10 września 2015

Życzenie Półkrwi - rozdział 9 (2/2)

Druga część rozdziału 9, zapraszam ;) 


***
-        Teraz dajcie mi krew wilka – powiedział.
Deyva czym prędzej podała mu jakiś złoty kielich, chwycił go w obie dłonie. Hakon nie próbował nawet wstać. Spojrzał w stronę Adri leżącej na podłodze.

            Chciało mu się wyć. Chciał rozerwać ich wszystkich na strzępy. Chciał zatopić zęby w każdym kawałku tego przeklętego wampira i tej cholernej emo dziwki! Rozejrzał się, było ich tu może i trochę sporo, ale w furii który wilk liczy przeciwników? Chciał zawyć, chciał warknąć, chciał... Ktoś uwolnił go z łańcuchów.
-        Przyrzeczenie, to przyrzeczenie - powiedział Ariin.
Spojrzał na kielich z najwyższym wręcz namaszczeniem, a potem przechylił go i wypił jego zawartość. Żadne z nich nie zwracało już uwagi na Hakona, najwyraźniej pewni, że nie stanowi dla nich zagrożenia.


            Ariin poczuł wzmocnienie zmysłów, zamarł wpatrzony w kielich, jakby czekał na coś jeszcze.

            Hakon próbował ruszyć obolałymi kończynami. Wezbrała w nim rozpacz, podniósł się powoli do pozycji siedzącej i spojrzał na martwą przyjaciółkę.
-        Możesz sobie zabrać to ścierwo – rzekła Deyva.
Podała Ariinowi nóż, by ten mógł sprawdzić, czy zaklęcie naprawdę zadziałało. Hakon siedział nieruchomo. Jakie uczucie jeszcze powinien przyjąć w takiej chwili? Ach tak... Ktoś wrzasnął. Wszyscy, poza wilkiem, jak jeden mąż spojrzeli w tamtą stronę, zobaczyli jednego z pilnujących w kałuży krwi. Nim ktokolwiek się ruszył Teitara skoczyła na następnego zatapiając zęby w jego twarzy.
-        Kto uwolnił te sukę?! - wrzasnęła Deyva.

            Uczucie, które powinien teraz przyjąć? Ach tak... Hakon wstał, nawet nie spojrzał na wilczycę, która nie przejmując się żadnymi słowami zakańczała żywot już trzeciego z wampirów. Gniew wypełnił Hakona, uderzając go niczym niespodziewany cios. Sam nie wiedział co robił. Nie myślał, działał instynktownie, skoczył. Znienawidzona emo wampirzyca krzyknęła zaskoczona, gdy powalił ją na ziemie.
-        Zdychaj ty pieprzona...!
Zatopił zęby w jej szyi. Wydała z siebie coś w rodzaju bulgotania, ostatkiem sił uniosła dłoń i zatopiła szpony w jego ramieniu, w zapłacie rozszarpał jej brzuch. Teitara w tym czasie powaliła już kolejnych dwóch, teraz wymierzyła włochaty palec w Ariina.
-        Jesteś mój – powiedziała.
-        Spróbuj szczęścia – zaśmiał się.
Hakon wyszarpał zęby z martwej już wampirzycy i spojrzał na Teitarę.

