19 maja 2015

Życzenie półkrwi - Prolog

Zapraszam na prolog, mam nadzieje, że zechcecie zostać do końca tego projektu :)

>>Życzenie Półkrwi<<
            Prolog

Nigdy nie przypuszczałem, że to może się tak skończyć, ani nawet, że może się tak zacząć. Zerknąłem na nią i pochwyciłem spojrzenie jej niebieskich oczu. W tym błękicie zobaczyłem całe lata. Widziałem doliny pełne kwiatów, zamarznięte jeziora, wysokie góry. Przez chwile czułem się, jakbyśmy oboje stali na takiej górze, na szczycie świata, a poza nami nie było nic. Te oczy były jedyną rzeczą, która pozwoliła oderwać wzrok od intensywnie czerwonych włosów, teraz rozwianych przez późnowieczorny wiatr, który jakby chciał przypomnieć o swoim istnieniu. Stała w progu, tak materialna jak i nieistniejąca zarazem. Przyglądałem się jej, łowiąc każdy szczegół ubioru i biżuterii, jakbym chciał porównać to co widzę, z obrazem w mej pamięci. Jakbym chciał nabrać pewności, że to naprawdę ona.


            Ale przecież to była ona, mimo iż nie mieściło mi się to w głowie. Światło wypływające zza mnie, mieniło się lekko na jej skórze nadając jej efekt porcelany. Byłem prawie pewien, że tu była, tak samo realnie jak po drugiej stronie kabla, przed drugą klawiaturą i kamerą.

            Miała dziewiętnaście lat, a przynajmniej tak wtedy myślałem. Na tyle też wyglądała, któż mógł wiedzieć jak bardzo się myliłem? W adidasach, jeansach i zielonej bluzce, przypominała zwykłą uczennice liceum. Tylko te oczy, tak intensywnie niebieskie... Kąciki jej ust podniosły się w ciepłym uśmiechu. W tym cieple, zobaczyłem ją w lesie, wśród jesiennych liści, zobaczyłem słońce, a jego promienie tworzyły ognistą aureole wokół jej włosów. Przypomniałem sobie właśnie to zdjęcie, które kiedyś mi wysłała. Uśmiechała się dokładnie tak, jak wtedy. I znów przez chwilę nie wiedziałem, czy patrzę na nią, czy na fotografię. Przez myśl przeleciało mi, że powinienem zaprosić ją do środka, ale nie byłem w stanie się ruszyć, powiedzieć choćby słowa.  Widziałem ją już przecież. Widziałem, a mimo to wydawała się taka inna, taka... bardziej. Spędzaliśmy ze sobą  wiele godzin zarówno rozmawiając przez kamerę jak i pisząc. Tylko, że teraz była... realniejsza. Czy to dlatego, że stała pół metra ode mnie?
-        Cześć Hakon! - odezwała się nagle.

            Jej głos rozlał się aksamitem po nocy. Echo tych dwóch słów kołatało się jeszcze w mojej głowie, kiedy zacząłem się zastanawiać, dlaczego brzmi inaczej. Inaczej, a jednocześnie tak samo. Rozmawialiśmy tak często i długo, byłem pewien, że jej głos nie powinien być mi obcy, a jednak był. A przy tym tak mile znajomy. Była w tym głosie jakaś wesołość, ale nie taka zwykła. Taka wesołość bardziej...

            Nagle w tym całym zaskoczeniu, jakie teraz odczuwałem, narodziło się pytanie. Pytanie tak różne od dotychczasowych, tak wyprane z emocji i logiczne, że aż zabolało. Jakim sposobem stała teraz na mojej werandzie? Przecież nie mogła przyjść tu tak sobie. Nawet nie wiedziała gdzie jest owo „tu”, zatem jak się tu znalazła? Nigdy nie podałem jej adresu, więc skąd wiedziała w które drzwi tarasowe zapukać? Włamała się do mojego komputera? Inne wyjaśnienie nie przychodziło mi do głowy. Jeśli tak, to czyniło ją niebezpieczną. Jakoś nie mogłem sam się przekonać do tej myśli. Zresztą jaki niby mogła mieć w tym cel? Wiedziałem, że powinienem zapytać, ale nadal nie mogłem wykrztusić słowa. Zorientowałem się, że mam rozdziawione usta, kiedy uniosła porcelanową dłoń, by mi je zamknąć. Przez chwilę, dosłownie przez jedną małą sekundę miałem wrażenie, że czerwień zasnuła jej oczy, w momencie jednak wrażenie znikło. Czy naprawdę to widziałem? Przez kilka następnych uderzeń serca, szukałem w jej oczach tej czerwieni, lecz nie doczekałem się kolejnej zmiany. Musiała mieć niezły ubaw z mojej miny. Dotyk, ledwie muśnięcie palców, był tak delikatny, a zarazem tak silny, jakiego nigdy jeszcze nie czułem w życiu. Ona cała była pełna sprzeczności, tak nie na miejscu, a jednocześnie jakby właśnie tam powinna w tej chwili być.
-        Cz.. Cześć... - wyjąkałem w końcu.


            Niepewność w moim głosie zaskoczyła mnie, choć ona nadal się uśmiechała. Jakby zaistniała sytuacja byłą zupełnie normalna. Patrzyłem na nią. Nie zaproszoną, nie zawołaną, bez ustalonego terminu, tak nagle i bardziej, realniej. Patrzyłem na moją najlepszą przyjaciółkę tak po prostu stojącą przede mną. W końcu ocknąłem się z zaskoczenia. Przytuliłem ją, tak, jak to wielokrotnie sobie obiecywaliśmy. Kiedy mnie objęła poczułem przyjemny chłód, mimo że nocny wiatr już ucichł. Poklepała mnie po plecach, a ja poczułem radość z jej niespodziewanej wizyty. Nie mogłem przecież podejrzewać, że to co się działo, było jedynie początkiem zmian, jakie miały mnie uderzyć. Nie, uderzyć, to mało powiedziane. 

2 komentarze:

  1. Co dalej? Ja chcę ciąg dalszy!
    Mollychan czytała

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się ciekawie :) Sakuta Lilith Dragonet

    OdpowiedzUsuń