19 czerwca 2012

Yumi (4)


Część 4 :)

-Yumi -
4.
Było cicho i spokojnie. Deszcz przestał padać i ubyło trochę chmur. Gdzieniegdzie pokazywały się gwiazdy na czarnych kawałkach nieba i Marek zauważył nawet sierp księżyca. Po kilku sekundach, gdy jego oczy przyzwyczaiły się do mroku spojrzał na swoją towarzyszkę. To zabawne jaką silną miała osobowość. Nawet w myślach nazywał ją Yumi, bo tego właśnie wymagała. Zawsze mu powtarzała, że nie lubi swojego imienia więc niech się nawet nie waży go używać i faktycznie, dla niego zawsze była jest i będzie Yumi. Poczuł że puściła jego dłoń.
- No, to teraz mi powiedz w którą stronę pójdziemy. Ja się nie znam na tych twoich Katowicach. - rzekła jakby zupełnie nie dostrzegała tego że stoi w środku nocy w jakimś zaułku w obcym dla niej mieście z, jakby nie było, obcym dla siebie facetem. 
- Eee..... w lewo – powiedział bez entuzjazmu.
Usilnie próbował nie dopuścić do siebie myśli, że może jednak odpuścili, że może jednak oboje dotrą do jego domu bezpiecznie. Nawet jej nie zapytał czy zatrzymała się w jakimś hotelu, choć nie widział by miała bagaż, ale skoro uparła się go odprowadzić, to zawsze mógł jej pokazać gdzie mieszka. Oboje skierowali się w tę stronę. Było mu dziwnie zimno w dłoń która jeszcze przed chwilą trzymała dziewczyna. Włożył ręce do kieszeni kurtki i spojrzał w stronę ciemnowłosej, by lepiej jej się przyjrzeć. Teraz dopiero zauważył, że przez jej ciemne , związane niedbale w koński ogon,włosy prześwitywały pasma ni to brązu, ni to bordo. Nie malowała się, na jej twarzy nie było śladu nawet odrobiny tuszu do rzęs. Wziął głęboki wdech, pachniała świeżymi różami, zupełnie jakby była nimi obwieszona, choć zapach nie był drażniący, jednak na długo pozostawał w pamięci. Na sobie miała zwykłe jeansy i jakąś czarną kurtkę przeciwdeszczową. Nie miała torebki, zupełnie nic ze sobą nie nosiła. Doszedł do wniosku, że na pewno musi być zameldowana w jakimś hotelu. Przecież nie przyjechała tutaj bez bagażu. Już miał ją o to zagaić, gdy nagle stanął jak wryty, instynktownie schował ją za sobą.
- No, w końcu się pojawiłeś – powiedział wysoki blondyn ostrzyżony na jeża. 