            Wydawała się taka odmieniona. Bez obroży była zdecydowanie większa i jakby starsza. Jej sierść nabrała całkowicie szarej barwy, a żółte ślepia płonęły nienawiścią. Głos też miała nieco zmieniony, jakby dojrzalszy? Hakon odniósł wrażenie, że w jednej chwili z nastolatki stała się kobietą. Jego rana krwawiła i piekła niemiłosiernie, ale nie zwracał na to uwagi. Bez rozglądania się wiedział ilu zostało przeciwników, lecz wyglądało na to, że nie mają zamiaru się ruszyć spod ścian, do których przyciskali się tak mocno, jakby miały dać im jakąś ochronę, lub uczynić niewidzialnymi.
-        Teitara – rzekł Hakon, wstając.
-        Wiedziałam, że czasem opłaca się być grzeczną – odparła, nawet na niego nie patrząc. Kątem oka uchwyciła ciało dhampirzycy – a jednak przyszła, nie do wiary.
-        Chodź tu mała psia suczko – powiedział Ariin, z przekąsem.
Nie czekała dłużej, rzuciła się na niego, powalając na ziemię. Nie uniósł nawet rąk, nie próbował się obronić, tak pewny był działania zaklęcia. Jednak nie wiedział, że nigdy nie można być nazbyt pewnym, bo jak mawia wielu ludzi: są jedynie dwie rzeczy absolutnie pewne w życiu - śmierć i podatki. Ariin był przekonany, że pierwsza z tych rzeczy już nigdy nie nadejdzie. Bycie odpornym na ataki fizyczne oznaczało niemal bycie nieśmiertelnym. Zmienił nagle zdanie wraz z pierwszym krzykiem, gdy zęby wilczycy zatopiły się w jego ramieniu.
-        Jak … - wysapał.
-        Wygląda na to, że to twoje zaklęcie nie działa – odpowiedział mu Hakon – co znaczy, że Adri zginęła na darmo, ale to i tak nic już nie zmienia – ostatnie słowo utonęło w warknięciu.

            Jeśli białowłosy miał jakiekolwiek szansę z oszalałą wilczycą, stracił je w momencie, gdy nie mniej oszalały wilk dopadł do niego swoimi wielkimi zębiskami. Ariin pisnął, szarpnął się parę razy, lecz nadaremnie. Spróbował zatopić szpony lub kły w którymś z wilków, jednak, nawet mimo wilczej krwi w nim płynącej nie był w stanie pokonać dwóch żądnych jego śmierci wilkołaków. Po kilku minutach znieruchomiał, a jedyne co z niego pozostało to okrwawione, bezkształtne ścierwo.

            Hakon podniósł się bez słowa. Gniew opuścił jego ciało, pozwalając teraz, by rozpacz wypłynęła na wierzch. Wilk zabrał swój miecz oparty o masywne krzesło, na którym wcześniej siedział Białowłosy, a potem obrócił się i powoli podszedł do ciała swej przyjaciółki. Żaden z żywych jeszcze wampirów nie był na tyle głupi, by pozostać w pomieszczeniu, więc w pokoju znajdowały się teraz ciała, popiół i dwa wilki. Hakon klęknął przy Adri. Uniósł łapę by pogłaskać ją po głowie.
-        Coś ty sobie myślała? - zapytał bardziej samego siebie niż ją.
-        Przykro mi – powiedziała Teitara, kładąc mu dłoń na ramieniu – wiem, że była dzielna.
-        Oddała swoje życie za moje – odparł – a to cholerne zaklęcie nawet nie zadziałało. 
Nie wiedział, czy czułby się lepiej gdyby jednak zadziałało. Pewnie teraz byłby równie martwy.
-        Nie zadziałało, bo wypił nie twoją krew – odrzekła Teitara z niejaką dumą w głosie.
-        Teraz to już nie ma znaczenia – rzekł, odgarniając czerwone włosy z czoła przyjaciółki.
Wtedy w kieszeni jej spodni zadzwonił telefon.

