarnował.
- Ja też to zawsze słyszę - wtrąciła Agatha - gdy mistrzyni chcę bym sama do czegoś doszła, mimo, że odpowiedź znała już wcześniej - dziewczyna się naburmuszyła.
- Ale jaka cię potem satysfakcja rozpiera! - Parasolka uśmiechnęła się życzliwie.
- Jakaś podpowiedź może? - zapytała Lethi z nadzieją - pół na pół, albo telefon do przyjaciela?
- Dzwonić nie musisz, ja tu jestem - Marcus posłał jej uśmiech pełen otuchy.
- Wejdź do kręgu - powiedziała mistrzyni.

xxx

Coś się czepiało jej ubrania, włosów, nawet rzęs. Zrobiła te pięć czy siedem kroków i dotarła do lustra. Czepianie trwało jeszcze przez chwilę, po czym ustało, jakby coś panujące w kręgu skończyło oględziny i teraz zabrało się do pisania raportu. Chyba naprawdę pisało raport. Lethi  przyglądała się czarnemu szkłu, po którym zawijasami mknęły jakieś nieznane jej litery. Tafla zapisała się mniej więcej do połowy, kiedy kolejna linijka zatrzymała się w jednej trzeciej długości i nieznane słowa zaczęły się cofać.

- Niezły bajer - odezwał się Marcus tuż obok Lethi, ta podskoczyła niemal.
- Co tu robisz? - syknęła, tafla lustra zaczęła się zapisywać na nowo.
- Przeż  cie tak samej nie zostawię - uśmiechnął się.

Po drugiej stronie stanął Elf, milcząco wpatrując się w napisy.

xxx

- Mistrzyni umie uruchomić to przejście, prawda? - domyśliła się Agatha.
Stały poza granicami kręgu. Parasolka zaciągnęła się ostatni raz i przydeptała niedopałek, skinęła głową.
- Każda czarownica to potrafi - szepnęła - sztuczką jest przejście, z czarownicą przejścia nie dość, że może to zrobić bez przewodnika i trafić tam gdzie chce. To jeszcze nawet nie musi używać do tego bramy. Sama ją sobie może stworzyć.
- Czemu mistrzyni jej tego nie powiedziała?

Kobieta zapaliła kolejnego papierosa, wpatrując się w trójkę stojącą przed lustrem.

- Chciałam, by uwierzyła w siebie.

xxx

- Czy ty umiesz to odczytać? - Lethi skierowała pytanie do Amrasa, tamten pokręcił głową.
- Niestety nie, nie znam tego języka.

Tafla wysoka na dwa metry i szeroka na pół, właśnie skończyła pokrywać się znakami. Sekundę później napisy zniknęły pochłonięte przez czerń. Pojawiły się kolejne dwie linijki zakończone znakiem zapytania.

- Ty to wygląda jak DOSowski system komend - rzekł Marcus.

Lethi przyjrzała się linijkom

-  Ear - powiedział do lustra.

Zostały wpisane trzy znaki i ... nic się nie stało. Tafla zastygła chyba w oczekiwaniu na magiczny enter.

-  Ear - powtórzyła Lethi raz jeszcze i dotknęła lustra.

Tafla zafalowała wdzięcznie, niczym abstrakcja widziana po dobrym jaraniu. Lethi natychmiast cofnęła rękę i lustro wygładziło się, a napisy znikły. Czerń całą sobą wyraziła słuszne niezadowolenie.

- Ear - powtórzyła dziewczyna po raz trzeci. Dotknęła lustra i tafla znów zafalowała.

Budyniowym kolorem rozlały się po niej napisy niemożliwe do odczytania. Lethi nie cofnęła tym razem ręki, a napisy zaczęły pochłaniać całą powierzchnię czerni. Dłoń wsunęła się w budyniowe, lekko lepkie ciepło. Całym wysiłkiem woli dziewczyna się nie cofnęła.

Wtedy poczuła czyjeś ręce na plecach. Ktoś popchnął ją do przodu.

- Ochujałeś!? - usłyszała pełen gniewu i przerażenia głos Marcusa - Ej, spier....

Coś chlupnęło, jakby ktoś jeszcze za nią wskoczył. Nie zdążyła nic zrobić, nie mogła też zobaczyć. Budyniowa jasność zamknęła się nad nią.
~~*~~

3 komentarze:

  1. Yyy a co po drugiej stronie? I kto wskoczył i po co?

    OdpowiedzUsuń
  2. Molly chan czytała. ^^ 10/10

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej no co jest? Nie mona tak tego zostawić w takim momencie! Ja się tak nie bawię, zabieram zabawki i zmieniam piaskownice! :) Genialne :) Sakura Lilith Dragonet

    OdpowiedzUsuń