- Już myśleliśmy, że masz zamiar zostać „pod mostem” do końca nocy – pożalił się krępy rudzielec w wypłowiałych spodniach. 
- Naprawdę długo kazałeś na siebie czekać – rzekł kolejny blondyn, spod czapki z daszkiem wystawały mu przydługie włosy.
Marek wyprostował się. Trzech, tylko trzech, może uda im się uciec. Nie był typem tchórza, po prostu realnie oceniał ich szanse. Przypuszczał, że czwarty gdzieś się chowa. Nie przypuszczał by którykolwiek z nich chciał by ominęła go zabawa. Wziął głęboki oddech i rzekł, starając się, by głos jego nie zdradzał drżenia. Nie o siebie się bał, raczej o swoją towarzyszkę.
- Poście dziewczynę, ona nie ma z tym nic wspólnego. Jest tu przypadkiem. 
- A właśnie że nie – wyrwała do przodu nim którykolwiek zdążył odpowiedzieć – jestem tu z pełną premedytacją.
Powoli lecz zdecydowanie podeszła do rudego i wyciągnęła palec wskazujący w jego stronę dotykając obuszkiem jego kurtki. Spojrzał na nią z góry. Była niższa od niego o głowę, zresztą niższa od wszystkich tutaj zebranych. Przez ten swój wzrost wyglądała na młodszą. Lekko pucołowatą buzie ozdabiały dość ładne usta, zwyczajny nieduży nos i intensywnie zielone oczy. Brwi miała nieco uniesione ku górze. Wpatrywała się w niego z upartością dziecka pragnącego zjeść coś słodkiego przed obiadem.
- Tobie radzę – rzekła – żebyś wziął tych swoich bezmózgich koleżków i zabrał się stąd, póki jeszcze jestem dla ciebie względnie miła. W ogóle co to za zachowanie – ciągnęła niewzruszenie raz za razem tykając go palcem – czy wam się już w dupach poprzewracało!? Co wy myślicie, że to jakaś gangsterska? Co to Ameryka?! Czy naprawdę podczas mojego pobytu poza krajem porobiły się aż takie cyrki?! - uniosła brwi jeszcze wyżej.
Marek oniemiał. Co ona wyprawiała, czy nie widziała, że próbował ją uratować? Czy ona przyjechała się tu zabić?! Życie było jej nie miłe czy co? Cholera jasna, powinna uciekać jak najdalej i nawet nie oglądać się za siebie. Co ona odstawia?! Zauważył, że oczy rudego zwęziły się niebezpiecznie. Kąciki ust jej rozmówcy lekko uniosły się ku górze. Obaj blondyni zachichotali cicho.
- Posłuchaj mnie mój drogi – mówiła dalej – to jest mój kolega - wskazała drugą ręką na Marka – a co moje tego masz nie ruszać? Czy wyraziłam się dość jasno? Czy może przetłumaczyć wam to na jakiś a'la gangsterski język, żeby do was, pół mózgi, dotarło? 
- Spierdalaj – powiedział jeden z blondynów, lecz rudy uniósł dłoń uciszając kompana.
Tego było już za wiele, ona drwiła z nich, drwiła z nich jawnie i bez krępacji. Co ona próbowała udowodnić? Nigdy nie sądził, że ta dziewczyna, z którą tak lubił mailować, która opowiadała mu o swojej wyobraźni i pasji do fotografii, że tak dziewczyna może być tak lekkomyślna. Zawsze wydawała mu się bardzo rozsądna i dojrzała. Usta rudego wykrzywiły się w coś mającego zapewne uchodzić za uśmiech. Niestety właściciel owego uśmiechu nie miał dwóch przednich zębów co nadawało jego minie upiorny wyraz. W końcu odezwał się. W jego głosie można było wyczuć nutkę rozbawienia.
- Ciekaw jestem, dziecinko, jak zamierzasz nas powstrzymać przed „ruszeniem twojego”. 
- To proste – odparła, cofając się o krok – załatwię was wszystkich za jednym zamachem.
Brwi rudego uniosły się w zdumieniu, a blondyni ponownie zachichotali. Marek patrzył na tą niepozorną dziewczynę z mieszaniną zaciekawienia i strachu, bał się o jej życie. Była taka drobna. Gorączkowo zastanawiał się czy mają jakieś szanse ucieczki, albo może mógłby zwrócić ich uwagę na siebie, żeby tylko zdołała się wydostać z tego potrzasku. Cholera po co w ogóle tu przyjeżdżała?! Nie mogła siedzieć sobie w tej Anglii i po prostu zapomnieć, że miała kiedyś kolegę rapera?! Przez tą jej porywczość musiał się martwić teraz o nich oboje! Czuł jak mieszają się w nim uczucia, z jednej strony cieszył się, że się poznali z drugiej dałby wszystko by okoliczności były inne. Czy ona naprawdę nie widzi w co się pakuje?!
- Niby jak? - zapytał blondyn w czapce, w jego głosie również wyczuć można było nutkę rozbawienia, ale i rozdrażnienia. 
- Teraz uważaj – cofnęła się jeszcze o krok i złożyła ręce w odpowiedni znak.
Markowi przyszło na myśl, że zna to ułożenie dłoni, tylko nie mógł sobie przypomnieć skąd. Na pewno gdzieś już to widział, na pewno w jakimś anime, ale gdzie? W momencie kiedy dotarło do niego co to za znaki Yumi odezwała się z mocą.
- Kage Bunshin no Jutsu!

1 komentarz:

  1. O, zaczyna się :)

    Nie wiem jak dla innych, ale dla mnie można by było połączyć te dwa rozdziały, poprzedni i ten tu, kończąc go tak, jak się kończy, czyli zaklęciem. Ale jest w sumie ok, tamten krótki rozdział zaprasza czytelnika by przeczytać kolejny :)

    OdpowiedzUsuń