***

            Wyłonił się z mroku. Była lekka niczym porcelanowa lalka, wydawać by się mogło, że tak samo też krucha. Takie właśnie skojarzenie przyszło mu na myśl, gdy kilka minut temu wziął jej ciało na ręce. Gdy wtedy odebrał telefon, nie był w stanie powiedzieć niczego innego, jak suchy, wyprany z emocji fakt: Adri nie żyje.  Na prośbę swego rozmówcy stał tu teraz, pod tylnym wejściem na uniwersytet pełniący niekiedy rolę wampirzego sądu. Padał deszcz. Patrząc jak krople obmywają jej twarz, wrócił myślami do pewnego deszczowego popołudnia, które spędzili u niego przy kawie.
-        Nie znoszę deszczu! - żalił się wtedy – nie można nawet nigdzie wyjść!
-        Nie wiesz co mówisz wilku – odparła z lekkim uśmiechem – tak naprawdę nie wiesz czym jest deszcz.
-        A czym jest?
-        Deszcz obmywa miasto z brudu, obmywa łąki, lasy, jeziora i morza. Pozwala ziemi odetchnąć, a miastu zmyć grzechy i winy. Narodzić się na nowo świeżym i pełnym dobrych emocji – mówiła – Lubie deszcz, bo jest jak prysznic dla miasta. - uśmiechnęła się ciepło.

            Spojrzał teraz na jej mokrą twarz. Nie miałaś racji , pomyślał z goryczą, deszcz tak naprawdę gówno może, nie narodzi ciebie, a mnie nie obmyje z win... Czarny Ford Mondeo zatrzymał się przy wilku gwałtownie.
-        Adri.. -  szepnął Derian żałośnie, wychodząc z samochodu.
Podbiegł do Hakona i odebrał z jego rąk ciało ukochanej córki.
-        W co żeś się znów wpakowała dziecko drogie – jęknął, tuląc ją do siebie.
-        To moja wina – Hakon spuścił łeb – gdybym nie dał się złapać, ta cała sytuacja nie miałaby miejsca - uderzył włochatą pięścią w ścianę.
-        Zabierzmy ją do biblioteki – rzekł Derian – może znajdziemy coś w starych księgach, a jeśli nie... będziemy negocjować.

***

            Ciemność. Ciemność otaczała ją zewsząd. Nie była to jednak ta zwykła ciemność, jaka nastaje po zgaszeniu świecy. Ta była brakiem jakiejkolwiek sugestii światła, zarówno przyszłego jak i przeszłego. Chciała się rozejrzeć ale nawet nie wiedziała, w którą stronę patrzy. Nie była też pewna czy stoi na nogach, leży, czy tez wisi jak nietoperz. Halo! Zawołała, lecz z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk.

***

-        Cholera jasna nic tu nie ma! -  Derian rzucił jakąś starą zakurzoną księgą.
Hakon przeglądał zwoje, ale w końcu zrezygnował.
-        Nie umiem tego odczytać – podał wampirowi papirus.
Rozejrzał się po pomieszczeniu w którym się znajdowali.  Była to jedna z większych sal biblioteki, odsunęli stoły pod ściany, a na środku leżała czerwonowłosa otoczona oprawionymi w skórę, starymi książkami i jeszcze starszymi zwojami. Przeszukali już chyba wszystko i nie znaleźli żadnej wzmianki o tym jak wskrzesić dhampira.
-       Tu też nic – Derian odrzucił zwój.
-       Ona jest w połowie wampirem, więc może krew na nią podziała? - zaproponował Hakon. - na wampiry to działa, prawda?
-       Ona nie jest wampirem pełnej krwi, więc to nie zadziała.
-       Skąd ta pewność?! - wilk stracił cierpliwość – Może i jesteś wampirem starszej krwi, ale to nie znaczy, że jesteś nieomylny!
-       To nie podziała - odparł Derian ze stoickim spokojem.
-       Skąd możesz wiedzieć do cholery?! – Hakon warknął.
-       Bo już próbowałem! - tym razem wampir stracił cierpliwość, lecz już po chwili się opanował – kiedy poszedłeś po zwoje – dodał już spokojniej.
-       Może wilcza krew na nią inaczej podziała? - Hakon nie ustępował.
-       Raczej nie...
Jednak wilk go nie słuchał. Wziął nóż i rozciął sobie rękę przykładając tak, by krew mogła swobodnie spływać do jej gardła.
Nic się nie stało.
Nie nastąpiło cudowne ożywienie, ani jedno uderzenie jej serca nie zmąciło ciszy.
-       To nie działa – powiedział Derian, po pięciu minutach.
-       Może potrzebuje więcej?
-       Teraz potrzebuje, żebyś nie zemdlał od utraty krwi – rzekł wampir kładąc dłoń na ranie wilka, od razu ją lecząc.
-       Więc co zrobimy?
-       Mam jeszcze jeden pomysł. Poproszę cię o coś.
-       Tak?
-       Musisz wyjść z budynku, znaleźć jakiegoś zbira i przyprowadzić go tutaj – wyjaśnił – będziemy musieli go zabić, a  kiedy ona przyjdzie, będę negocjował.
-       To nie będzie konieczne – świadomość głosu przyszła na chwilę przed brzmieniem. Śmierć uśmiechnęła się lekko – Jestem tu od jakiegoś czasu.

***

            Ciemność pozostała nieprzenikniona. Czerwonowłosa zorientowała się, że nie słyszy bicia własnego serca, ani nawet oddechu. Spróbowała się ruszyć, ale jedyne co uzyskała, to świadomość, że jej ręka się podniosła. Żaden jednak ruch nie zmącił ciszy.

***

-        Oddaj ją!
To nie była prośba, to był pełen desperacji rozkaz osoby, która zdaje sobie sprawę iż ton jaki użyła jest co najmniej nie na miejscu, ale rozpacz zbyt mocno przysłoniła zdrowy rozsądek. Śmierć patrzyła na Deriana niewzruszenie z twarzą zastygłą w maskę uprzejmego zainteresowania.
-        Proszę... - odezwał się już ciszej.
-        Przykro mi, ale nie mogę tego zrobić – odparła.
-        Przecież jesteś Śmiercią – zaoponował wilk.
-        Będę negocjować – upierał się wampir.
-        Nie masz nic, co mógłbyś mi zaoferować.
-        Więc będę walczył!
Słowa zawisły w powietrzu, niczym zatrzymany w czasie spadający płatek śniegu. Śmierć zaszczyciła wampira uważniejszym spojrzeniem. Wyczytała z jego twarzy obłąkaną determinację człowieka, który nie ma już nic do stracenia. Hakon zastanawiał się, czy można walczyć ze Śmiercią.  Oczywiście, że można, poprzez próby pozostawania przy życiu, jednak czy jest fizycznie możliwa walka z Nią? Nie śmiercią a Śmiercią? Kobieta może nie wyglądała na zbyt waleczną, ale przecież nie była człowiekiem! Nie była też bogiem, ani wampirem czy wilkiem, była ponad wszystkich i wszystko, a każdy w końcu spotykał ją na swej drodze. Czy Derian nie zdawał sobie sprawy do kogo mówi? Zmyliła go swoim wyglądem, czy też jego mózg – owładnięty rozpaczą – nie potrafił realnie ocenić tego, co mówiły usta? Na nieruchomą twarz Śmierci wypełzł drobny, niemal czuły uśmiech.
-        Nie mogę wam jej oddać – rzekła – ponieważ jej nie zabrałam.
-        Ale chcesz to zrobić? - zapytał wilk – Prawda?
-        Przecież ona nie oddycha! - dodał Derian z irytacją.
-        Umarła, ale nie jest martwa – Śmierć przyjrzała się czerwonowłosej – i dlatego nie mogę jej zabrać.
-        Jak może nie być martwa, skoro umarła?! - głos Hakona przesycony był niedowierzaniem.
Derian zbliżył się do Adri, chwycił ją za ramiona, potrząsnął, a potem przyłożył ucho do ust, sprawdzając czy oddycha. Nic, głucha cisza.
-        Czy ty cholera nie widzisz?! Ona jest martwa! - wampir stracił cierpliwość.
-        Nie, nie jest – odparła ze stoickim spokojem.
-        Więc co tu robisz, skoro nie chcesz jej zabrać? - wilk wykazał się większym zrozumieniem dla przedstawionych faktów.
-        Jestem ciekawa.
-        Wiesz coś czego nam nie mówisz – Derian nieco uspokoił nerwy.
-        Owszem – przyznała spokojnie.
-        Powiedz – poprosił wilk.
-        Rozmawiałyśmy przed jej wyprawą do zamku - zaczęła Śmierć – Pytała czy to jej czas. Odparłam, że nie. Ostrzegłam ją, że to nie znaczy, że nie może umrzeć, ale i tak poszła. W przeszłości kilka czarownic już robiło takie sztuczki, ale żadna nie powróciła.
-        Co możemy zrobić, żeby ją odzyskać? - zapytał Hakon.
-        Właśnie jestem ciekawa co możecie zrobić - odparła szczerze. - Jak wspomniałam, nie znam czarownicy, która z tego wróciła.
-        Może umarło tylko jej ciało – zastanawiał się wilk – czy można jakoś wezwać czyjąś duszę? - zapytał Śmierci.
-        Nie, można wzywać tylko dusze martwych, którzy z jakichś powodów pozostali na ziemi.

            W tym czasie Derian potrząsnął nią znów, jakby to miało przynieść jakieś rezultaty. Spróbował masażu serca oraz oddychania usta-usta. Nic, zero reakcji.
-        Ale ona nie jest martwa – kontynuował wilk.
-        A skoro nie jest martwa, to nie mogę zabrać jej duszy z ciała.
-        Więc jej dusza powinna być nadal w ciele tak?
-        Prawdopodobnie.
Hakon klęknął przy przyjaciółce. Pochylił się i szepnął jej do ucha.
-        Jeśli tam jesteś, daj jakikolwiek znak. Cokolwiek nawet najcichszy szmer, żebyśmy wiedzieli, że nas słyszysz.
Nie doczekał się niestety żadnej reakcji z jej strony. To głupie, pomyślał, ona umarła, ale nie jest martwa więc jak niby miałaby dać nam jakikolwiek znak? Nie wiedział co ma robić, gorączkowo szukał nowych pomysłów.
-        Czy można przenieść duszę do innego ciała? - spytał, drapiąc się po głowie.
-        Nie spotkałam się z takimi praktykami.
Ten jej spokój zaczynał go irytować. Tu chodziło o życie jego przyjaciółki, a ona po prostu sobie stała i wpatrywała się w nich z dziecięcą ciekawością! Uderzył pięścią w podłogę.
-        Musisz wiedzieć! Musisz znać jakieś wyjście! - warknął w jej stronę.
-        Mój drogi, ja niczego nie muszę.
Derian głaskał czerwone włosy Adri, w zamyśleniu patrząc na jej spokojną twarz.
-        Może źle na to patrzymy – odezwał się.
-        Co masz na myśli?
-        Skoro umarła, ale nie jest martwa, to może nie trzeba jej ożywić, a narodzić?
-        Narodzić? - wilk nie zrozumiał – W jaki sposób?
-        Narodzić wampira – odparł Derian. - możemy spróbować.
-        Ale przecież ona już jest wampirem! - zaoponował wilk.
-        Dhampirem – sprostował blondyn - poza tym umarła, więc tak jakby już nim nie jest. - wampir westchnął – Po prostu chcę spróbować.
-        Może to faktycznie coś da.

            Derian przyklęknął przy niej. Wiedział, że musi zrobić to jak należy. Być może pewne słowa i gesty były w tym zawarte tylko dla zwiększenia powagi, nie mając jednocześnie żadnej mocy, ale postanowił od początku do końca wypełnić protokół. Pochylił się i wbił kły w jej szyję, wypijając nieco krwi, która o dziwo nie smakowała wilkiem. Oderwał się po trzech sekundach, po czym naciął swój nadgarstek i przyłożył do jej ust, by krew mogła spływać swobodnie.
-        Powstań moje dziecko – zaintonował – przestań śnić o nocy i zacznij kroczyć jej ścieżką! Powstań moje dziecko! Dziś jest twoja noc narodzin!
Zabrał rękę, sięgnął do łańcuszka, który miał na szyi i pociągnąwszy go, wyjął spod koszuli małą buteleczkę z czerwoną cieczą. Odkorkował ją i skapnął jedną kroplę prosto w jej rozchylone usta.  Czekali. Nic się nie stało.
-        Co jej dałeś? - zapytał Hakon.
-        W tej butelce jest krew mojego stwórcy, aby powstał nowy wampir potrzeba krwi jego „ojca” i „dziadka” - wyjaśnił.
-        Nic się nie dzieje – wilk odezwał się po kilku kolejnych minutach wyczekiwania.
-        Cholera...
-        Może trzeba poczekać? - w głosie wilka nie było słychać jednak nadziei.

            Minęło kolejne pięć minut i jeszcze dwie. Świeca, która stała na stoliku nieopodal, powoli zaczęła się dopalać, a płomień stracił na sile. Trójka stworzeń wpatrywała się w czerwonowłosą w nadziei na jakąkolwiek reakcję
-        To chyba nie pomogło – stwierdził wilk ze smutkiem.
-        Do diabła! Adri wracaj!
Derian chwycił ją gwałtownie w ramiona i zaczął potrząsać, jakby to miało obudzić ją z jakiegoś koszmaru.

***

            Minął rok? Może tylko pięć minut? Czy istniał tu jakikolwiek czas? Czy istniało jakiekolwiek „tu”? Dawno, a może przed chwilą zaprzestała prób poruszania się. Bez względu na to gdzie by się udała, wciąż byłaby tutaj, jeżeli „tutaj” w ogóle stanowiło jakiś wyznacznik. Nie mogła mówić. Jeśli nie było tu przestrzeni, ni czasu, w których mógłby zaistnieć dźwięk, jak słowa mogłyby się wydostać? Nieprzerwana cisza ciekawiła, irytując jednocześnie. Pozostały jej tylko wspomnienia, sięgnęła więc myślą do najdalszego, które przed chwilą, a może wieki temu pamiętała. Ze zdziwieniem odkryła, że zniknęły. Czy rzeczywiście poprzednio tam były? Jeśli tak, to czy teraz zacznie zapominać? Coraz bardziej i bardziej aż w końcu zapomni o własnym istnieniu? Panika ogarnęła jej jaźń. Wtedy nagle z ciszy wyłonił się szumiący dźwięk wodospadu, a z ciemności – kaskada czerwieni. Poczuła ból.

***

            Bum... Usłyszeli pojedynczy dźwięk, tak niespodziewany, że Derian przestał potrząsać czerwonowłosą. Bum... Nadstawili uszu. Krew się zmieszała, pomyślała Śmierć. Bum... Bum... Bum...
-        Hyyy...
Brzmiało to tak, jakby wyłaniała się z otchłani łapiąc pierwszy, tak drogocenny wdech. Potem zaczęła krzyczeć. Nie był to krzyk kogoś, kogo coś boli. Ten wrzask niósł z sobą niewypowiedziane cierpienie. Cierpienie, które mając nawet całą wieczność i wszystkie języki świata, nie zdołałoby się wyrazić w słowach. Adri podniosła się do pozycji siedzącej tak płynnie i bez pomocy, jak kukła sterowana przez niewidzialnego lalkarza. Krzyczała, a dźwięk ten wydawał się nie mieć końca. Zszokowany wilk przycisnął łapy do uszu. Nie wiedział co ma zrobić, jak się zachować. Radość jaką odczuwał widząc ją żywą, bledła zasłonięta przez przerażenie. Czy ona... Umilkła tak nagle, jakby skończyła jej się bateria i opadła wprost w ramiona swego ojca. Wampir wiedział co teraz nastąpi. Głodna nowo narodzona rzuci się na wilka z obnażonymi kłami. Spiął mięśnie. Chciał być w pogotowiu. Wiedział, że ona nie wybaczy mu jeśli pozwoli jej zabić przyjaciela, nawet w amoku. Jednak Adrelia po prostu leżała wpatrzona w sufit czerwonymi oczyma.
-        Adri? - Hakon przerwał cisze.
-        Hmm?
Derian był w ciężkim szoku. Nie szalała z głodu, nie atakowała i nie warczała. Spojrzał na Śmierć pytająco, ale ta tylko rozłożyła ręce w geście bezradności. Czerwonowłosa patrzyła na wilka.
-        Kim jesteś? - zadała pytanie, nim zdążył otworzyć pysk.
-        Nie... Nie pamiętasz mnie? - w tych kilku słowach zawarta była cała symfonia smutku.
-        A powinnam?  - głos miała łagodny, jakby przemawiała do dziecka.
-        To ja... Hakon...
Wpatrywała się w niego z uprzejmą ciekawością. Nikt nie odezwał się przez dobrą minutę, po której Adri uniosła ręce, niczym dziecko, które pragnie, by je podnieść. Wilk zbliżył się do niej, a ona objęła go czule.
-        Oczywiście, że pamiętam, głuptasku. – powiedziała łagodnie – Zgrywam się tylko.

***

-        Musisz wydostać tego fanatyka z waszej celi – rzekła postać w fotelu.
Znowu go nie widział, znowu rozmawiał z oparciem. Coraz bardziej go to irytowało. Coraz częściej zastanawiał się, czy to wszystko warte jest jego celu. Czy będąc zdrajcą absolutnym dopełni swojej zemsty? I jeszcze ta przepowiednia. Czy to naprawdę ma się zdarzyć? Czy będzie musiała wybrać? Właśnie ona?
-        Fanatyk – powtórzył zleceniodawca, wyrywając go z zamyślenia.
-        Ależ panie .. - zaprotestował bezsilnie.
Jego oczy wodziły po pokoju, szukając najmniejszych zmian wprowadzonych po ostatniej wizycie. Nic. Każdy szczegół się zgadzał. Żadna książka nie została ruszona z miejsca, a wszystkie były starannie odkurzone. Na biurku również nic się nie zmieniło.
-        Jestem coraz bliżej celu – odparł fotel – a im ja jestem bliżej celu, tym szybciej ty osiągniesz swój , magu.
-        Tak, panie. - mag obrócił się i położył dłoń na klamce.
-        Zdobądź dla mnie życzenie półkrwi, a ja doprowadzę cię do twojego celu. Wiesz co masz robić?
-        Wiem.

***

            Lake po raz kolejny przeszedł tam i z powrotem po swojej malutkiej celi bez okien. Pierwszy raz znajdował się w więzieniu, ale musiał przyznać, że dość dobrze go traktowali. Posiłki były regularne, nikt go nie torturował ani się nad nim nie znęcał. Siedział tu już spory czas, czekając na wyrok i powoli dochodził do wniosku, że poza strażnikiem wszyscy o nim zapomnieli. Usiadł na pryczy i westchnął. Nagle ciszę zmącił zgrzyt wsuwanego w zamek klucza. Nie była to żadna z pór posiłków, więc to niespodziewane najście nieco go zaniepokoiło. Klucz jednak nie został przekręcony. Nastała cisza. Lake czekał.
-        Otworzę teraz zamek. - odezwał się stłumiony głos po drugiej stronie – i odejdę, zrozumiałeś?
-        Tak – Lake był nieco niepewny.
-        Pięć minut później wyjdziesz ty – ciągnął głos – strażnikami się nie przejmuj, zająłem się nimi.
-        Rozumiem – odparł ostrożnie.
-        W zamian za wolność zrobisz dla mnie jedną rzecz.
-        Zamieniam się w słuch.
-        Znajdziesz tego maga, który cię schwytał – powiedział głos – i go zabijesz.
>>*<<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz